Przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony!”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego (Mk 1,40-45).
Działo się to dwa tysiące lat temu w Kafarnaum. Czy uzdrowiony z trądu bardzo naraził się Jezusowi? Aby lepiej zrozumieć, co się wydarzyło, przenieśmy się w nasze czasy.
Lekarz wychodzi z sali porodowej i oznajmia czekającemu mężczyźnie:
– Macie syna, tylko nikomu tego nie mówcie.
Młoda dziewczyna mówi mamie skacząc z radości:
– Mamo, Grzegorz mi się oświadczył. Tylko nikomu o tym nie mów.
I jeszcze jedna wypowiedź:
– Byłam nieuleczalnie chora i zupełnie wyzdrowiałam, ale mąż prosił, bym nikomu tego nie mówiła.
Czy nie wydają wam się dziwne te wszystkie sytuacje. Człowiek, który doświadcza szczęścia, chce się tym szczęściem dzielić. Były trędowaty, o którym czytamy w Ewangelii w Szóstą Niedzielę Zwykłą, nie był w stanie pomieścić w sobie tej radości, tego szczęścia, które go spotkało. Jezus z pewnością wiedział, że uzdrowiony przez niego mężczyzna nie będzie w stanie długo milczeć. Prawdziwa radość nie znosi samotności. Czytamy, że uzdrowiony z trądu „zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło”. I chociaż Jezusowi nie chodziło o rozgłos, to jednak był on ubocznym efektem jego miłości do ludzi.
Jeśli jesteś dobry dla ludzi, cierpiących z różnych powodów, to szybko się ta wieść rozniesie i nie unikniesz kolejek przed drzwiami twojego domu. Trudno bowiem zabronić ludziom, by dzielili się z innymi dobrem, jakie spotkało ich dzięki tobie. Bycie dobrym człowiekiem jest ryzykowane. Ale nie jest tak bolesne jak bycie człowiekiem, o którym nikt nic dobrego nie może powiedzieć.
Opowiadajmy o ludziach, którzy sprawili nam radość i o wydarzeniach, które choćby przez chwilę pozwoliły nam poczuć szczęście, bardzo konkretne i namacalne. Chrześcijanin powinien rozpowiadać dobre nowiny, powinien chwalić się doświadczoną miłością i dzielić się momentami radości. Zakaz, jaki dał Jezus uzdrowionemu z trądu mężczyźnie już nie obowiązuje.
Najpiękniejsze świadectwo, jakie w ostatnich tygodniach słyszałem dotyczyło sytuacji, w której pewien człowiek nie mógł się pohamować, by przypadkowej osobie, spotkanej w autobusie, nie opowiedzieć o swoim największym szczęściu.
Oto świadectwo mojej znajomej
Wsiadłam do autobusu i zajęłam miejsce obok bezdomnego mężczyzny. Śmierdział nieprzeciętnie. Postanowiłam więc przesiąść się. Widząc jednak, że czyta jakąś książkę, zerknęłam mu przez ramię i zobaczyłam tytuł: „Człowiek w poszukiwaniu Boga”. To mnie zaintrygowało. Postanowiłam wytrzymać nieprzyjemny zapach i pozostałam na swoim miejscu. Wkrótce i tak miałam wysiąść. Gdy autobus dojeżdżał do mojego przystanku, również ów nieznajomy bezdomny podniósł się ze swojego miejsca, spojrzał na mnie oczyma, w których było coś pięknego i powiedział: „Wie pani, że są na świecie różni ludzie? Jedni są bogaci, inni są średnio zamożni i są wreszcie biedni. Ja nie należę do żadnych z nich. Ja jestem bardzo bogaty, najbogatszy na świecie, bo ja proszę pani mam Boga”.
„Błysk, jaki zobaczyłam w jego oczach – wspominała moja znajoma – nie mógł kłamać. To było tak autentyczne, że gdy wysiedliśmy z autobusu, chciałam za nim pójść, ale gdy się obejrzałam, już go nie było”.
Nawet jeśli kiepsko wyglądasz, podziel się dobrą nowiną, opowiedz o szczęściu, jakie cię spotkało, choćby przypadkowo spotkanej osobie. Zakaz, jaki dał Jezus uzdrowionemu z trądu mężczyźnie już nie obowiązuje nikogo.
Foto: Adrian Brady