A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pana nie było w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pana nie było w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pana nie było w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. (1 Krl 19,11-12)
Po wymordowaniu proroków Baala i wejściu w poważny konflikt z królową Izebel Eliasz przeżywa trudne chwile. W chwili gdy osiągnął największy sukces, gdy zdemaskował i pokonał fałszywych proroków, staje się słaby, zalękniony. Ten odważny i niemal zuchwały prorok, który nie bał się stanąć przed obliczem króla i całego narodu, teraz boi się kobiety i ratuje się ucieczką.
Na pustyni Eliasz przeżywa kryzys graniczący z depresją, wydaje mu się, że Duch Boży go opuścił, nie widzi sensu dalszego życia i walki. Pragnie umrzeć: „Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków” (1 Krl 19,4). Eliasz zasypia. Jego życie zdaje się dobiegać końca. Jest bezbronny. Bezbronność i bezsilność proroka stanowią jednak najlepszy moment dla Bożej interwencji. Jahwe posyła anioła, aby pocieszyć swojego sługę i nakarmić go. „Piękno tego opowiadania polega na tym, że Bóg wkracza w momencie strachu, załamania nerwowego i psychicznego, w momencie wielkiego upokorzenia Eliasza, bowiem Bóg zawsze wie, w jaki sposób sprowadzić nas do domu i odbudować nas z miłością. Innymi słowy: Bóg nie boi się zła tego świata, nie boi się żadnego grzechu, nie boi się nawet naszych lęków” (C.M. Martini).
Bóg wzmacnia ducha Eliasza. Wzmacnia także jego siły fizyczne. Oferuje mu pokarm i wskazuje dalszy kierunek jego życia. Jest nim góra Horeb: „Ponownie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga». Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie umocniony tym pożywieniem szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb” (1 Krl 19,7-8). Eliasz udaje się do swoich początków, do własnych korzeni, na Synaj, gdzie Bóg objawił się wcześniej Mojżeszowi, przekazując mu Dekalog. „Jego droga nie jest już ucieczką, zdradą, przeciwnie: jest dążeniem do początków monoteizmu, powrotem do czystości wiary Izraela, ożywieniem, odrodzeniem, aby na nowo rozpocząć na miejscu, z którego rozpoczęli starożytni ojcowie na górze świętej, na górze Bożej” (C.M. Martini).
W drodze na Horeb Eliasz zatrzymuje się w pewnej grocie. „Chodzi nie tylko o to, aby schronić się przed zimnem, ale także, aby skulić się w sobie, niemal wejść do własnego wnętrza” (B. Secondin). Bóg jednak nie pozwala na to. Najpierw zadaje pytanie: „Co ty tu robisz, Eliaszu?” (1 Krl 19,9). W ten sposób wzywa go, by „zajrzał w swoje wnętrze, wsłuchał się w niepokoje, które nosi w sobie, nazwał swoje lęki i pragnienia” (B. Secondin). Następnie nakazuje mu opuścić grotę i iść dalej: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!” (1 Krl 19,11). „Eliasz musi opuścić grotę, miejsce poczucia bezpieczeństwa i stanu regresji. Musi się ujawnić, stanąć przed samym sobą, stanąć do walki, musi znowu powstać, udać się na górę, stanąć w wietrze, który owieje mu twarz. Boga, który dokona w nim przemiany, nie spotka w grocie. Spotka Go tylko wtedy, gdy stawi czoła życiu” (A. Grün).
Na Horebie Eliasz doświadcza Bożego Ducha, Bożej obecności. Towarzyszą Mu cztery znaki: wichura, trzęsienie ziemi, ogień i szmer łagodnego powiewu. Pierwsze trzy są charakterystycznymi cechami epifanii. Na Bliskim Wschodzie wyobrażano sobie Boga jako wojownika, który walczy po stronie ludu, posługując się żywiołami; miota ogień, wzbudza wicher i wstrząsa ziemią, wywołując przerażenie wroga. Eliaszowi Pan objawia się inaczej. Nie ma go w ogniu, wichrze ani trzęsieniu ziemi. Nie działa jak Eliasz. Nie jest bogiem wiatru i nie niszczy od razu przeciwników, jak uczynił to Eliasz z prorokami Baala. Nie jest bogiem ognia, nie spala natychmiast tego, co bezbożne. Nie jest też bogiem trzęsienia ziemi, nie wywraca wszystkiego do góry nogami, nie łamie praw natury.
Duch Boży działa inaczej. Nie tępi swoich wrogów silną ręką, ale przychodzi w sposób cichy, delikatny, łagodny, jak „szmer łagodnego powiewu”. „Użyte tu terminy mają wielorakie znaczenia: qol to dźwięk, wibracja, szept, głos, szmer, pomruk; demamah – to cisza, pustka śmierci, zawieszenie bez oddechu; daqqah – to łagodny, lekki, delikatny, subtelny, spokojny. To jedno z najbardziej wysublimowanych sformułowań w Starym Testamencie” (B. Secondin). „Okazuje się, że Bóg jest cichy i łagodny, że można Go spotkać w cichym szepcie wiatru. W milczeniu Eliasz musi się rozstać ze wszystkimi obrazami Boga, które sobie stworzył, spotkać się z innym Bogiem, którego nie można używać dla własnych potrzeb. Bogiem, który nie pozwoli się traktować instrumentalnie w celu spełnienia jego fantazji o wielkości czy wyobrażeń o męskości” (A. Grün).
Eliasz rozpoznaje Ducha Bożego w szmerze łagodnego powiewu, w głosie delikatnej, nieuchwytnej ciszy. Zasłania sobie twarz płaszczem i zatrzymuje się przy wejściu do groty. Odkrywa nowy sposób objawiania się Boga. „To nie burza, trzęsienie ziemi czy ogień wzbudzają lęk, lecz cisza, która w małości objawia Boga. Tajemniczy Bóg, zawsze nieopisany, nigdy ten sam. Nawet znaki Jego obecności nie mogą być takie same, lecz są zawsze nieoczekiwane, zawsze inne od tych znanych. Nie są to już groźne znaki teofanii z czasów Wyjścia ani też ogień, który objawił Boga na górze Karmel, lecz zupełnie nowy sposób ukazania się. Nieznany Bóg jest zawsze nowym Bogiem i jest to Bóg wolności” (B. Costacurta).