Od trzech lat trwały przygotowania do otwarcia nowej placówki jezuitów Afryki Wschodniej w Akol Jal, kilkanaście kilometrów od Rumbek w Sudanie Południowym.
Nowe perspektywy
Projekt ten pod nazwą „Multi-Educational & Agricultural Jesuit Institute Of South Sudan” będzie obejmował rolnictwo, leśnictwo i hodowlę zwierząt (głównie bydła) w nieco zmodyfikowany, bardziej nowoczesny sposób niż tylko wypas bydła w tradycyjnym stylu.
Chcemy połączyć dotychczasowy tradycyjny sposób hodowli bydła z weterynarią, tradycyjny sposób uprawy ziemi (zawężony tylko do sześciu miesięcy pory deszczowej) z organicznym całorocznym sposobem uprawy ziemi połączonym z systemem nawadniania podczas pozostałych sześciu miesięcy suchej pory roku oraz z leśnictwem, gdyż dezertyfikacja (upustynnianie terenu) przez nadmierny wypas bydła na tych samych pastwiskach i wypalanie traw podczas pory suchej, która trwa od października do marca, przynosi wielkie zniszczenie ziemi. Nową misję pragniemy otworzyć wraz z irlandzkim jezuitą Richardem O’Dwyer jeszcze w tym miesiącu, w styczniu 2014 roku.
Ekologia w nowoczesnym rozumieniu to troska nie tylko o miasta, ale także o tereny, gdzie ochrona traw, krzewów i drzew powinna być główną troską tuż zaraz po człowieku. Mamy szczerą nadzieję na wymianę doświadczenia, bo ta wiedza i praktyka, które mają nasi bracia Dinkowie, jest bezcenna. Do tradycji i lokalnego doświadczenia, chcemy dołączyć zdobycze nowoczesnej techno- logii. Poszerzeniem wyżej opisanych przedsięwzięć będzie założenie warsztatu wypalania cegły, kowalstwo (by mieć własne narzędzia), pszczelarstwo i warsztat stolarski. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Projekt przygotowany jest dla Dinków, których poznałem 2 lata temu tu w Rumbek i w Akol Jal. Wywarli na mnie niezatarte wrażenie. Ufamy, że zasięg tego centrum będzie większy za kilka lat niż tylko Akol Jal. Mamy również nadzieję na otwarcie szkoły w przyszłości (oby tylko wojna się skończyła), bo edukacja, wiedza i doświadczenie to przyszłość i praca, a rolnictwo, leśnictwo i hodowla zwierząt (krowy, osły, kozy, trzoda chlewna, indyki, kury, kaczki) posłuży do codziennego funkcjonowania.
Nadzieja umiera ostatnia
Do Sudanu Południowego leciałem z Nairobi z siostrą zakonną, która pracuje w Rumbek od 15 lat. Nieco ze smutkiem stwierdziła, że wszystkie projekty, które kiedykolwiek zaczynała, upadły oczywiście – każdy z innego powodu. Jeden ze względu na kradzież materiałów na warsztaty, drugi ze względu na odebranie wydzierżawionej ziemi przez właściciela, kiedy ten zobaczył, że jego ziemia jest tak urodzajna… Inny ze względu na porę deszczową, w której wszystkie książki zalał deszcz, jeszcze inny z powodu czyjejś zazdrości i namowy ludzi do tego, by nie uczestniczyli w prowadzonych dla kobiet przez Kościół i Siostrę kursach zarządzania i uprawy ziemi, jeszcze inny ze względu na brak zaangażowania ludzi w naukę języka angielskiego. No, a teraz trwa na dodatek wojna domowa, która zebrała już swój śmiertelny plon. „Na razie pozostają relacje, przyjaźnie i więzi z miejscowymi ludźmi. Resztę zrobimy w kolejnym pokoleniu. Jeśli nie my, to nasi następcy. Efekty pracy są tak naprawdę drugorzędne. Najważniejsi są ludzie, z którymi jesteśmy” – powiedziała Siostra Mary Mumu. Docierając do Rumbek w Sudanie Południowym, sytuacja jaką zastaliśmy, była bardzo niepo- kojąca.
