Gotowi jesteśmy do poświęceń, aby ludzie nas dobrze zrozumieli, nie przekręcili naszych myśli, dobrze odczytali intencje. Rozpalamy ogień naszych gestów i płomiennych słów, by wyrazić siebie, by być usłyszanym, by otrzymać odpowiedź lub sprowokować czyjąś reakcję. Zapominamy jednak, że ogniem nie jesteśmy. Człowiek to jedynie kruche ciało, a bliskość ognia nie zawsze rozgrzewa i rozpala, czasem spopiela.

„Święto ognia” to tytuł powieści Jakuba Małeckiego i tytuł baletu, w którym występuje jedna z bohaterek o imieniu Łucja. Bardzo chce być solistką. Jej młodsza siostra, dwudziestoletnia Nastia, cierpi od dzieciństwa na porażenie mózgowe, kontaktuje się ze światem uściskami i dżojstikiem, nieustannie wygląda przez okno i słucha audiobooków. W Internecie ma „konta wszędzie, gdzie można mieć konto”. Obie siostry w różny sposób walczą z ciałem, które sprawia ból i stawia opór.

Nastia próbuje powiedzieć „ja naprawdę bardzo lubię rzodkiewkę”, ale jedynie prycha „przez zęby, strzelając sobie śliną na spodnie”. Tylko na tyle ją stać. Ma tłumaczkę, która gdy jest pod ręką, ułatwia jej komunikację z otoczeniem. I tu Autor chce nam coś powiedzieć, a może ja go tak zrozumiałem. Nie tylko Nastia potrzebuje tłumacza. Przydałby się każdemu z nas, przynajmniej w tych najbardziej emocjonalnych sytuacjach. Właśnie wtedy mówimy niezrozumiałym językiem, to znaczy, to co mówimy to nie to, co chcemy powiedzieć, a gdy uda się nam ubrać we właściwe słowa nasze myśli, wściekamy się, że nikt tego nie zrozumiał tak, jak to pomyśleliśmy. Zirytowana Nastia ma nadzieję, że jej troskliwy ojciec wreszcie zrozumie: „ciągle myślę sobie, że on kiedyś się zmieni, że zacznie słyszeć to, co mówię, a nie to, co wydaje mu się, że mówię”. „Święto ognia” to powieść o naszym słuchaniu i rozmawianiu, o wysiłkach tłumaczenia innym, o co nam chodzi, o naszym mocowaniu się z życiem. Wszyscy cierpimy na porażenie, które zniekształca gesty i słowa. Gdy chcemy powiedzieć, że nie lubimy rzodkiewki i że w ogóle obiad nam nie smakował, uśmiechamy się i na pytanie, czy smakowało, odpowiadamy: Wyśmienite!

Nastia i jej starsza siostra Łucja dużo ćwiczą i obie mocują się z własnym ciałem. Nastia przy pomocy taty, podczas regularnej rehabilitacji, ale robi niewielkie postępy. Nie jest w stanie nawet wziąć kubka do ręki. Jej siostra jest pełnosprawna i „przy pomocy siebie” próbuje zmusić ciało „do czegoś, czego ono wcale nie chce”.

Obie siostry zmagają się z ograniczeniami, których nie są w stanie przezwyciężyć. Nastia myśli, że „może to po prostu o to chodzi w życiu”. Łucja jest przez jakich czas przekonana, że w życiu chodzi o samotny taniec baletnicy, ale jej marzenia umierają na scenie pośród reflektorów i na oczach wszystkich. Pozostaje tylko ciało, które wstydliwie zmaga się z bólem… Nastia natomiast wygląda przez okno czekając codziennie na chłopaka, który idzie chodnikiem, zawsze o tej samej porze. Marzy choć wie, że to tylko marzenie. Zamknięta w ciele pociesza siostrę, której ciało rozumie.

Foto: flickr.com / Dr. Matthias Ripp