W inny szabat wszedł do synagogi i nauczał. A był tam człowiek, który miał uschłą prawą rękę. Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Podnieś się i stań na środku!” Podniósł się i stanął. Wtedy Jezus rzekł do nich: „Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy wolno źle czynić; życie ocalić czy zniszczyć?” I spojrzawszy wkoło po wszystkich, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę!” Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa (Łk 6,1-10).
Czytając Ewangelie wydawałoby się, że z nastaniem Szabatu Jezus wychodzi z domu po to, by bulwersować pobożnych ludzi, którzy skrupulatnie przestrzegają przepisów religijnych. Czy jednak Jezus łamie przykazanie Dekalogu mówiące: „Będziesz pamiętał o dniu Szabatu, aby go święcić”? Otóż dowiadujemy się z Miszny, że Szabat nie obowiązywał, gdy trzeba było ratować życie człowieka, a nawet zwierzęcia. Uchylone były przepisy Szabatu wobec osoby narażonej na utratę zdrowia, a także wobec tych, którzy się nią opiekowali. Nawet można było rozpalić ogień, czego przepisy Szabatu normalnie zabraniały, gdy zimno zagrażało ludzkiemu zdrowiu.
Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi (Łk 6,11).
Gdy Jezus przypomniał pobożnym Żydom, że Szabat nie jest bezduszny, że pod pretekstem przestrzegania Szabatu nie można przejść obojętnie wobec osoby chorej – wtedy „wpadli w szał”. Tłumacz Biblii Tysiąclecia stara się w ten sposób oddać bardzo dosadnie klimat rozmowy Jezusa z faryzeuszami, aczkolwiek to greckie określenie moglibyśmy przetłumaczyć mniej dramatycznie: „napełnili się bezmyślnością”, „zabrakło im argumentów”. Gdy człowiekowi brakuje argumentów, gdy nie chce uznać swojego błędu lub przyznać komuś racji, wtedy rzeczywiście wpada w szał. Skąd my to znamy?
Jezus uzdrawia w Szabat człowieka z uschłą prawą ręką, to znaczy z ręką bezwładną, bezużyteczną, nie mogącą pracować na chleb, nieczułą na uścisk dłoni i nie będącą w stanie udzielić innym wsparciem. Przyjrzyjmy się symbolicznej wymowie tego zdarzenia.
Zdrowa ręka błogosławi, wspomaga, obdarowuje, pielęgnuje. Chora natomiast wygraża, upomina się o swoje, chce brać i zagarniać dla siebie. Cytowany fragment Ewangelii jest okazję do refleksji nad naszymi rękoma, czy czasem nie uschły, czy nie wyciągamy ich tylko po to, by brać?
Jedna ze współczesnych anegdot opowiada o pewnym urzędniku, który wpadł do rzeki i zaczął tonąć. Bezskutecznie próbował złapać się stromego brzegu. Wówczas jeden z przechodniów podbiegł i krzykną do niego:
– Niech da mi pan rękę!
Ale tonący człowiek dalej próbował sam wydostać się na brzeg.
– Niech da mi pan rękę! – powtórzył przechodzień.
Jedna z kobiet obserwujących zdarzenie odezwała się do człowieka próbującego uratować tonącego urzędnika:
– To bezskuteczne – powiedziała. – On nie da panu ręki. Całe życie przyzwyczaił się do brania a nie do dawania. Niech pan mu powie, by wziął pana rękę.
– Weź pan moją rękę krzykną!
Wtedy dopiero tonący mężczyzna uchwycił się jego dłoni.
Świat zaludnia się dzisiaj ludźmi z uschłą ręką, ludźmi z bezwładnym ramieniem, które nie daje nikomu wsparcia. Czy moje ręce są zdrowe? Czy nie uschły? Nastawiony jestem na branie, czy na obdarowywanie innych? Błogosławię, czy wygrażam?
Jezu pomóż mi wyciągnąć z miłością moje chore ręce, ożyw je, by wyrastały z serca, a nie przyrastały do siedzenia – bezużyteczne, beznadziejne.
Foto: Carlos ZGA / flickr.com