Każdy z nas w głębi serca pragnie, by nawiązać z Bogiem bliską i mocną więź, by nauczyć się Go zauważać w codzienności. Intuicyjnie wyczuwamy, że istnieje jakiś ostateczny cel, do którego zmierzamy, prawdziwe szczęście, szczera radość i życie w pełni, którego nie zapewni nam nic z rzeczy stworzonych. Zaczynamy szukać Boga. I właśnie wtedy pojawia się pytanie: Jak rozpoznać Pana? Skąd wiadomo, że to On?
W zależności od tego, jak blisko lub daleko Boga jesteśmy w danym czasie, będziemy odczuwać silniej lub słabiej Jego obecność. Wyraża się ona w duchowym doświadczeniu głębokiego pokoju, ufności, wierności i wolności.
Okazuje się jednak, że często mamy problem z odróżnianiem naszych poruszeń wewnętrznych od emocji, uczuć i własnych myśli. W sercu nieraz panuje chaos mnóstwa odczuć i przeżyć, które w różnym stopniu wpływają na nasze zachowanie, decyzje i działanie. Co więcej, często działaniu Boga przypisujemy nasze uczucia i przez to błądzimy. Podejmujemy pomysły wynikające z osobistych emocji, niepotrzebnie się oskarżamy lub „walczymy z wiatrakami”, próbując na siłę zmienić siebie. Możemy sobie wyobrazić, że wtedy patrzymy na nasze życie wewnętrzne, jak przez źle wyregulowaną lornetkę – widzimy różne plamy i nie potrafimy powiedzieć, czy to coś czarnego na zielonym tle to niedźwiedź, kamień, czy kominiarz na rowerze.
OTWÓRZ OCZY, BY WIDZIAŁY
Głównym zadaniem będzie wyregulowanie tych „soczewek” w naszym patrzeniu na siebie. A proces regulowania czasem trwa latami i składa się z wielu kroków: częstej modlitwy, regularnej refleksji nad naszym życiem wewnętrznym oraz z poszerzania wiedzy na ten temat. Aby rozeznać poruszenia od Pana Boga, muszę „nauczyć się” Jego obecności i brzmienia Jego głosu. A to dzieje się tylko przez praktykę codziennego spędzania czasu z Bogiem.
Najważniejszym wskaźnikiem naszego życia duchowego jest stan pocieszenia duchowego. Mówią o tym reguły rozeznawania św. Ignacego Loyoli.
Warto na początku zauważyć, że tylko Bóg może bezpośrednio udzielać się naszej duszy i dawać nam jakiekolwiek poruszenia. Dlatego pocieszenie wypływa z bycia w rękach Boga, natomiast strapienie (stan przeciwny pocieszeniu) powstaje w wyniku zgubienia Go w naszym życiu. Pamiętajmy, że zły duch nie ma do naszego wnętrza żadnego dostępu – nie może udzielać się naszej duszy, ani nie może jej naruszać, dlatego strapienia nie wywołuje obecność złego ducha, ale tylko i wyłącznie oddalenie od Pana Boga. Rola i działanie złego ogranicza się jedynie do tego, aby… rozregulować nasze soczewki. Ale to wystarczy, abyśmy błądzili, zamykali się na Ducha Świętego i przez to oddalali się od naszego Ojca.
PATRZ NA OWOCE
Aby móc łatwiej rozpoznawać działanie Ducha Świętego, warto przyjrzeć się różnym doświadczeniom radości, które niekoniecznie muszą być radością duchową. Nie znaczy to, że są złe lub nie pochodzą od Boga, ale nie są fundamentem, na którym możemy coś trwałego wybudować.
Pocieszenie duchowe w czystej postaci jest dla nas szalenie ważne, gdy chcemy rozeznawać duchy. W stanie pocieszenia doradza nam przede wszystkim duch dobry i jest to najlepszy czas, by podejmować trafne decyzje. Samo pocieszenie może również być potwierdzeniem ze strony Pana Boga, że jakaś decyzja została podjęta zgodnie z Jego wolą.
Ale kiedy pomylimy pocieszenie z radością emocjonalną, możemy popełnić poważne błędy. Tak może być z relacjami: ktoś wzbudza w nas pozytywne emocje, ale to nie oznacza wcale, że bliższa znajomość z tą osobą jest dla nas dobra. Lub przeciwnie, jeśli kogoś nie lubimy, nie oznacza to, że dany człowiek jest zły. Jakaś posługa sprawia nam przyjemność, ale to nie znaczy, że jesteśmy do niej powołani. Albo weźmy przykład dowolnej wspólnoty, która na rozeznaniu mocno „nakręciła się” na przeprowadzenie wielkiego spotkania modlitewnego w swojej parafii. Wszyscy organizują spotkanie z zapałem, drukowane są plakaty, wszyscy czują moc i radość z tego wydarzenia, do którego „Pan ich powołał”. Nadchodzi czas spotkania i… prawie nikt na nie przychodzi. Jak mówi Pan przez proroka Barucha: „Odbiorę mu radość z wielkiej liczby mieszkańców, a pycha jego przemieni się w smutek” (Ba 4, 34).
