Zaufanie jest podstawą relacji międzyludzkich. Każda, nawet najmniejsza wspólnota – małżeńska, rodzinna, zakonna, przyjaciół – wymaga więzi opartych na zaufaniu. Ich podstawą jest jednak zaufanie sobie. W psychologii mówi się o akceptacji siebie i właściwym poczuciu własnej wartości. W duchowości o zaufaniu wypływającym z pokory. Pokora jest życiem w prawdzie, akceptacją siebie, własnych zalet i ograniczeń, a także zgodą na swoje miejsce w życiu i we wspólnocie ludzkiej oraz na zależność od Boga. Nie jest więc możliwe zaufanie sobie bez pokory.
Zaufanie sobie a pokora
Człowiek pokorny przede wszystkim akceptuje siebie. Zna własną wartość i godność, ugruntowaną w miłości Boga Stwórcy i Jezusa Chrystusa. Nie stawia więc siebie w miejsce innych lub Boga ani też nie ma kompleksów niższości. Darzy siebie szacunkiem i kocha zdrową miłością.
Człowiek, który ufa sobie, nie nosi zewnętrznych masek. Jest autentyczny i szczery. Uznaje swoje słabości, potrafi przyznać się do nich i nie cierpi z ich powodu. Z tej racji nie boi się kompromitacji, gotów jest także ponieść ryzyko i jego konsekwencje. W wolności podejmuje powierzone misje i zadania. Nie szuka przy tym aprobaty i doceniania swej pracy. Kieruje się raczej ewangeliczną zasadą: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17, 10).
Człowiek ufający sobie jest wdzięczny. Ma świadomość, że jego życie, dary i wartości czy charyzmaty, jakie posiada, nie są jego wyłączną zasługą, ale łaską Boga. Z drugiej strony, nie umniejsza ich, ale potrafi się nimi cieszyć i je rozwijać.
Człowiek ufający sobie akceptuje innych. Nie porównuje się z nimi, by ich deprecjonować czy gardzić nimi. Wolność i dystans pozwalają mu na budowanie zdrowych relacji międzyludzkich. Nie wycofuje się z życia i nie ma kompleksów. Jest szczery i konsekwentny. Gdy trzeba, w sposób odważny mówi niewygodną prawdę. W obliczu dezaprobaty, mimo przykrości, jakich doświadcza, potrafi przejść nad nimi do porządku dziennego. Zaufanie sobie sprawia, że jest otwarty na uwagi innych, również te złośliwe. Wyciąga z nich wnioski i uznaje za bodźce do dalszego rozwoju. Jest wyrozumiały wobec słabości i błędów innych, ale nie akceptuje zła.
Człowiek pokorny ma świadomość, że nie jest samowystarczalny. Dlatego umie prosić, docenia nawet najmniejsze gesty dobroci i dziękuje za nie. Świadomy własnych ograniczeń, błędów i grzechów, które ranią innych, ma odwagę przepraszać i prosić o przebaczenie. Również sam przebacza.
Pycha i fałszywa pokora
Kreśląc postać człowieka pokornego, który ufa sobie, warto wspomnieć o różnicy między zaufaniem a postawą pysznej pewności siebie. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo ich utożsamienia. Słowo „pycha” (łac. superbia) kryje w sobie pozytywny rdzeń. „Pochodzi stąd, że ktoś dąży do spraw sięgających sopra – «ponad», «wyżej» niż to, kim jest” – pisze św. Tomasz z Akwinu . Dążenie „ponad” i „wyżej” samo w sobie jest pozytywne. Św. Ignacy Loyola podobne słowo magis – „więcej” uczynił jednym z filarów swej duchowości. Życie duchowe to zmierzanie ponad, wyżej, pokonywanie ograniczeń, barier i przeciętności. Bez przekraczania własnych słabości i zewnętrznych granic nie byłoby wzrostu, lecz stagnacja i regres.
Zdążanie wyżej, zwłaszcza gdy nie szanuje się godności i praw innych, może jednak przybierać grzeszne, a czasami wręcz patologiczne formy. Pycha ma różne odcienie, niemniej nigdy nie idzie w parze z zaufaniem sobie. Najczęściej wypływa z postaw egoistycznych i narcystycznych. Człowiek hołdujący im nie potrafi kochać siebie w sposób właściwy. Towarzyszy mu swoista huśtawka emocjonalna. Nadmierna miłość własna występuje na przemian z kompleksami. U narcystów „często dają się zaobserwować niska samoocena, poczucie niższości i zależności, występujące na zmianę z fantazjami o własnej omnipotencji i wizjami wielkościowymi, iluzjami o wyższości własnej osoby” .
