Czy myślisz, że jestem podobny do Ciebie? Ps 50, 16b – 23
Być podobnym do Boga. To podobieństwo ma się we mnie uobecniać przez całe życie. Zbyt często jednak to ja czynię sobie boga podobnego do mnie. Próbuję go zniżyć do mojego poziomu, jednak Bóg na to nigdy nie pozwoli. Przez Amosa pokazuje dziś, jak może się objawiać to niepodobieństwo (Am 2, 6-10. 13-16). A to niepodobieństwo bierze się z zapominania: „Zrozumcie to wy, co zapominacie o Bogu” – woła dziś psalmista. Bóg u Amosa przypomina Izraelowi to, co uczynił dla nich. Przypomina to również mnie, ale kiedy zapominam, kiedy skupiam się na sobie a nie na działaniu Boga w moim życiu, wtedy staję się do Niego niepodobny. Wtedy próbuję stworzyć sobie boga na swój obraz i podobieństwo.
Jezus widząc tłum dokoła siebie, przepływa na drugą stronę. Potrzebuje dystansu (Mt 8, 18-22). Wtedy spotyka dwóch ludzi. Pierwszy z nich wydaje się sam wyznaczać sobie powołanie. Bo normalnie to Jezus wzywał do pójścia za Nim, a ten uczony sam chce iść za Jezusem. Pan go nie odtrąca, lecz stawia warunek: czy jesteś gotowy na bezdomność? Drugi zaś – jego uczeń (a więc chodzący za Panem) chce iść najpierw pogrzebać ojca. Ten słyszy radykalne: „Pójdź za mną”. Przypominają mi się tutaj inne momenty powołań, kiedy na wezwanie Jezusa np. Piotr, Jan czy Jakub zostawiali ojca i natychmiast szli za Jezusem. Dzisiejszy uczeń nie ma w sobie aż tyle radykalizmu, do jakiego wzywa Jezus.
Uświadomiłem sobie z tych wszystkich czytań, że życie Jezusa i Jego uczniów jest NIEPODOBNE do zwyczajnego życia. I bynajmniej nie chodzi o to, co zewnętrzne, choć w pewnych zewnętrznych znakach się to objawia. Chodzi o zgodę na radykalizm w takim sposobie życia, jakim żyję. Chodzi o takie bycie podobnym do Boga, że będzie to niepodobne do świata. To kwestia miłości posuniętej aż do oddania życia za…, kwestia bezpieczeństwa, którego nie szukam w „domu” (rodzina, koneksje, zaplecze, itp.), lecz w Bogu, który dba o lisy i ptaki powietrzne. Stąd wezwanie do bezdomności, nie oglądania się za siebie, do porzucenia wszystkiego – w swoim sercu. Bo od ludzi wyszedłem i do nich mam iść, pośród nich żyjąc. Ale tak żyjąc być zarazem niepodobnym do życia i ducha światowego, pełnego zazdrości, zemsty, zamknięcia na bliźniego, schowanego za parawanem tłumu, bo tak wypada, tak trzeba, bo co inni powiedzą…
Zostawić tłum i odpłynąć na drugą stronę. Być podobnym do Boga i niepodobnym do ducha tego świata, przesiąkniętego grzechem i dwuznacznością. Być otwartym na wszelkie dobro z twarzą zwróconą w jedną stronę – Boga, który mi przewodzi, za którym idę i który chce, bym pamiętał o Jego wielkich czynach dla mnie.