Wczoraj, 27 czerwca 2020 roku, o godz. 11.00 w kaplicy Kurii Generalnej Jezuitów przy Borgo Santo Spirito 4 w Rzymie odbyła się Msza św. za śp. o. Ryszarda Plezię SJ, byłego przełożonego i ekonoma Papieskiego Instytutu Studiów Kościelnych (PISK).
Przewodniczył jej o. Henryk Droździel SJ, rektor PISK, homilię wygłosił o. Leszek Rynkiewicz SJ (PISK). W koncelebrze uczestniczyli jezuici z Rzymu, niektórzy kapłani polscy będący w Rzymie oraz ojcowie barnabici z włoskiego klasztoru przy Piazza Cairoli. We Mszy św. uczestniczyła grupa sióstr m.in. z międzynarodowego domu zakonnego Domus Guadalupe oraz zaprzyjaźnione osoby świeckie. Kondolencje nadesłała Ambasada Polska w Rzymie.
Ciało Zmarłego zostanie w najbliższych dniach przewiezione do Polski. Główne uroczystości pogrzebowe odbędą się w przyszłym tygodniu w Warszawie, w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej 61.
We wczorajszym kazaniu w Kurii Generalnej usłyszeliśmy między innymi poniższe słowa:
Droga każdego z nas do Pana jest niepowtarzalna. Niepowtarzalna też była droga o. Ryszarda do Niego. Prawie cudownie uratowany jeszcze w łonie matczynym podczas deportacji rodziny na Sybir (ze strony Rosjan), gdy pozwolono wysiąść brzemiennej matce z transportu w 1939 roku, choć ojca zatrzymano w transporcie i odnalazł rodzinę dopiero po wojnie, prawie 9 lat później. Rósł i wychowywał się we wschodniej Polsce, gdzie nie było jezuitów. Jakoś Pan zaprowadził go do nich. W zakonie, jak każdy jezuita wychowywany do posłuszeństwa i dyspozycyjności na polecenie przełożonych wyjechał po święceniach kapłańskich na dalsze studia do Rzymu, prawie 50 lat temu i tu o dziwo pozostał do śmierci, najdłużej, bo 46 lat w Papieskim Instytucie Studiów Kościelnych, pionierskim dziele w Kościele polskim, gromadzącym dokumenty z archiwów watykańskich odnoszących się do historii Kościoła w Polsce. 46 lat w jednym miejscu, jak na jezuitę to rzecz wyjątkowa, niespotykana, bo jak stanowi Formuła zakonu, rzeczą jezuity jest z miejsca na miejsce się przenosić i służyć tam, gdzie jest większa chwała Boża. Ale widocznie Pan Bóg tak tym kierował, że i zwyczaje mają mniejsze znaczenie, gdy On chce czegoś innego. Był w Instytucie „złotą rączką”: elektrykiem, stolarzem, hydraulikiem, informatykiem, czasami przełożonym.
Miał talent do prac manualnych. Oszczędzał wiele pieniędzy dla Instytutu. Pomagał w tym czasami i polskim współbraciom studiującym w Rzymie. Żył w cieniu, dyskretnie unikając poklasku i rozgłosu. Nie miał osobistych wymagań. Prowadził życie bardzo skromne. Gdy objawiła się choroba miał nadzieję na wyzdrowienie, ale gdy okazało się to za późno zgodził się na umieranie. I tu okazał się cud Bożego przemienienia. On, który potrafił zdecydowanie bronić swoich pozycji, dochodzić swoich racji – w chorobie stał się jak jagnię, pokorny, nie wymagający specjalnej troski. Nie prosił o nic pielęgniarzy czy lekarzy, nie narzekał, choć cierpiał, tak jakby nie chciał zawadzać innym. Cichy, skulony fizycznie i psychicznie. Był wdzięczny za każdy gest pomocy czy zainteresowania. Dziękował słowami, a potem już tylko wzrokiem. Potrafił być też dowcipny. Teraz modlimy się za niego, aby Pan Bóg jak najszybciej przyjął go do swojej chwały, by za długo nie musiał dojrzewać do Bożej świętości. Dzięki Rysiu za to co zrobiłeś w życiu i za te lata przeżyte razem.