Św. Paweł dzisiaj mówi o doświadczeniu bycia opuszczonym, zostawionym, a nawet o wyrządzonej mu krzywdzie (2 Tm 4, 9-17a). Wyraża swoistą skargę i pragnie, by Tymoteusz pospieszył się i przybył. Potrzebuje bliskości wobec tego wszystkiego, co go spotyka.
Mówi potem, że tylko Pan stanął przy Nim. Bóg okazał Mu swoją bliskość i wzmocnił go. Nie rozwiązał jego problemów, nie zabrał kłód spod nóg, nie uczynił życia lżejszym, lecz wzmocnił go. Kiedy Paweł doświadczył Jezusowej bliskości, troski, czułości – to jak w prawdziwej przyjaźni – został wzmocniony, by mógł dalej działać i robić swoje: głosić Ewangelię.
Dziś święto Łukasza, ewangelisty. Czym jest Ewangelia? Określiłbym ją krótko: to historia Boga, który pragnie głębokiej bliskości z człowiekiem i czyni wszystko, by do tej bliskości doszło. Nie czym innym jest wysłanie innych 72 uczniów (Łk 10, 1-9). Mają iść i przynosić pokój, mają również głosić „przybliżyło się Królestwo Boże”. Przybliża się Bóg, który nie przychodzi, by potępić, nakazywać, moralizować czy przemocą wymusić posłuch. Przychodzi, by stać się Bogiem bliskim, kochającym, czułym. Bogiem, który wzrusza się moim losem, moją nędzą, poranieniem przez grzech. Wzrusza się do głębi moją nieporadnością w relacjach, moją niemocą duchową, moim zakręceniem na sobie samym. Wzrusza się do głębi i przez bliskość, do której mnie zaprasza, przyzywa, nęci… głęboko pragnie mnie uleczyć. Jak syna marnotrawnego, jak poranionego przez zbójców, jak kobietę cudzołożną i tylu innych…
Kochać to być blisko. To przyjmować bliskość i obdarowywać nią innych. Bliskość leczy serce. Pragnę, Panie, bliskości. Przyjmować i ofiarowywać.