Ojciec Zdzisław Pałubicki SJ (1935-2019) już od dziesiątego roku życia myślał o tym, by zostać księdzem. W wywiadzie do jednego z pism parafialnych opowiada, że gdy jako chłopiec uczestniczył w odpuście parafialnym słuchał uważnie czytanej wówczas Ewangelii. Padło wtedy jedno ważne dla niego słowo: „NATYCHMIAST”.
Piotr NATYCHMIAST rzucił sieci i poszedł za Jezusem i to „natychmiast” było tym słowem, które odmieniło moje życie. Spodobał mi się święty Piotr i wybrałem go sobie później na patrona – przy bierzmowaniu. Potem chciałem go naśladować. Byłem na Kaszubach, blisko morza, więc chciałem iść do szkoły rybackiej, aby potem rzucić sieci i pójść do seminarium. Gdy mi „oleju przybyło”, stwierdziłem, że nie o to chodzi, tylko trzeba iść prostą drogą.
Gdy ukończył seminarium duchowne, ks. Prymas Stefan Wyszyński udzielił mu sakramentu święceń. Przez rok był wikariuszem w Szubinie, a potem zdecydował się wstąpić do Towarzystwa Jezusowego.
Dlaczego właśnie jezuici?
Dlatego, że chciałem wstąpić do takiego zakonu, jaki by się Matce Bożej podobał. Gdy święty Stanisław Kostka chorował w Wiedniu, ukazała mu się Matka Boża i kazała mu iść do jezuitów i dlatego ten zakon wybrałem. Gdy zgłosiłem się do nich w Poznaniu, usłyszałem pytanie: Czy masz zdolności techniczne potrzebne w misjach? Miałem przy sobie śrubokręt i zapytałem: Czy to wystarczy?
Drugi ojciec wyciągnął regułę zakonną i pytał się, czy byłbym posłuszny poleceniu przełożonego, gdyby mi kazał sadzić kapustę do góry korzeniami?
Zakonną kapustę czemu nie, ale swojej bym tak nie sadził – odpowiedziałem. Dalej mnie nie pytano. Poprosiłem św. Stanisława, żebym na jego imieniny był już u jezuitów i tak się stało. Po trzech miesiącach już tam byłem.
Ojciec Zdzisław Pałubicki SJ przepracował w zakonie jezuitów prawie 60 lat i wpisał się w życie Polaków jako niestrudzony misjonarz ludowy oraz promotor kultu Bożego Miłosierdzia i popularyzator sylwetki św. Andrzeja Boboli.
Strona dla mężczyzn chcących wstąpić do Towarzystwa Jezusowego: POWOŁANIA