Jan Chrzciciel pozostał wierny Chrystusowi do końca, do męczeńskiej śmierci. Była ona właściwie konsekwencją jego życia, radykalizmu i braku kompromisów. Prorok skrytykował publicznie Heroda i Herodiadę za ich niemoralne życie. W efekcie został osadzony w więzieniu, w twierdzy macheronckiej.

W więzieniu, w obliczu zbliżającej się śmierci pojawiają się pokusy, Janem zaczynają targać wątpliwości i to w sprawie, której poświecił swoje życie; wątpliwości związane z osobą Jezusa. Ponieważ mógł kontaktować się ze swoimi uczniami (Herod w rzeczy samej go cenił) wysłał ich do Jezusa z pytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Łk 7, 19). Jezus dał jednoznaczną odpowiedź, wskazał w niej na znaki, które dla każdego Izraelity powinny stanowić oczywiste dowody czasów mesjańskich: Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Łk 7, 22-23). Odpowiedź ta zapewne usatysfakcjonowała Jana. Była umocnieniem wobec nękających go wątpliwości i kryzysu i wezwaniem do cierpliwej ufności.

Dlaczego jednak Jan doświadczał takich wątpliwości? Nad pytaniem tym głowią się egzegeci. Odpowiedzi bywają różne. Być może Jan obawiał się o Jezusa; narażał się bowiem na nieczystość rytualną. Być może Jego nauczanie odbiegało znacznie od wyobrażeń i oczekiwań Jana. Nie jest też wykluczone, że wysłał uczniów do Jezusa ze względu na nich samych. Niektórzy bowiem dotąd nie odnaleźli drogi do Jezusa z Nazaretu. Jan pragnie, by z Jego własnych ust usłyszeli, że jest Mesjaszem. Chce, by wszyscy jego uczniowie poszli za Jezusem, oddali się Jemu. Wie, że jako przyjaciel Oblubieńca wypełni do końca swoją misję, gdy przyprowadzi do Jezusa wszystkich swoich uczniów, nawet najbardziej wątpiących i opornych.

Być może jednak przyczyna jest bardziej prozaiczna. W zewnętrznej nocy więzienia Jana ogarnął mrok wewnętrzny. Wprawdzie widział Ducha Świętego zstępującego na Jezusa i słyszał głos Boga potwierdzający Jego misję, jednak w obliczu śmierci zaczęły go dręczyć pytania, czy rzeczywiście jest Bogiem. Wątpliwości człowieka, który całkowicie oddał się Jezusowi świadczą, że każdy człowiek, nawet stojący najbliżej Boga, nie jest wolny od pokus. Każdy jest narażony na pokusy podważające sens jego trudu, zaangażowania, wiary. Szatan nigdy nie daje za wygraną. Czyni wszystko, by przekonać, że życie duchowe to jedynie iluzja i złudzenia. Pan dopuszcza takie chwile ciemności, […] mrok, czyli zwątpienie, wynika zazwyczaj stąd, że Pan jest inny i większy, niż człowiek sądził, i dlatego ciemność rozjaśnia się, kiedy porzucamy swoje wyobrażenia i próbujemy się zgłębić w Bożą mądrość (J. Lotz).

Uwieńczeniem cierpienia Jana była męczeńska śmierć (Mk 6, 17-29). Herod był znany z tego, że łączył w sobie przeciwieństwa. Z jednej strony był okrutny a z drugiej tchórzliwy, lękliwy i zabobonny, zniewieściały, zależny od kobiet. Jana darzył sympatią. Uważał go za sprawiedliwego i świętego. Chętnie z nim rozmawiał, wyczuwał w nim szczerość i autentyczność. Nie był jednak zdolny, by zmierzyć się z prawdą o sobie i zrezygnować z przyjemnego, łatwego życia.

Gwoździem do trumny okazała się Herodiada. Nie należała ona do kobiet, które przebaczają i darują winy. Zbesztana publicznie przez proroka, pielęgnowała w sercu nienawiść i oczekiwała sposobnej chwili, aby się zemścić. Nie wystarczyło jej aresztowanie Jana. Miała „większe ambicje”. Pragnęła jego śmierci. Nienawiść i „żółć”, którą kamuflowała w sercu znalazły ujście w czasie urodzin Heroda. Wykorzystała słabość Heroda i atrakcyjność córki, by doprowadzić zemstę do końca. Gdy Herod upojony tańcem Salome obiecał jej wszystko, czego zapragnie, ta za namową matki zażądała głowy proroka na misie. Herod był na tyle słaby i bezwolny, że spełnił jej żądanie i kazał ściąć Jana. W ten sposób życie Jana zostało „wchłonięte” przez Jezusa i jego misję. Jan mógłby całkowicie utożsamić się z doświadczeniem apostoła Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). Z chwilą swej śmierci umniejszył się on ostatecznie, aż do zniknięcia z przestrzeni ziemskiej egzystencji. Stracony z powodu swego posłannictwa, został przez nie całkowicie wchłonięty. […] Życie Janowe, które było nieustannym umieraniem ku Panu, zakończyło się śmiercią ofiarną jako spełnieniem tego umierania, jako pełnym wejściem w Chrystusa (J. Lotz).

Po śmierci Jana jego uczniowie przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie (Mk 6, 29). Według tradycji chrześcijańskiej i muzułmańskiej głowa Jana Chrzciciela znajduje się dziś w Wielkim Meczecie Umajjadów w Damaszku (zbudowanym w miejscu starożytnego kościoła ku czci świętego z czasów Teodozjusza), zaś relikwie prawej ręki („Prawica, która ochrzciła Pana”) w Chramie Chrystusa Zbawiciela w Moskwie.

Pytania do refleksji i modlitwy:
• Czy jestem dziś gotów ponieść konsekwencje radykalizmu i życia ewangelią?
• Jaki jest mój stosunek do więźniów?
• Co stanowi „moje więzienie”?
• Co sądzę o wątpliwościach Jana?
• W co wątpię?
• Jakich pokus doświadczam? Które z nich dręczą mnie najdłużej i najsilniej?
• Jak oceniam Heroda i Herodiadę?
• Jak wygląda na co dzień moje obumieranie?
• Co mogłoby świadczyć o moim „męczeństwie”?
• Jakie przeszkody muszę w sobie usuwać, by „Jezus mógł we mnie wzrastać”?

fot. Pixabay