Pycha może przybierać formy przekonania o własnej wielkości powiązane z dążeniem do perfekcjonizmu i pogoni za sukcesem, a z drugiej strony wyrażać się w pogardzie wobec innych osób, zwłaszcza znajdujących się na niższym szczeblu drabiny społecznej.
Większość odcieni pychy rodzi się z kompleksów, a więc braku zaufania do siebie. Człowiek pokorny, który akceptuje siebie, zna swoją wartość i godność. Zna również swoje zalety i wady, nad którymi pracuje. Akceptuje własną dwubiegunowość – zdolność do piękna, dobra i miłości, ale także do grzechu, słabości i zdrady. Człowiek pyszny przeciwnie, kieruje się zasadą: „tak wspaniała osoba jak ja nie może mieć wad, a więc moje wady nie istnieją” . Konsekwencją braku akceptacji własnych ograniczeń jest brak akceptacji innych: „Rozwija ona cechy, które uważamy za niemoralne, takie jak wybitny egoizm, mściwość, nieufność, lekceważenie tych, którzy nie zaspokajają jej potrzeb bycia podziwianą czy ważną. Cechy te nie dają się pogodzić z jej własnym wyobrażeniem siebie jako istoty doskonałej, wyrastającej ponad przeciętność” .
Szczególnym rodzajem pychy, który przejawia się w braku zaufania sobie, jest fałszywa pokora. Zewnętrznie może ona przybierać pozory pokory, ale w rzeczywistości jest brakiem akceptacji siebie, zaniżaniem własnej wartości i poniżaniem godności. Osoba z fałszywą pokorą „żyje z chronicznym uczuciem przegranej, przekonana, że nie umie sprostać stawianym sobie wymaganiom, z czego rodzi się poczucie winy i pogardy dla własnej osoby. […] Identyfikuje się ze swym pokonanym i stłumionym «ja». Czuje się jak pasażer na gapę – wyzuta z wszelkich uprawnień” .
Dewaluowanie siebie wyraża się przykładowo w następujących myślach: „Nikogo nie interesuję. Jestem tak nudny, że nikt mnie nie zauważa. Inni są szybsi ode mnie. Takiego jak ja nikt nie potrzebuje. Jestem ciężarem dla wszystkich. Nie mogę innym niczego dać” . Zaniżone poczucie własnej wartości, degradacja siebie są dalekie od pokornego zaufania sobie, a w konsekwencji uniemożliwiają jakiekolwiek dojrzałe relacje. Osoby, które cechuje fałszywa pokora, potrzebują innych, by wzbudzać ich uwagę i zainteresowanie oraz zaspokajać głód uczuć i chore poczucie miłości.
Zaufanie do Boga
Zaufanie do siebie rodzi się również z relacji do Boga. Zależność od Stwórcy daje pewność, że jest się cennym i wartościowym w Jego oczach (por. Iz 43, 4) i rodzi głębokie zaufanie. Jeden z moich współbraci, gdy ciężko i boleśnie chorował, powtarzał: „Panie, jestem Twoim skarbem”. Ten człowiek miał głębokie poczucie własnej wartości i zaufanie do Pana Boga. Nie mówił: „Ty, Boże, jesteś moim skarbem”, ale: „Ja Twoim”.
Człowiek ufny jest świadomy wszechstronnego obdarowania. Wie, że wszystko zawdzięcza Bogu: Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? (1 Kor 4, 7). Dlatego staje przed Nim zawsze w postawie wdzięczności i uwielbienia. Wdzięczność wobec Dawcy wszelkiego dobra pozwala oderwać oczy od siebie i skierować na Boga, rodzi pragnienie naśladowania Go i odtwarzania w swoim życiu Jego obrazu: dobra, miłosierdzia, współczucia, cierpliwości, przebaczenia, pokory… Człowiek pokorny wie, że jest grzesznikiem potrzebującym miłosierdzia. Świadomość ograniczeń nie rodzi w nim jednak depresji ani chorego poczucia winy. Przeciwnie, prowadzi do uzdrowienia w sakramencie pojednania.
