Być uczniem Jezusa, być chrześcijaninem dziś oznacza także akceptować krzyż: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23); „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27). Zdanie to kryje pewien paradoks. Jest czymś naturalnym, że ludzie uciekają od krzyża. Wszystkie plany i marzenia człowieka idą w tym kierunku, by ułożyć sobie życie wygodne, bez problemów, by wyeliminować z niego krzyż.
Tymczasem chrześcijanin ma patrzeć na krzyż inaczej. Krzyż dla ucznia Jezusa nie wiąże się z czymś sentymentalnym, czy jedynie z pewnymi formami umartwień. Krzyż dla ucznia Jezusa to bardzo konkretna historia życia, z problemami, trudnościami, nieprzyjemnościami, z tym wszystkim, co niesie życie. Chrześcijanin patrzy na krzyż w kluczu krzyża Jezusowego. Krzyż dla Jezusa nie był klęską, ale przeciwnie, znakiem miłości Boga do nas, zwycięstwem nad grzechem i złem, drogą do zmartwychwstania, do chwały i wiecznego życia. Również droga ucznia Jezusa wiedzie do chwały i życia wiecznego przez krzyż. Krzyż jest miejscem doświadczenia spotkania z Bogiem, miłości Boga, zbawienia człowieka.
Uczeń Jezusa wie, że Bóg dopuszczając w jego życiu krzyż, chce mu coś ważnego powiedzieć, chce go oczyścić i poprowadzić do rzeczy wyższych. Krzyż uwalnia nas od kompleksów, zahamowań, zazdrości itd. i prowadzi do akceptacji życia i świadomości, że ponad całą historią, wszystkimi problemami i cierpieniami jest kochający Bóg.
Akceptacja krzyża wymaga jednak wcześniejszego zaparcia się siebie. Inaczej krzyż będzie iluzją, będzie krzyżem pozornym, fikcyjnym. Jest to niejednokrotnie krzyż, ból, który rodzi się z naszego subiektywizmu, z naszej nadwrażliwości, płytkości czy głupoty; ból, który zadajemy sobie sami. Sądzę, ze jest to rodzaj cierpienia, niechcianego przez Boga. Taki ból nie jest krzyżem, ale ozdobnym krzyżykiem, który należy eliminować.
Zaparcie siebie jest o tyle trudne, że każdy z nas rodzi się z piętnem egoizmu, samolubstwa. Każdy z nas ma również silne pragnienie dostrzegania natychmiastowych owoców swojej modlitwy, ofiarności wobec innych, pracy nad sobą. Egocentryzm popycha nas często, by pomijać etapy i iść szybko naprzód, by móc się cieszyć nie Bogiem, tylko własnymi sukcesami duchowymi. Zaparcie siebie polega na odchodzeniu od swojego samolubnego dostrzegania natychmiastowych owoców.
Zaparcie siebie – to pokora. Człowiek pokorny, to człowiek, o którym mówi się, że jest taki, a on widzi u siebie pychę (święci mistycy). Człowiek, któremu brakuje pokory porównuje się z innymi, by się przekonać o swoim postępie w życiu modlitwy, miłości bliźniego, pokorze. Taki człowiek zostaje uwięziony w sobie samym, jest więźniem siebie i nie może nieść krzyża i naśladować Jezusa.
Zaparcie siebie – to również ciągły wybór drogi i woli Boga. Ta droga objawia się w słowie Boga i faktach naszego życia. Nasz błąd polega na tym, że sami chcemy planować nasze życie. Robimy plany, modlimy się o ich spełnienie, a gdy to nie wychodzi, wpadamy we frustrację, zgorzknienie, a nawet cynizm. Mogą to być nawet wspaniałe plany, np. pracy apostolskiej, zaangażowania we wspólnocie. Uczeń Jezusa w faktach, w życiu, w planach widzi wolę Boga, nie swoją. Bóg daje nam wspanialsze życie, niż możemy wymarzyć i zaplanować. Naszym zadaniem jest odkrywanie, akceptacja i podejmowanie tego życia.
fot. Stock