Abram padł na oblicze, a Bóg tak do niego mówił: Oto moje przymierze z tobą: staniesz się ojcem mnóstwa narodów. Nie będziesz więc odtąd nazywał się Abram, lecz imię twoje będzie Abraham, bo uczynię ciebie ojcem mnóstwa narodów. Sprawię, że będziesz niezmiernie płodny, tak że staniesz się ojcem narodów i pochodzić będą od ciebie królowie. Przymierze moje, które zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem, będzie trwało z pokolenia w pokolenie jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa. I oddaję tobie i twym przyszłym potomkom kraj, w którym przebywasz, cały kraj Kanaan, jako własność na wieki, i będę ich Bogiem. Potem Bóg rzekł do Abrahama: Ty zaś, a po tobie twoje potomstwo przez wszystkie pokolenia, zachowujcie przymierze ze Mną.
(Rdz 17,3-9)
Jak tak patrzę na swoje życie, to w sumie najwięcej krzywdy wyrządzam sobie sam, swoją głupotą i grzechem. Ostatecznie, nawet jeśli doświadczam zła nie z własnej winy, to ode mnie zależy jak to przyjmuję, czy pozwalam, żeby wpędzało mnie to w ponurą rozpacz i pretensje do całego świata, czy staram się przechodzić przez to z nadzieją i zaufaniem. Trzymając się języka opowiadania Abrahamie: gdy w swoim sposobie myślenia i działania „trzymam się przymierza z Bogiem”, życie układa się całkiem nieźle.
… ale często nie trzymam się. Z różnych skomplikowanych przyczyn.
I widzę, jak b a r d z o potrzebuję Zbawiciela.
*
Przyjdź Panie Jezu.
Amen.