Trafną ilustracją dojrzałego zaufania sobie jest przypowieść Jezusa o faryzeuszu i celniku (por. Łk 18, 9-14). Modlitwa faryzeusza, poza fasadą pobożności, jest w rzeczywistości „bezbożna”. Bóg jest jedynie przykrywką dla zadufanego w sobie „ja”. Faryzeusz potrzebuje religii, by się dowartościować i wywyższyć. Ten człowiek o nic Boga nie prosi, niczego od Niego nie oczekuje. Uwypukla osiągnięcia, a zupełnie pomija słabości i błędy. Postępuje jak skrupulatny buchalter i sądzi, że w tym podoba się Bogu albo więcej – że jest do Boga podobny.
Przeciwieństwem faryzeusza jest celnik. Stoi przed Bogiem zawstydzony i pełen skruchy, gdyż zrozumiał swój grzech. Wie, że grzech czyni go dalekim od Boga, i dlatego staje przed Nim jak żebrak. Nie usprawiedliwia się ani nie porównuje z innymi. Nie czuje się lepszy od innych. Ma świadomość, jak bardzo potrzebuje Boga, Jego miłosierdzia i łaski, by móc żyć inaczej. Jego modlitwa, słowa i postawa świadczą o pokornej i ufnej miłości. Faryzeusza cechuje pycha, wyniosłość i pogarda wobec innych. Celnika poczucie grzeszności, ufność i miłość. Przeciwwagą pychy jest więc miłość, której podstawa to zaufanie i akceptacja.
Droga od braku akceptacji siebie do zaufania sobie nie zawsze jest prosta. Wymaga trudu i pracy duchowej, ascezy, modlitwy, a przede wszystkim zaufania Jezusowi. Doświadczył jej jeden z bardziej zaufanych przyjaciół Jezusa – Piotr. Wprawdzie hojnie i wielkodusznie odpowiedział na wezwanie Mistrza, ale były w nim głębokie pokłady pychy, samowystarczalności, niezależności i nadmiernej pewności siebie. W sytuacjach ekstremalnych Piotr nie zdawał egzaminu, liczył bardziej na siebie niż na Jezusa. Co więcej, sądził w swej pysze, że to on jest Zbawicielem.
Momentem, w którym Piotr osiągnął szczyt fałszywej pewności siebie, były wydarzenia w Wieczerniku poprzedzające mękę i śmierć Jezusa. Zasklepiony w sobie samym i pełen nieoczyszczonej miłości sprzeciwił się smutnej przepowiedni zdrady Jezusa: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię (Mt 26, 33). W ten sposób wynosi się ponad innych uczniów. Zestawia ich słabość ze swoją siłą. Zbytnia pewność siebie zaślepia go. Piotr jeszcze nie wie, jak jest słaby i jak mało może sobie ufać.
Dopiero, kiedy zdradził Jezusa, pozbył się złudzeń. Odkrył prawdę o sobie i własnych siłach. Z klęski pysznej pewności siebie wyłonił się człowiek, który zyskał nową pewność – pewność w Jezusie. Przemieniony, zakorzeniony w Chrystusie będzie mógł podjąć urząd pasterski w Kościele i umrzeć za Jezusa. Jego życie stanie się odtąd w pełni życiem w Jezusie i naśladowaniem Go, a jego ufność będzie wypływać z właściwego źródła – z Boga.
Kobietą prawdziwej pokory i zaufania do siebie jest Maryja. W pokorze przyjęła wolę Boga, żyła w cieniu Syna, doświadczała niewymownego cierpienia, patrząc na Jego śmierć. A jednak nigdy nie skarżyła się, niczego nie komentowała, nikogo nie obwiniała, nie osądzała. Akceptowała w całości plan Boży, realizowała go z ufnością i miłością. Nie było w Niej najmniejszej dawki pychy ani fałszywej pokory. „Maryja została obdarzona zupełnie wyjątkowym przywilejem, będącym jednym z aspektów Jej Niepokalanego Poczęcia. W chwili narodzin otrzymała «wielką dawkę» pokory, która miała Ją przygotować – bez żadnej zasługi z Jej strony – do stania się Matką Jezusa. W serce Maryi nigdy nie wlała się najmniejsza nawet kropla trucizny, jaką jest pycha” . Maryja w pełni akceptowała siebie, swoje miejsce i role do spełnienia. Ufając Bogu i trwając z Nim w bliskiej więzi, ufała równocześnie sobie i innym. Dlatego jest dla nas najpiękniejszym wzorem pokornego zaufania do siebie.
fot. Pixabay