Fakt, że odnosimy sukcesy w pracy i mamy w niej dobrą pozycję, a więc odczuwamy satysfakcję i pewność siebie, również nie oznacza, że działamy pod natchnieniem Ducha Świętego.
W sytuacjach, kiedy przeżywam trudności psychiczne i ktoś mnie przytuli, poczuję się wtedy lepiej, ale to nie jest pocieszenie duchowe i w żaden sposób nie mogę się tym kierować w swoim życiu. Co więcej, jeżeli przeżywam trudny czas, to taka radość może zagłuszyć realne problemy, które noszę w sercu, i tylko mnie oddalić od rozwiązania ich przed Bogiem.
To dlatego św. Jan tak dobitnie pisał: „Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie” (1 J 4, 1). Parafrazując, możemy powiedzieć, że wielu fałszywych proroków mamy wśród naszych uczuć.
KIERUNEK: JEZUS
Św. Ignacy pokazuje, że należy się przyglądać, skąd pochodzą pewne uczucia i do czego nas prowadzą. Idąc po kolei: ktoś może potrzebować przytulenia, bo nie radzi sobie z sobą, nie chce rozwiązania problemów, ale zatrzymuje się na potrzebie ciepła drugiej osoby. Podobnie, ktoś, kto szuka radosnych modlitw, może próbować uciec od smutnej rzeczywistości. Ktoś inny forsuje swoje pomysły, bo chce być wreszcie doceniony itd. Przyglądając się dokładniej powyższym przykładom, zauważymy, że wszystkie mają wspólny kierunek i cel: skupić nas na sobie i naszych potrzebach. Jeszcze raz zaznaczę, że pozytywne doświadczenia w sferze fizycznej i psychicznej nie są złe, czy zgubne. Chcę tylko pokazać, że kiedy opieramy się na nich w naszym rozeznawaniu, możemy się pogubić i zamiast kierować do Boga, kierujemy się ku sobie, czyli popadamy w duchowy egocentryzm. Wynikiem takiego postępowania będzie, jak opisuje prorok Baruch, radość, która szybko przemieni się w niepokój, smutek i ostatecznie strapienie duchowe.
Zastanówmy się, czym w takim razie jest prawdziwe pocieszenie duchowe? Można powiedzieć, że jest zbiorem subtelnych przeżyć, odmiennych od psychicznych, które zwracają nas jeszcze bardziej w stronę Pana Boga, czyli mają działanie chrystocentryczne. Jeżeli jakieś przeżycia wewnętrzne w sposób czysty, tzn. bez zaspakajania moich głodów emocjonalnych, pociągają mnie do miłości Pana Boga i drugiego człowieka, to jest to doświadczenie pocieszenia duchowego. Takie doświadczenie może trwać chwilę lub towarzyszyć nam przez dłuższy czas, ale zawsze pociąga do tego samego: by wyjść z siebie, czyli własnych potrzeb i egoizmu, by nawrócić się, zbliżyć się do Boga i bardziej kochać drugiego człowieka.
Im bliżej Boga będziemy, tym silniej pocieszenie będzie się nam udzielało, stąd najczęściej będziemy je przeżywać w czasie modlitwy. Dlatego św. Ignacy pisał, że każdy wybór należy zacząć od kontemplacji, tzn. od przybliżenia się do Boga, aby się z Nim zestroić w pocieszeniu i być otwartym na Jego działanie. W tym bowiem stanie doradza nam przede wszystkim duch dobry, to znaczy, że poruszenia naszego serca spontanicznie skłaniają się raczej ku woli Pana Boga i sami czujemy, co się Jemu podoba.
GRUNT TO MOCNY FUNDAMENT
Pocieszenie, jako przeżycie duchowe, może być niezależne od naszej kondycji psychofizycznej. Zdarza się, że ktoś bardzo cierpi fizycznie, ale potrafi przy tym ufać Panu Bogu. Bywa, że ktoś przeżywa chaos myśli i uczuć w sferze psychicznej (jest zdołowany, zestresowany, boi się, przeżywa rozpacz z powodu jakiejś tragedii), ale przy tym wszystkim, w głębi serca doświadcza bliskości Boga, czuje, że może się na Nim oprzeć jak na skale.
Spójrzmy na Jezusa w Ogrójcu. Wiemy, że bardzo głęboko odczuwał lęk, pocił się krwią i drżał, ale dobry duch go pocieszał i przez to Jezus mocno wpatrywał się w Ojca, by w konsekwencji wypełnić Jego wolę.
Umiejętność rozpoznawania czasu pocieszenia jest kluczowa dla rozeznawania duchowego i współpracy z Duchem Świętym. Dobrze rozpoznane pocieszenie umożliwia nam realizację prawdziwie Bożych dzieł Jego mocą oraz daje nam potwierdzenie podjęcia dobrej decyzji.
Wojciech Werhun SJ/ za „Szum z Nieba”