Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.
Im lepiej siebie poznaję, tym bardziej widzę jakie mam braki w miłości. Nie, żebym się tym jakoś katował – w końcu po to MIŁOŚĆ stała się człowiekiem, żeby wszystkie te nasze (w tym moje) braki uzupełnić. Ale cały czas próbuję się jakoś uczyć* na czym polega prawdziwa, dojrzała miłość.
(Mt 1, 16. 18-21. 24a)

Im lepiej siebie poznaję, tym bardziej widzę jakie mam braki w miłości. Nie, żebym się tym jakoś katował – w końcu po to MIŁOŚĆ stała się człowiekiem, żeby wszystkie te nasze (w tym moje) braki uzupełnić. Ale cały czas próbuję się jakoś uczyć* na czym polega prawdziwa, dojrzała miłość.

I tak myślę, że przede wszystkim, miłość nie boi się radykalnej inności Drugiego, nawet takiej, która wykracza poza moje rozumienie. Miłość raczej afirmuje Drugiego z całą jego innością, zamiast przykrawać na miarę własnego wyobrażenia jaki ten Drugi powinien być.

Miłość nie jest nielogiczna, ale nie jest też zakładnikiem naszej zero-jedynkowej logiki.

W końcu miłość zawsze zostawia wolność, ryzykując nawet odejście Drugiego. Bo „miłość” bez wolności, jest co najwyżej mniej lub bardziej szkodliwym przywiązaniem.

*Dzisiejszą lekcję sponsoruje św. Józef.