Modlitwa czyni cuda. Tak można powiedzieć, ale prawda każe sięgnąć jeszcze głębiej, bo modlitwa wywodzi się z wiary człowieka i wówczas to wiara okazuje się być tą najgłębszą przyczyną i sprawczynią wszystkich prawdziwych cudów, to znaczy takich które prowadzą do wyzwolenia.

Zauważmy, że najpierw jest jakaś krzywda, jakaś rażąca niesprawiedliwość , jakieś kłamstwo i przemoc, czyli najpierw mamy do czynienia z szatańskim cudem zła i więziennego piekła zgotowanego Pawłowi i Sylasowi, mimo tego, że nie tylko nie zgrzeszyli, ale wprost przeciwnie, byli sługami słowa Bożego, głoszącymi dobrą nowinę o Zbawieniu.

Następnie widzimy cud duchowej dojrzałości, czyli pobożności Pawła i Sylasa, wyrażającej się śpiewaniem hymnów wielbiących Boga, nawet w środku nocy, mając nogi w dybach, w obskurnym lochu więziennym, po przebyciu ciężkiego biczowania.

W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, następuje cud trzęsienia ziemi i otwarcia się na oścież wszystkich drzwi więziennych, czyli widomego działania Boga, które jest zarówno zapowiedzią, jak i sprawcą rzeczywistego wyzwolenia uwiezionych.

Dopełnieniem tej teofanii jest cud miłosierdzia w stosunku do strażnika więzienia, tego samego który jeszcze dosłownie przed kilkoma godzinami był katem Pawła i Sylasa.

Ujawnia się wówczas pełny wymiar siły i delikatności Boga, w cudzie nawrócenia się strażnika – nie ze strachu, ale z wdzięczności za okazane mu miłosierdzie.

Noc cudów kończy się Chrztem i Eucharystią, sprawowaną już nie w więziennym piekle, ale w domu strażnika więzienia, gdzie „stół został zastawiony” i gospodarz, „razem z całym domem, cieszy się bardzo, że uwierzył Bogu”.

Foto: flickr.com/Walimai.photo