Rzym – Wieczne Miasto ma różne oblicza! Jedno z nich, często kojarzone z rozrywką, doskonale oddają nazwy np. restauracji czy sklepów o wdzięcznej nazwie „Dolce Vita”. Ale jest i inna twarz miasta, także ukryta w nazwach np. baru „Caffeteria l’Orologio”, czy sklepiku „Polvere di tempo”, znajdującego się, a gdzieżby indziej, w dzielnicy Trastevere.
Ilekroć przechodzę przed tym ostatnim, zatrzymuję się choć na chwilę, aby popatrzeć na różnego rodzaju klepsydry, stare i postarzane kalendarze oraz globusy, ukazujące glob ziemski lub niebieskie sklepienie. Zauważyłem, że odchodzę stamtąd zawsze głęboko zamyślony.
Polvere del tempo – jak przetłumaczyć tą nazwę. Włoskie „polvere” dosłownie oznacza: „pył”, „kurz”, „proch”. Coś czego obecność w domu, w miejscu pracy, czy w środkach komunikacji nas irytuje. W Rzymie jest go wyjątkowo dużo. Miasto miesiącami pozbawione deszczu generuje go tonami. Nazwa sklepu przypomina, że swoją patyną pokrywa nas nie tylko kurz, ale i czas.
Podzielony kiedyś na sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, stulecia, epoki i eony – czas biegnie, płynie, ucieka, popycha nas, nadgryza swoim zębem. Mamy go, lub nie. Zauważamy go, lub ignorujemy. Jednak, chcemy tego czy nie, jesteśmy z nim związani i w nim cali zanurzeni.
Tylko człowiek jest świadom upływu czasu. Żadne zwierzę nie jest w stanie powiedzieć „Cierpię od lat i będę cierpiał do końca moich dni”.
Okruchy czasu – może tak trzeba przetłumaczyć włoskie „polvere di tempo”. Ostatecznie encyklopedie definiują pył/kurz, jako małe „cząsteczki materii wielkości od 1 do 100 mikronów”. Powstaliśmy z prochu o jeszcze mniejszych rozmiarach i w proch się obróci ciało, które posiadamy. A czas….. Tak naprawdę mamy do dyspozycji tylko jego okruchy – czyli chwile.
Koniec roku to dobry moment, aby zapytać się, jak gospodaruję teraźniejszością, czytaj: okruchem czasu, chwilą, która jest mi dana.
Najpierw trzeba się zapytać, czy ją dostrzegam? Może ciągle jestem skupiony/-a na przeszłości, a może ciągle wybiegam w przyszłość, stając się nieobecnym tu i teraz. Chwila – okruch czasu, który jest mi dany tu i teraz, musi być najpierw dostrzeżona.
Chwila jest „uniwersytetem”. To w niej czuję, myślę, kocham. W niej uczę się najważniejszej sztuki – życia. Nic nie jest tak dokładnie przykrojone na moją miarę jak właśnie ta Chwila, dlatego, że niesie w sobie mądrość, której nikt inny nie może posiąść.
Nie jestem więźniami przypadku, ani niewolnikiem okoliczności. Chwila, wynosząc mnie ponad czas, pozwala mi, w pewien sposób, dotknąć wieczności. W niej zakorzeniam się w tym co wieczne: w prawdzie, pięknie, miłości.
To w tej Chwili dokonuje się konkluzja mojego procesu rozeznawania – zapada decyzja by pełnić wolę Bożą. Chwila ma dla mnie sakramentalny charakter – teraz dokonuje się moje spotkanie z Bogiem, powierzenie się Jemu, moje zbawienie.
Tak przynajmniej powinno być. Czy tak było?
Koniec kalendarzowego roku, ze swoim spojrzeniem skupionym na zegarze i kalendarzu, to dobra okazja, aby jak Maryja, przypomnieć sobie ważniejsze chwile życia, rozważyć je w sercu, dziękować lub prosić, abym umiał uświęcać każdą Chwilę. Czyż to nie jest najlepszy przepis na życie?