Udajcie się do Józefa i czyńcie, co wam powie. Rdz 41,55-57.42,5-7.14-15a.17-24a
Historia Józefa jest niesamowita i warta dogłębnego przyjrzenia się jej. Sprowokowała mnie dziś do pytania: Co we mnie jest sprzedanym Józefem, stłumionym, niechcianym, odrzuconym? Może tym Józefem jest wrażliwość, może intuicja, delikatność, męskość lub kobiecość, seksualność… coś, co było słabsze, a słabszego się nie zawsze akceptuje. I dzisiaj ten odrzucony Józef poddaje próbie pozostałych braci, czyli tych, którzy mu byli najbliżsi.
Ciekawe, że własnie to, co odrzucone, najmniejsze, pogardzane – panuje. Jak powiedziano w innym tekście o Jezusie: kamień odrzucony stał się kamieniem węgielnym. Albo król Dawid, którego przecież ani własna rodzina, ani nawet prorok Samuel nie typowali jako króla, bo był najmniejszy, rudy i pasał owce.
To, co we mnie było odrzucane (przez innych lub przeze mnie) może we mnie panować na dwa sposoby: albo jak tyran, który uciska innych i daje odczuć swoją władzę w sposób czasem wręcz okrutny, despotyczny, nie znoszący sprzeciwu; albo jak Józef z dzisiejszego tekstu, który troszczy się o ludzi, jest wrażliwy na ich głód, rozdaje żywność… Takie panowanie Józefa jest przedziwne, bo przecież doświadczył takiej niesprawiedliwości w życiu i teraz miałby szansę odgrywać się (nawet na całym świecie). On tymczasem jest jak sługa, o którym powie potem Jezus, że „Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność?” (Mt 24, 45).
Józef przyjął swoje życie, choć było to pasmo wielu porażek, odkąd bracia sprzedali go do Egiptu. Zgodził się na to, co go spotykało i dzisiejsza scena pokazuje, że już dawno przebaczył. Kiedy człowiek nie przyjmuje swojego życia, kiedy ciągle się z nim szarpie i nie widzi głębiej, wtedy na zewnątrz sytuacja się nie zmienia, ale wewnątrz może to z człowieka uczynić „tyrana”. Wewnętrzna zgoda na to, co mnie spotyka – na zewnątrz niczego nie musi zmieniać, lecz wewnętrznie uczyni ze mnie człowieka pełnego miłosierdzia, czułości, troski. Józef jest w tym jak Jezus, który przyjmuje krzyż i się na niego zgadza, mówiąc: „Nikt Mi go (życia) nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję.” (J 10, 17-18). Kiedy więc zamiast przyjmować swoją wrażliwość, czy intuicję, delikatność, itp., będę ją odrzucał, „sprzedawał”, wyśmiewał – ona będzie we mnie panować na wzór tyrana (owszem, może również siedzieć stłamszona jak w więzieniu i utyskiwać na swój los). Przyjęta – będzie panować z łagodnością, troską i czułością, tak wobec siebie, jak i innych.
Uczniowie z dzisiejszej Ewangelii również mają nie iść do pogan czy samarytan, lecz mają zatroszczyć się o owce, które poginęło z domu Izraela, a więc o tych najbliższych. Uczniowie wobec tych najbliższych mają być czuli na ich choroby i słabości i leczyć je, a także wypędzać złe duchy (wszystko, co szkodzi). I tak jak Józef poddał próbie swoich braci, tak uczniowie mogą poddawać próbie to, co najbliższe – co przecież wydaje się takie jasne i klarowne. A wcale takie nie musi być. Leczyć choroby tam, gdzie wydaje się, że ich nie ma… Mam takie miejsca w sercu, gdzie wydaje mi się, że wszystko jest w porządku, a tymczasem potrzebują Lekarza. Pod latarnią wszak jest najciemniej, jak mawiają.
A nad tym wszystkim czuwa Bóg, ponieważ zależy Mu na tym, bym stawał się pełnym człowiekiem. Wtedy wszystko we mnie, co panuje i co jest poddane, będę mógł poddać pod Jego panowanie. A On już wie najlepiej, jak przeniknąć miłością nie tylko to, co dalekie, ale może szczególnie to, co bliskie.