Abraham odpowiada na wezwanie Boga w sposób bezkompromisowy i heroiczny. Nie stawia żadnych pytań, nie wysuwa trudności, jak to uczyni później Mojżesz. Mimo wielu niewiadomych, przede wszystkim braku celu podróży, wyrusza, zgodnie z poleceniem. Pozwala, by jego przyszłość determinowało odtąd słowo Boga i Jego obietnica. Ma już siedemdziesiąt pięć lat, a mimo to, godzi się na nowy początek, wyrusza w nieznane. „Nie znajdujemy wzmianki o uczuciach, które towarzyszyły wyruszającemu w drogę Abrahamowi. Nie znajdujemy refleksji na temat tego, czy jest on w stanie przezwyciężyć przywiązanie do kraju ojczystego, do życzliwych członków klanu i dającego poczucie bezpieczeństwa domu rodzinnego. Wystarczy tutaj jedynie, że postępuje zgodnie z poleceniem Boga. Zapis ten jest swego rodzaju «pustym miejscem». Biblia często proponuje tego typu narrację, aby czytelnicy lub słuchacze mogli uzupełnić ją własnymi doświadczeniami” (P. Deselares).

Abraham nie wyrusza w drogę sam. Towarzyszy mu grupa osób, „które podzielały jego nowe poglądy. Nie wiemy jednak, czy te osoby wyruszyły wraz z nim dlatego, że rozumiały jego decyzję, czy też tylko dlatego, że należały do jego plemienia lub dla niego pracowały jako urzędnicy, lub należały do jego rodziny. Stały się one częścią historii, która została zapoczątkowana przez małą grupę, mającą wpływ na całą ludzkość” (A. Buckenmaier). Wśród towarzyszy wędrówki Abrahama znalazła się oczywiście jego żona Saraj oraz bratanek Lot. Decyzja Saraj była zapewne trudniejsza od jej męża. Abraham spotkał Boga, słyszał Jego głos i obietnicę. Saraj musiała zawierzyć mężowi. Jej motywacją było posłuszeństwo i miłość do Abrahama. Ze względu na nie zdecydowała się podjąć trud wędrówki w nieznane. Zadecydowały również względy praktyczne. Mogła wprawdzie pozostać w Charanie wśród swych krewnych, ale jej sytuacja nie byłaby wówczas godna pozazdroszczenia. Wybrała więc trud tułaczki i związane z nią cierpienia, które rekompensowała jej bliskość ukochanego człowieka.

Abrahamowi towarzyszył również jego bratanek. Osierocony Lot być może widział w swym wujku substytut zmarłego przedwcześnie ojca. „Możliwe, że Abraham, który nie miał syna, widział w Locie swego dziedzica” (C. Swindoll). Przyszłość pokaże, że nie była to jednak słuszna decyzja.

Kierunek podróży Abramhaa wiódł z północy na południe (por. Rdz 12, 4-8). Pierwszym punktem dłuższego postoju było Sychem (hebr. „ramię”). To starożytne miasto, sięgające czwartego tysiąclecia przed Chrystusem, było położone niemal w samym centrum Kanaanu (dzisiejsze Tell Balatah, na wschód od Nablusu). Jego strategiczne położenie w pobliżu wejścia do przełączy łączącej góry Garizim i Ebal sprawiało, że było ono ważnym ośrodkiem handlowym. Sychem było również ośrodkiem kultu religijnego.

Abraham zatrzymał się w pobliżu Sychem, gdzie rósł dąb More. Sens nazwy hebrajskiej można oddać jako „drzewo wyroczni”. Przypuszczanie był to olbrzymi dąb (terebint, dąb taborski, zawsze zielony dąb…?), który stanowił punkt charakterystyczny w krajobrazie otaczającym Sychem. Zapewne stanowił też miejsce kultu. Wielkie drzewa były często symbolem płodności i rodzajem sanktuarium. Opiekowali się nimi kapłani, bądź rezydowali przy nich, nauczając i rozstrzygając sporne sprawy, rabini i sędziowie (na przykład Debora).

Gdy Abraham obozował w pobliżu tego sanktuarium, objawił mu się ponownie Bóg w mistycznej wizji. W niewielu słowach potwierdził wcześniejszą obietnicę. Potwierdził również, że Abraham obrał właściwy kierunek marszu, mimo, iż nie otrzymał wcześniej szczegółów logistycznych. Zapewnił Abrahama, że zostanie płodny dzięki wierze i zaufaniu. Słowa te posiadały szczególny wymiar w miejscu, w którym zostały wypowiedziane. Przed dębem bowiem gromadzili się wyznawcy bóstw, oczekując płodności.

W odpowiedzi Abraham zbudował kamienny ołtarz, na którym złożył ofiarę i oddał cześć jedynemu Bogu. „Patriarcha nie «adoptował» tu żadnego uprzedniego miejsca kultu. Jego gest może mieć charakter dziękczynny (…) i konsekrujący ziemię przeznaczoną dla jego potomków” (J. Lemański). Ołtarz ten zapewne kłuł w oczy wyznawców miejscowych bogów. „Obwieszczał wszystkim mieszkańcom tamtej okolicy: «Bóg Abrahama przybył do ziemi Kanaan»” (C. Swindoll).

Po opuszczeniu Sychem Abraham wyruszył w dalszą drogę na południe. Tym razem zatrzymał się w pobliżu Betel (hebr. „dom Boga”). Mieściło się w nim stare kananejskie sanktuarium, które w późniejszym czasie zostało przejęte przez Izraelitów. Abraham zbudował kolejny ołtarz między Betel a Aj (hebr. „ruiny”). Był on wyrazem wdzięczności i uwielbienia Boga. A także symbolicznym gestem przejęcia ziemi kananejskiej przez Boga Jahwe. Ziemia, przez którą przechodził Abraham była naznaczona świętością i obecnością Boga, czego widzialnym znakiem były wznoszone ołtarze.

Abraham wydaje się być duchem niespokojnym. Nie zagrzewa długo miejsca. Wewnętrzna intuicja każe mu iść wciąż dalej. Zaledwie wybuduje ołtarz w jednym miejscu, rusza dalej, „z miejsca na miejsce” (Rdz 12, 9). Przez całe życie pozostanie nomadem i pielgrzymem. „To, że przemierza kraj, wędrując wciąż dalej, stanowi wyraz jego tęsknoty i postawy oczekiwania. Jego wędrówka odbywa się przed obliczem Boga. Jego oczekiwanie podczas marszu polega na ciągłym pozostawianiu za sobą tego, co zbędne i oczyszczaniu się z tego. Wznosząc ołtarze, upewnia się niejako, że Bóg rzeczywiście prowadzi go za rękę (…) przemieniając go samego w «wędrującą modlitwę»” (P. Deselaers). Każdy, kto chce dziś wzrastać w wierze i mieć udział w Bożej obietnicy, musi jak Abraham, iść wciąż dalej i dalej, jak pielgrzym, podejmując ryzyko wiary i pozostawiając za sobą wszystko, co opóźnia tę drogę.

Pytania do refleksji:
• Jakie znaczenie ma dla ciebie słowo Boże? W jaki sposób żyjesz nim na co dzień?
• Które osoby są dla ciebie szczególnie ważne? Dlaczego?
• Czy lubisz pielgrzymować? Czego uczą cię pielgrzymki?
• Co (kto) jest celem twego oczekiwania, tęsknoty?
• Jakie miejsce w twoim życiu duchowym zajmuje modlitwa dziękczynienia i uwielbienia Boga?
• Czy mógłbyś nazwać siebie „wędrującą modlitwą”? Dlaczego?

fot. Pixabay