„Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”. Prawda, że w tym pytaniu wyraźnie pobrzmiewa nuta szczerości ? Nie ma wątpliwości, że osoby które podeszły do Jezusa są przekonane, że nie jest On w swoim postępowaniu jasny i celowo kluczy w swoich wypowiedziach, tak aby nie dać nikomu żadnej wiążącej odpowiedzi na swój temat.

Jezus odrzucił ten zarzut twierdząc, że nie stosuje taktyki szczególnej tajemniczości: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie”. Chodzi natomiast o to, że im brakuje wiary. Słyszą bowiem co On mówi, ale brakuje im przekonania i zdecydowanej konkluzji. Winą nie jest braku logiki, ale wada ich procesu poznania. Niedomaganie dotyczy ich duchowej wrażliwości, czyli jak to się popularnie mówi, winą jest ograniczenie ich serc.

Trzeba też wiedzieć o tym, że oprócz dyskursu logicznego, jest jeszcze inny poziom komunikowania się pomiędzy ludźmi. Jest jeszcze sfera ich operatywności materialnej oraz ich sposobu reagowania na różne życiowe okoliczności, co również manifestuje wyraźnie cechy ich osobowości. ” Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie.”

Czyny nie stanowią jednak argumentu rozstrzygającego i absolutnie skutecznego w dochodzeniu do wiary. Posiadają one wartość orientującą i mogą tylko wspierać człowieka w przyjęcia pewnych sugestii i dojścia do określonych wniosków, ale nigdy nie przesądzają o wierze w sposób konieczny, mający charakter „naukowej pewności”. Posiadają po prostu inna naturę poznawczą.

Nie należy jednak mylnie sądzić, że to wiara „nie dorasta” do poziomu naukowości, ale wprost przeciwnie, to poziom „naukowy” jest zbyt ubogi aby objąć swoim poznaniem szeroką przestrzeń wiary, ponieważ nauka jest zupełnie niezdolna do spenetrowania tego co w działaniu odnosi się do sfery motywacyjnej, a wiec tej sfery którą popularnie określa się mianem serca („Czyny, których dokonuję W IMIĘ mojego Ojca”).

Jezus idzie jeszcze krok dalej w tłumaczeniu im fenomenu wiary, a raczej w ich konkretnym przypadku, chodzi o brak wiary i wyjaśnia: ’’wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec”. Chodzi o to, że wiara nigdy nie jest efektem jednostronnego aktu tego kto ją wyznaje, ale jest wynikiem dialogu i odpowiedzią na określone wezwanie.

Nie jest to jednak prosty rezultat tego co się słyszy uszami i tego co się widzi własnymi oczami. Nie jest również prostym wynikiem do którego doprowadziła nas rozumowa analiza danych dostarczonych nam przez oczy i uszy, ale chociaż to brzmi enigmatycznie, chodzi o rzeczywistość o wiele bardziej złożoną, która dotyczy ludzkiej duszy.

W akcie wiary istotne są dane naukowe, ale chodzi również o przesłanki dużo głębsze od nich, mające charakter ponadnaukowy, odnoszące się nie tylko do tego co w poznaniu jest obiektywne, ale również cała sfera ludzkiej intymności, którą nazywa się często tajemniczą sferą dialogu ludzkiego serca z niezgłębioną tajemnicą Miłości Bożej.

„Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je”. Dopiero na tym poziomie intymności dochodzi się do prawdziwego spotkania i do prawdziwego, wzajemnego poznania się osób. Daje to w rezultacie efekt SPEŁNIENIA, o który nieustannie chodzi człowiekowi. Prowadzi go do znalezienia poczucie sensu dla wszystkiego kim on jest i wszystkiego co on robi i związanego z tym poczuciem szczęścia (”Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne”).

Chrystus dodaje: „Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki”. Jest to największa poręka jaką może człowiek otrzymać, przekraczająca jego ziemski i doczesny horyzont. I jeszcze jedno – Chrystus powiedział : „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”. Tak więc samą istotą ludzkiego szczęścia jest jego udział w tej świętej jedności.

Foto: Stanisław Pacholik SJ