Świętość to nie jest coś, co można wprowadzić dekretami dla wszystkich. Bóg Żywy to nie jest król, który urzędowymi ustawami wprowadza ład i porządek.
19 października 1984 roku w Bydgoszczy Jerzy Popiełuszko odprawił swoją ostatnią Mszę świętą i nabożeństwo różańcowe. Zapewne zjadł później kolację na plebanii parafii Świętych Polskich Braci Męczenników, wypalił papierosa i wyruszył do Warszawy, na Żoliborz. Jednak do domu nie dojechał, po drodze został zamordowany. Często zastanawiam się, jak wyglądały ostatnie godziny życia Jerzego.
Zapewne na początku ostatniej drogi musiał czuć radość, lubił Msze za Ojczyznę, jego ostatnie rozważanie różańcowe było bardzo dobre i mocne – myślę, że miał tego świadomość. Po wszystkim napięcie zeszło, wracał do swoich. Być może pojawił się strach, bo przecież miał świadomość zagrożenia, ale to było coś, co towarzyszyło mu już od jakiegoś czasu. Kiedy został zatrzymany i wrzucony do bagażnika samochodu, może miał jeszcze nadzieję na to, że „wszystko się dobrze skończy”. Skoro Kościół uznał, że Jerzy jest męczennikiem za wiarę, to jestem przekonany, że w ostatnich chwilach był wierny Bogu i Ewangelii.
Piszę o Jerzym dlatego, że jestem przekonany, że tak jak był potrzebny Polsce jako ksiądz trzydzieści lat temu, tak dziś jest potrzebny nam jako święty patron pojednania i świadek tego, że można nie złorzeczyć, że można nie szukać zemsty, nie chwytać za karabiny i dalej być wiernym Ewangelii.
Jerzy Popiełuszko nie był kimś, kto w imię uprawnionej prawdy stanął naprzeciw wrogów i zaczął ich odrzucać. Wręcz przeciwnie – modlił się za nich, a funkcjonariuszom spod swojego domu nosił ciepłą herbatę w zimowe wieczory. Pani Danuta Szaflarska w jednym z wywiadów przypomniała, że był bardzo wyczulony na nienawiść wśród wierzących, że przy tym grzechu był nieustępliwy.
Postać tego błogosławionego przypomina mi ciągle, że walka o osobistą świętość i Boga w życiu nie zawsze pokrywa się z systemem polityczno-społecznym. Jerzy przypomina mi, że świętość to nie jest coś, co można wprowadzić dekretami dla wszystkich, że Bóg Żywy to nie jest król, który urzędowymi ustawami wprowadza ład i porządek.
Popiełuszko uczy mnie, że świętość to jest coś, do czego dochodzi się w samotności, wpadając do wody, będąc wiernym aż do końca. Ostatecznie to każdy z nas stanie przed Bogiem i odpowie na pytanie, ile dobra zrobił dla innych.
Dla mnie Jerzy jest patronem zwykłych ludzi, którzy często są słabi, przekreślani i samotni. Do momentu pojawienia się na Żoliborzu w 1980 był zwykłym, pobożnym księdzem, jakich było (i jest) wielu. Pojawił się tam tylko dlatego, że był słaby fizycznie i chorowity. A do tego palił papierosy. Na hucie pojawił się jakby z przypadku. I tak się zaczęło. Pokazał ludziom, że w obliczu zła, że w obliczu tego, co człowieka chce zniewolić, można mieć głowę podniesioną i walczyć o swoje życie.
Jurek pokazał, że walka musi zacząć się od naszego serca, że najpierw musimy być w nim wolni, dopiero później ma sens nasze działanie na zewnątrz. To jest walka duchowa, jeśli ktoś ogranicza się do działania tylko zewnętrznego, to politykuje i uprawia woluntaryzm. I to jest dobre, ale za małe.
Zło dobrem zwyciężaj. Może warto te słowa Pawła, które często powtarzał Jerzy, zastosować do siebie. I zamiast „kwasić” siebie, innych, poszukać dobra w sobie, jako antidotum na złe myśli o sobie i na temat swojego życia.
W filmie „Wolność jest w nas” jest taka scena, kiedy napięcie między władzami a księdzem Jerzym sięga zenitu. Jego przyjaciele radzą mu, by zmienił taktykę, by zaatakował przeciwników z nazwisk. Wtedy usiadł i stwierdził, że nic nie rozumieją z tego, o co walczy. Powiedział, że nie walczy z ludźmi, ale ze złem. Widać było jego wielką samotność w walce, niezrozumienie, rozejście się dwóch wizji: jego i przyjaciół. Jego opierała się na Jezusie, a ich na polityce.
Jerzy po ludzku przegrywa. Umiera, ginie i zostaje pogrzebany. A jednak dziś dla wielu jest mistrzem. Popiełuszko jest dobrym przykładem na to, z czym my często mamy problem. Chrześcijan ma się przeciwstawiać złu, ale do pewnego momentu, w którym trzeba „odpuścić” i dać się zabić.
Zachęcam do pojechania na Żoliborz. Jerzy jest bardzo skuteczny w modlitwie wstawienniczej. Szczególnie polecam tę wyprawę wszystkim tym, którzy czują się przegrani i odczuwają lęk przed podjęciem działania.