Odkąd pamiętam, zawsze chciałem rozmawiać z ludźmi o rzeczach ważnych, o miłości, wolności, dobru, prawdzie, odpowiedzialności, uczciwości, służbie… W okresie zbuntowanej młodości pragnienie to było we mnie chyba przesadnie mocne, bo nieraz po prostu lekceważyłem rozmowy o rzeczach błahych, przyziemnych, trywialnych. Szkoda było mi na to czasu. Zapominałem, że umiejętność rozmawiania o tych sprawach buduje przestrzeń życzliwości, spotkania i dialogu.
Pragnienie i nieumiejętność rozmowy
W wielu ludziach jest pragnienie rozmawiania o ważnych, głębokich, odwiecznych i nieprzemijających sprawach, ich rozumieniu albo nierozumieniu, o uczuciach, jakie z nimi są związane. Codzienne rozmowy, przede wszystkim te w mediach, pokazują, że nie da się o nich zawsze i wszędzie spokojnie i twórczo rozmawiać. Zazwyczaj towarzyszą temu ogromne emocje, i to krańcowe, bo skoro są to sprawy ważne, to muszą angażować całego człowieka, jego wybory i postawy, a często i sens życia. Nie sposób używać w takiej rozmowie tylko rozumu. Rozmowa o rzeczach ważnych nigdy nie będzie wyglądać jak przepływ danych pomiędzy dwiema maszynami liczącymi. Zawsze pojawią się emocje. Dlatego wcześniej trzeba uczyć się pracować nad własnymi emocjami; i warto też zadbać zawczasu o pozytywne nastawienie do potencjalnego rozmówcy.
Obecnie jest to szczególnie ważne. Sytuacja w mediach, zwłaszcza w Internecie, przekonuje, że zastraszająco wiele osób wykazuje brak szacunku do wartości, myśli, uczuć innych ludzi. I to ujawnia się zarówno u wierzących, jak i niewierzących, katolików, protestantów, prawosławnych, „otwartych” i „zamkniętych”, agnostyków, ateistów, osób z prawicy, centrum i lewicy. W każdym ujawnia się jakaś potrzeba gwałtownej reakcji, zlekceważenia, wyśmiania… Być może wynika to z gromadzonej w szarej codzienności agresji, niechęci lub z wrodzoh nej złośliwości i potrzeby zachwytu swoją błyskotliwością; a może po prostu z chęci odreagowania stresu, poszukiwania formy rozrywki, odprężenia się. Chyba coraz częściej ludzie traktują rozmowę o ważnych sprawach jak formę rozrywki. Bardzo rzadko pierwszą reakcją na odmienną opinię jest zaciekawienie, zapytanie, dlaczego ta osoba tak sądzi. Bliższe zbadanie, w czym się tak naprawdę różnimy. To zadanie dla duchowych atletów: zachować życzliwość wobec osoby z odmienną opinią, wytrzymać napięcie, zapanować nad emocjami, odczekać z odpowiedzią aż się ona dobrze uformuje.
Rozmowa i doświadczenie duchowe
Szczególnym typem rozmów są te o wierze. Często nie wiemy, jak o niej rozmawiać w naszych rodzinach, w miejscach pracy, w gronie przyjaciół. Rozmowa, która zaczyna się od spraw wiary, szybko przechodzi na Kościół. Wiara wydaje się czymś nieokreślonym i nieuchwytnym; Kościół natomiast to byt jak najbardziej widoczny, namacalny, łatwo uchwytny w swojskie kategorie społeczno- polityczne. Łatwiej uformować sobie (albo przejąć) o nim opinię. I wtedy emocje potęgują się – zresztą jak przy zajmowaniu się jakąkolwiek instytucją, w której sprawuje się władzę i obraca pieniędzmi.
Głównym jednak problemem w tych rozmowach jest chyba brak żywego doświadczenia wiary i Boga. Boimy się, że zabraknie nam wiedzy i błyskotliwości w odpowiedzi, a tymczasem najbardziej brakuje nam pulsującego życiem doświadczenia. Gdy człowiek ma doświadczenie wiary, jest pewniejszy siebie, intuicyjnie wie, co chce powiedzieć, i wyczuwa błędy argumentacji osoby atakującej. Czym głębsze doświadczenie, tym więcej też wewnętrznego spokoju i zrozumienia, a nawet zgody na to, że nie muszę odpowiedzieć na wszystkie zarzuty, albo że ktoś może mnie nie rozumieć. I nie czuję się zmuszony, by go obrażać.
Są osoby, którym bardzo łatwo przychodzi mówić o sprawach religijnych. Czy to znaczy, że mają żywe doświadczenie? Niekoniecznie. Niektórzy czują przemożną potrzebę, by przy każdej okazji wspomnieć coś o grzechu, zagrożeniach duchowych, szatanie, wykazać się dużą inwazyjnością, ocenianiem, straszeniem wizjami kar Bożych i wielkich zagrożeń obecnego świata. Innym bardzo łatwo przychodzi nawoływanie do przyjmowania wszystkiego, co oferuje świat, za dobrą monetę i oskarżanie swoich braci i sióstr w wierze o zacofanie i wycofanie. Obawiam się, że obie grupy osób niewiele mają wewnętrznego doświadczenia wiary. Raczej uwięzione są w pewnych stylach narracji religijnej niż zakorzenione w osobistym doświadczeniu tajemnic wiary i w żywym spotkaniu z Bogiem. Ich obecność zawsze rozsadza wszelkie schematy i daje pokój i wolność. Obie te narracje (zespoły słów, zwrotów, konstrukcji myślowych, obrazów, ocen itp.) są niebezpieczne, bo dają złudzenie, iż żyje się sprawami duchowymi. W istocie człowiek dryfuje w kierunku coraz większego wyobcowania ze świata lub ze wspólnoty wiary, zamyka się w pesymizmie albo optymizmie; wzmacniają się w nim negatywne emocje i mechanizmy obronne. Jedynie moc rzeczywistego doświadczenia Boga może to przełamać i wyprowadzić nas poza narracje.
Bardzo dobrze rozumieli to ostatni trzej papieże. Dlatego trudno ich było chwytać w sieci znajomych schematów. W wolności i pokoju wychodzili do każdego, by prowadzić rozmowę o rzeczach ważnych.