Minimalizm jako styl życia to trend, jaki pojawił się w ostatnich latach w Japonii i polega na redukowaniu własnego stanu posiadania do minimum. Jedna z propagatorek minimalizmu porównuje nasze mieszkanie do jelit, a nagromadzone w nim przedmioty do treści, która w nich zalega.

– Przeczyśćcie się! – sugeruje. A będziecie żyli długo i szczęśliwie.

Nie da się osiągnąć dobrostanu gromadząc rzeczy. A dobrobyt rozumiany jako „dobre bycie” nie ma wiele wspólnego z posiadaniem dóbr. Chrześcijaństwo przypomina o tym od dwóch tysięcy lat zachęcając wiernych do prostoty w życiu.

– Sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź ze Mną – mówi Jezus do bogatego młodzieńca (Łk 18,22).

Wśród chrześcijańskich denominacji jest taka grupa wiernych, której członkowie uważają, że człowiek nie powinien posiadać więcej niż to, co sam jest w stanie unieść wyruszając w drogę. Według nich stanie w miejscu i obrastanie w dobytek naraża człowieka na ataki szatana.

Życie zgodne z Ewangelią to podążanie za Chrystusem, a nie siedzenie w wygodnej kanapie pośród tysięcy nagromadzonych przedmiotów. Warto robić okresowy remanent w naszych domach i oczyszczać się z nadmiaru rzeczy. To pomaga uwolnić umysł i poczuć się swobodniej. Nie jest to oczywiście niezawodna recepta na szczęście – jak chcieliby zwolennicy minimalizmu – ale życiowa dyscyplina, która pomaga w porządkowaniu także życia wewnętrznego, pozbawia zbędnego balastu, sprawia, że czujemy się lżejsi, mniej uwiązani. Po co ci piętnaście koszul i dziesięć par spodni? Odgruzuj swoje życie, a będziesz czerpał z niego więcej satysfakcji.

Foto: flickr.com / Ishan Khosla