Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić. Jr 1, 4-10

Ten tekst z Jeremiasza dotyka mnie dziś mocno. Nie dlatego, że moje powołanie jest jakieś wyjątkowe. To słowo dotyczy każdego człowieka, bo Bóg je kieruje do każdego. Szczególnie poruszają mnie trzy czasowniki, które są na początku, a które pokazują działanie Boga względem mnie, to, co On dla mnie uczynił i ciągle czyni.

Najpierw to, że mnie znał. Dodane jest, iż nim przyszedłem na świat. Znał mnie – zanim byłem noszony przez moją Mamę pod jej sercem, wcześniej byłem noszony (kołysany) w sercu Boga. To tam otrzymałem nieskończoną wartość. Jestem diamentem, chciany przez Niego i kochany. To cel i sen mego życia – jestem chciany i kochany przez Kogoś, kto nigdy nie przestanie być dla mnie Ojcem. Jedyne, co potrzebuję z tym zrobić, to przyjąć to i mieć ciągle w świadomości, mieć kontakt z moją wartością. Nic i nikt nie może mi jej zabrać, zniszczyć, pomniejszyć. Nie ludzie ją dali i nie ludzie mogą ją zabrać. Mogą ją sponiewierać, pobrudzić, wrzucić do błota. Ale diament leżący w błocie jest nadal diamentem. To mój Ojciec dba o to, by diament oczyścić i ciągle szlifować – by przepuszczał przez siebie całą łaskę, całą miłość Ojca, całe piękno i dobro. Ile tylko zdołam. Pozwolić się oczyszczać i szlifować.

Potem Bóg mówi, że mnie poświęcił. Moje życie jest więc święte. Nie przez moje myśli, słowa, czyny, postawy, którymi mógłbym na ową świętość zasłużyć. Jest święte, bo Bóg je poświęca. To jest Jego świętość, nie moja. To Jego świętość ma być widoczna w moim życiu. Na to zostałem poświęcony. Namaścił mnie swoją łaską, uczynił znamię na moim czole, dał mi nowe imię – należę do Niego i w Nim moje życie ma sens. W Nim moje istnienie znajduje pełnię.

I wreszcie słowo, że ustanowił mnie prorokiem. Na koniec daje mi misję. Moje życie nabiera dynamizmu, działania. Mam stać się ustami, wręcz słowem Boga. On przeze mnie chce mówić do innych. Nie przeszkadza Mu, że nie umiem mówić, że jestem „młodzieńcem” (Boże, Ty znasz moją głupotę – Ps 69, 6) i że mój profil osobisty zupełnie nie odpowiada temu, czego Bóg poszukuje. On chce właśnie mnie! Takiego, jakim jestem. Gdyż to Jego miłość uzdalnia mnie do wszystkiego, Jego miłość – stanowcza i łagodna, wpływa na mnie bez przemocy, by uczynić mnie tym, kim On pragnie, bym był. Mam się nie bać, gdyż to ON jest gwarantem wszystkiego, On jest ze mną, by mnie chronić.

Bóg sieje słowo, jak siewca. Ale czyni to przeze mnie, moimi ustami. Nie mam się zrażać, czy trafi na drogę, na grunt skalisty, między ciernie czy na ziemię żyzną. Plon to Jego zmartwienie. Moim – głoszenie. I to całym sobą. Czasem mogę używać nawet słów, jeśli to będzie potrzebne (tak mówił św. Franciszek z Asyżu wysyłając swoich braci na misje). A skoro tak, to nie chodzi o to, bym wiele mówił, ale bym stawał się Słowem, czyli Chrystusem. Bym już nie ja żył, lecz żył we mnie Chrystus.