Wojna domowa, trwająca od połowy grudnia 2013 roku, zatrzymała wszystko. Powoli, powoli ruszymy, ale to trochę potrwa. I chociaż walki trwają głownie we wschodniej części Sudanu Południowego (200 km od nas) i u nas wydaje się być w miarę spokojnie, to wojsko jest na każdym kroku, po prostu wszędzie. Pojedynczy żołnierze, po kilku, w większych grupach, w konwojach samochodowych to częsty widok. Na ulicach pojawiają się ciężarówki wypełnione cywilami z bronią. Każdy mężczyzna ma broń i nie rozstaje się z nią. Aż trudno uwierzyć, skąd tyle broni bierze się w tak biednym kraju, gdzie krów jest więcej niż ludzi, a mimo to brakuje nabiału, gdzie żywność dostarczana jest do miast Sudanu Południowego z zagranicy, a kiedy kontener zostanie zablokowany przez żołnierzy lub rebeliantów, ludzie nie mają pożywienia.
W ostatnim miesiącu zginęło tu w walkach ponad 12 tysięcy osób, gdzie tylko w jednym z obozów dla uchodźców (na obrzeżach miasta Bor 100 km od naszej placówki) koczuje obecnie 9 tysięcy ludzi bez dostępu do jedzenia i wody. ONZ dostarcza 4 litry wody na osobę dziennie i minimalne racje żywnościowe. Jedna latryna musi wystarczyć 600 osobom.
Liczba wszystkich uchodźców przekroczyła 400 tysięcy ludzi. W naszym regionie tydzień temu zginęło 47 mężczyzn. Nie była to jednak sprawa związana z obecną wojną domową a inna, dotycząca dwóch klanów i odwetu za kradzież bydła obok naszej nowej misji w Akol Jal, dokąd przeniosę się w przyszłym tygodniu. Konflikt jest wszędzie. To się czuje na każdym kroku. Ludzie żyją w ciągłym strachu – ludzie żyją w ciągłym napięciu.
W ostatnią niedzielę odprawiałem Mszę św. w Katedrze w Rumbek. Miejscowa katedra to taki mały kościółek w centrum tej wielkiej wsi, dla niektórych miasta. Na miejscu nie ma biskupa, gdyż biskup Cesare Mazzolari, M.C.C.I. zmarł w 2011 roku. Obecnie zawężoną władzę sprawuje administrator diecezji, ks. John Mathiang. To wielka szkoda, że nie ma pasterza, bo biskup jednoczy i jest punktem odniesienia. Ucieszyłem się, że mogłem zastąpić księdza administratora, który poleciał na spotkanie konferencji biskupów do Juby.
Podczas Mszy św. polecaliśmy ofiary wojny i prosiliśmy Pana Boga o dar pokoju dla tego tak bardzo zmęczonego wojnami kraju. Miałem też okazję powiedzieć kazanie i doświadczyć modlitwy i śpiewu w afrykańskim stylu.
Ktoś zapytał, czy jest mi ciężko? To dopiero początek naszej nowej misji. Tak naprawdę, to jeszcze nie wiem, co to znaczy ciężko w tutejszych warunkach… Chyba nie – póki żyję, jest dobrze, a nawet wspaniale. Reszta jest taka zwykła, piękna, dobra. I choć ludzie żyją w ciągłym zastraszeniu i zagrożeniu bycia zaatakowanymi przez rebeliantów, krok po kroku idziemy naprzód. Naszym marzeniem jest założyć międzynarodowy wolontariat. Warunkiem jest jednak pokój w kraju.
Więcej, zwłaszcza bieżących informacji, znajduje się na moim Facebooku. Polecam także stronę internetową Polskiej Akcji Humanitarnej, szczególnie w kontekście obecnej sytuacji w Sudanie Południowym, z którą jestem w stałym kontakcie.
O. Tomasz Nogaj SJ