Pomyślałem, że nawet na pustyni ludzie nie są tak bardzo samotni jak tutaj, na pustej ulicy, w środku miasta, przemykając się chyłkiem przed frontem domów przylegających ciasno jeden do drugiego, przed kamerami, które bacznie ich obserwują swymi dobrze ukrytymi oczami. Współczesna bieda ma to często właśnie taka samotność i opuszczenie w centrum dobrobytu.
Szedł w adidasach, przez lewą rękę miał przewieszone stare ubrania, w prawej trzymał kołdrę która mu się rozjechała i jednym końcem dotykała chodnika. Oparł rękę na głowę, żeby mu kołdra nie ciążyła. Szedł szybko, jakby chodziło o to, żeby dobiec na jednym oddechu do wyznaczonej mety. To musiało być coś niecierpiącego zwłoki, inaczej nie biegłby tak szybko, nie patrząc na drepczącą za nim małymi kroczkami niską kobietę z torbą na plastikowych kółkach. Ciągnąc ją za sobą, torba terkotała niemiłosiernie po płytkach chodnika.
Zastanawiałem się, czy to nie jest jakiś symbol, w końcu jestem w sercu Londynu, czyli w jakimś sensie w centrum wielkiej Europy. A tu taki obrazek z samego poranka. Według mnie jest to obrazek nowoczesnej biedy, niestety nie tylko tej materialnej. Tak w pewnym sensie prezentuje się współczesny, europejski lumpen proletariat, podobny do tego starorzymskiego, któremu wystarczyło zapewnić „chleba i igrzysk”. Zdaję sobie sprawę, że to tylko jedna scenka, która nie upoważnia do wyprowadzania zbyt daleko idących uogólnień. Nie zajmuje się jednak w tej chwili badaniami socjologicznymi , nie opracowuję ani też nie analizuję żadnej ankiety, a nawiązuję tylko do problemu współczesnej biedy, o której wielokrotnie rozmawiałem z różnymi osobami, reprezentującymi różnorodne środowiska.
Wyżej opisana scenka była dla mnie echem tych rozmów i wniosków do jakich wspólnie wtedy dochodziliśmy. Był to rodzaj strzału obiektywem „w środek życia” jednej z wielu metropolii europejskich, w weekendowy poranek, gdy panuje na ulicach martwa cisza, gdyż wszyscy śpią i spać będą do południa po nocnych rozrywkach…
Pomyślałem sobie, że taki obrazek nigdy nie zdarzyłby się w Syrii albo gdzie indziej na Bliskim Wschodzie. Byliby tam z pewnością jacyś inni ludzie, razem z tym dwojgiem „uciekinierów”. Byłyby dzieci, garnki, żywność, byłby jakiś kuzyn albo kolega z bardzo zdezelowanym samochodem, aby im ułatwić przeprowadzkę. Pomyślałem też , że nawet na pustyni ludzie nie są tak bardzo samotni jak tutaj, na pustej ulicy, w środku miasta, przemykając się chyłkiem przed frontem domów przylegających ciasno jeden do drugiego i przed kamerami, które bacznie ich obserwowały swymi dobrze ukrytymi oczami.
Para „uciekinierów” pewnie myślała tylko o jednym, o dojściu do miejsca gdzie będą mogli wreszcie rzucić bezpiecznie kołdrę i tę chudą naręcz ciuchów. I pewnie o tym również aby się ukryć przed ludzkim wzrokiem.
Najgorsze w tej scenie było to, że mężczyzna i kobieta nie byli razem, że nie szli jedno obok drugiego i że być może ich samotność była tak duża , iż każde z nich było obce nawet dla samego siebie.
O. Zygmunt Kwiatkowski SJ (za DEON.pl)/ RED.