Co czułeś, gdy ujrzałeś leżącego?
Dlaczego podszedłeś do niego?
Co sprawiło, że dzisiaj czytamy
o twoim czynie?
Przecież to był Żyd – twój wróg …
Przecież byłeś w podróży, w interesach …
Przecież miałeś tyle spraw na głowie,
może więcej niż kapłan, czy lewita …
A jednak tylko ty dostrzegłeś cierpiącego …
Podszedłeś,
ująłeś go za rękę …
Podniosłeś z ziemi
poranione, obite ciało człowieka …
To przecież mój brat –
tak mówiłeś w sercu swoim,
w sercu, które biło coraz mocniej …
Opatrzyłeś jego rany,
namaściłeś je oliwą i winem ….
Potem wsadziłeś go
na grzbiet zwierzęcia,
a sam szedłeś obok,
jak sługa przy swoim panu …!
Wiozłeś przecież skarb wielki …
szedłeś więc powoli, ostrożnie …
Zawiozłeś go do gospody
i pielęgnowałeś,
nie żałując czasu,
sił ani pieniędzy …
Cóż one znaczą
wobec kogoś, kto cierpi,
wobec kogoś, kto potrzebuje pomocy …
Twoje serce otwierało się,
gdy pochylałeś się nad cierpiącym …
Twoje serce i serce Boga
jednym się stały …
WIELKIM MIŁOSIERDZIEM!