Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Ga 2, 16. 19-21
Całe Słowo dzisiejszego dnia jest bardzo poruszające, z jasnym przesłaniem. Najpierw prorok Natan przychodzący do króla Dawida po jego grzechu z Batszebą. Tego nie ma w dzisiejszym tekście, ale piękna jest przypowieść, jaką prorok opowiada królowi – o bogatym człowieku, któremu żal było wziąć dla gościa owiec ze swego stada, więc zabrał biedakowi, który miał tylko jedną owieczkę. Nie wziął ze swego (a miał wiele), lecz z cudzego. Na koniec zaś dzisiejszej Ewangelii mamy słowa o kobietach, które chodziły za Jezusem i Jego uczniami i usługiwały im, udzielają ze swego mienia. Skojarzyło mi się to z męką Chrystusa i pięknymi parami obrazującymi prawdziwą miłość, gdzie Jezus wydaje siebie, Judasz zaś wydaje kogoś (Jezusa). Jezus, który myje nogi uczniom (służąc), a Piłat umywa swoje ręce na znak rzekomej „niewinności”.
W tej klamrze odbywa się scena w domu faryzeusza. Zaprosił Jezusa na ucztę i… tyle. Zaraz potem obraz staje się dynamiczny i wkracza na scenę kobieta grzeszna, więc nieczysta, odrzucana przez innych, niekochana. Zaczyna czynić coś, czemu zaniedbał faryzeusz (o czym Jezus mu potem powie). Faryzeusz jest tutaj bierny, zdystansowany (tak to Jezusa, jak i tym bardziej do owej kobiety). Nie włącza się w scenę (nawet by zwrócić kobietę uwagę – zawsze to jakaś reakcja). Szymon wydaje się tu zimny, kalkulujący na chłodno, nie zaangażowany i jedyne, na co go stać, to osądzić w myślach – nawet nie tę kobietę, tylko Jezusa. Można albo udzielać coś ze swego, albo z cudzego; można angażować się jak grzeszna kobieta, albo być biernym obserwatorem.
To wszystko można, jednak tu chodzi o moje życie i to, co ja wybieram. Jezus w tej scenie nie traci z nikim kontaktu. Przyjmuje gest kobiety rozgrzeszając ją na koniec, tłumaczy także faryzeuszowi. Opowiada o odpuszczeniu długu i z tej przypowieści wychodzi, że każdy ma dług. Mniejszy, większy… Konkluzja Jezusa jest jasna: miłość odpuszcza grzechy. Kobieta bardzo umiłowała i pokazała to przez zaangażowanie. Czy nie bała się odrzucenia? Tego, że jej nie wpuszczą, zwyzywają? Miłość ma coś z szaleństwa, miłość ryzykuje i choć lęk się w niej może pojawiać, to przezwycięża go przez zaangażowanie. Idzie i robi. Podobnie jak ci słudzy, którzy dostali 5 i 2 talenty. Wcale nie byli pewni, że puszczenie ich w obieg podwoi ich majątek. Przecież mogli stracić. Ale zaryzykowali, zaangażowali się.
Miłość zakrywa wiele grzechów…
W ten sposób może się spełnić największe pragnienie mego życia, wyrażone słowami św. Pawła, które są w centrum dzisiejszego Słowa, w drugim czytaniu – zacytowane na początku mojego dzisiejszego pisania.