Lecz kiedy się chwieję, z radością się zbiegają, przeciwko mnie się schodzą obcy, których nie znałem, szarpią mnie bez przerwy, napastują i szydzą ze mnie, zgrzytając przeciw mnie zębami. Jak długo, Panie, będziesz na to patrzeć? (Ps 35, 15-17).
Drugi upadek Jezusa tradycja odnotowuje przy bramie miejskiej, w miejscu, w którym bolesny pochód opuszczał Jerozolimę, zmierzając w kierunku Golgoty. W miejscu tym był wywieszony wyrok śmierci na Jezusa. Starożytna tradycja chrześcijańska nazwała je „Bramą wyroku”.
Być może świadomość bliskiej śmierci była przyczyną drugiego upadku Jezusa. Zapewne przyczyniło się do niego również wyczerpanie fizyczne i wycieńczenie organizmu, a także cierpienie emocjonalne i duchowe. Jezus, który leżał pod ciężarem belki krzyża nie wzbudzał współczucia wśród żołnierzy ani przygodnych gapiów. Przeciwnie, narażony był na dalsze drwiny i znęcanie fizyczne.
Co mógł odczuwać, leżąc przygwożdżony ciężarem krzyża do ziemi? Być może dotykając prochu ziemi miał w pamięci słowa Boga Ojca wypowiedziane do pierwszego człowieka, Adama: W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! (Rdz 3, 19). Syn Boży nie był wolny od przekleństwa z raju. Pracował w krwawym pocie, aby wysłużyć ludziom zbawienie.
Być może przyszły Mu na myśl słowa proroka Izajasza, w których zapowiedział cierpienie Sługi Jahwe, jako przebłagalną ofiarę za grzechy ludzkości: Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4-6)?
Zapewne jednak w całym swoim cierpieniu i bólu odczuwał pragnienie wypełnienia woli Ojca do końca: «Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu » (Ps 40, 8-9). Wola Ojca była przewodnikiem życia Jezusa na ziemi. Wszystko jej podporządkował; pragnienia, modlitwę, myśli, serce, działanie, misję. Ojciec był nie tylko na początku i na końcu Jego ziemskiej drogi, ale wypełniał ją całkowicie, chwila po chwili. Dlatego Jezus mógł o sobie powiedzieć: Ja żyję dla Ojca (J 6, 57). U kresu drogi, leżąc na ziemi, wiedział, że musi być wierny Ojcu i Jego woli aż po grób.
Cierpienie spowodowane upadkiem nie osłabiło miłości Jezusa. W czasie uczty pożegnalnej, gdy obmywał stopy swoim uczniom, wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13, 1). Jego służebna postawa była sterowana świadomością i miłością. Wiedział, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie (J 13, 3). Był świadom, że jest Mesjaszem, Panem historii, że w Jego ręku znajdują się losy ludzkości. Był też świadomy swojej boskości, swego zmierzania do Ojca, do chwały. Podobna świadomość towarzyszyła Jezusowi na drodze krzyżowej. Mimo, że leżał przybity do ziemi, opuszczony i odrzucony, wystawiony na pokaz, drwiny i zniewagi, jak kukła w teatrze, albo sensacja dla dziennikarzy i reporterów, to właśnie on był Zbawicielem. A Jego upadki były konieczne, by ludzkie upadki nie okazały się w swych skutkach tragiczne.
Przy siódmej stacji drogi krzyżowej pomyślmy o ludzkich upadkach. Nie jest łatwo iść pod górę, niosąc krzyż. Taka droga musi być naznaczona upadkami. Ale one nie są najistotniejsze. Ważne jest, by powstawać i kontynuować bieg swego życia. Uczyć się wyciągać wnioski ze swoich upadków. Pytać o ich sens.
Ważna jest również świadomość solidarności. Każdy upadek, który jest grzechem, ma wymiar społeczny, rani innych, powoduje cierpienie. Każde powstanie wraz z Chrystusem daje nadzieję i nowe siły, wnosi harmonię i radość do wspólnoty. Chrześcijanin nie może cieszyć się z upadków innych, albo czuć się z tego powodu lepszym. Powinien natomiast cieszyć się z każdego powstania i wspomagać duchowo innych w trudnych chwilach powrotu do duchowej równowagi. Być dla nich jak miłosierny Samarytanin, a nie kapłan czy lewita ceniący bardziej czystość i własną doskonałość niż życie poranionego człowieka (por. Łk 10, 30-37).
Czy szukam i realizuję w moim życiu wolę Boga? Jaka jest moja świadomość? Jak często upadam? Co leży u podłoża tych upadków? Czy wyciągam z nich wnioski i odważnie zaczynam od nowa? Jak reaguję na widok cierpiącego, poranionego człowieka? Czy nie cieszę się z upadków innych, albo jestem wobec nich obojętny? Czy pomagam innym podnosić się z ich upadków i odnajdywać ponownie drogę do Chrystusa?
Panie Jezu, dziękuję, że zgodziłeś się upadać pod ciężarem krzyża. Będąc wiernym woli Ojca do samego końca, pokazałeś mi, że ważniejsze od upadków jest powstanie i wierność. Przepraszam, że moje grzechy tak często przygniatają innych i ranią Twoje serce. Daj mi, proszę, odwagę powstawania od razu po każdym upadku, uwolnij od zniechęcenia. Oczyść także moje serce, by nie pozostawało obojętne wobec słabości i upadków innych, ale otwarte i zawsze chętne do pomocy.
grafika: Lidia Frydzińska-Świątczak