Księżycowy krajobraz ziemi Charan stał się jeszcze bardziej nieludzki i dziki, gdy słońce zaczęło zachodzić i szybko zapadał zmrok. Jakub siadł na suchej kamienistej ziemi, ledwie powstrzymując się od płaczu, totalnie zagubiony. Księżyc odbijał swoje światło w jasnych skałach i na głazach, a czarne cienie za nimi tworzyły głębokie czarcie dziury. Nikogo i nic żywego wokół nie było widać, ale przez to, tym bardziej, miało się wrażenie, że gdzieś niedaleko, w ciemnościach, czają się oczy wężów i czyhają hieny.
Jakub poczuł się jak nigdy dotąd w życiu mały, słaby i bezbronny. Przede wszystkim jednak rozumiał, co znaczy być bezdomnym. Tym bardziej, że swój dom musiał opuścić wbrew swojej woli, bo musiał uciekać przed bratem, chroniąc się przed jego gniewem. Chciał się on bowiem na nim zemścić za podstępne zabranie mu pierworództwa, które jednak kiedyś, jak wrócił z polowania i był bardzo głodny, lekkomyślnie oddał młodszemu bratu za miskę soczewicy.
Wszystko odbyło się składnie, bez żadnego skandalu. Jakub odebrał błogosławieństwo, które jego ojciec Izaak, znajdując się na łożu śmierci chciał ofiarować swojemu najstarszemu synowi. Jednak jego żona, a matka Jakuba, sprytnie zaaranżowała wszystko w taki sposób, żeby zamiast swego brata, Jakub otrzymał to błogosławieństwo, a teraz musiał uchodzić i kryć się przed jego gniewem na obcej ziemi.
Na tym strasznym pustkowiu nie tylko czuł się samotny, ale i śmiertelnie zagrożony. Po raz pierwszy w życiu odczuwał taką grozę i taką bliskość śmierci, nie mogąc się znikąd spodziewać ratunku, bo chociażby krzyczał w niebogłosy, nikt go nie mógł usłyszeć, bo skały i księżycowe głazy nie mają przecież uszu, tak jak to całe martwe piekło, które go otaczało, strzeżone przez diabły gotowe do nagłej interwencji, korzystając z pretekstu naruszenia śmiertelnej ciszy.
Jakub położył się, tak jak stał, na gołej ziemi. Czuł się jak skazaniec podający z rezygnacją głowę pod topór kata, który w każdej chwili mógł go tym toporem zdzielić. Nie miał siły czuwać, bo i tak nie zdałoby się to na nic. W razie niebezpieczeństwa nie byłby w stanie się obronić. Nie miał innego wyjścia jak zgodzić się po prostu na to co będzie.
Znużony drogą i własną bezradnością jednak zasnął i miał niesamowity sen, który wstrząsnął nim do żywego, tak bardzo był sugestywny. Nie umiał określić jego rzeczywistej natury: czy był to zwykły sen, czy też widzenie pochodzące od Boga? Tym bardziej, że towarzyszyły temu również słowa, które go bardzo poruszyły, bo odnosiły się wprost do tego co on aktualnie przeżywał.
We śnie, a raczej w tym nocnym widzeniu o którym mowa, zobaczył tuż przy sobie drabinę sięgającą nieba i aniołów Bożych wspinających się po niej i schodzących z nieba. Czy była to rzeczywiście drabina ukazana mu przez Boga, czy raczej senna projekcja najskrytszych pragnień jego duszy?
Towarzyszyły również temu widzeniu słowa, że ziemia na której leży jest mu oddana na własność, a wraz z nią ziemie inne, szeroko i daleko na wszystkie cztery strony świata, że on i jego potomstwo będzie tymi ziemiami władał, że stworzone będzie tutaj królestwo, którego błogosławieństwo będzie radością Bożej łaski dla całego świata.
Ze względu na to błogosławieństwo, które Bóg pragnie aby zostało spełnione, poprowadzi go przez kraj do którego właśnie idzie, strzegąc go na wszystkich drogach i dbając nieustannie o jego pomyślność i bezpieczeństwo. Będzie mu towarzyszył potem w drodze powrotnej do jego rodzinnego domu, z którego musiał uciekać. Będzie mu błogosławił, nie żądając niczego w zamian, bo błogosławieństwo nie jest za coś, ale po to aby się spełniło dobro które w nim jest zawarte i które ono proroczo zapowiada.
Po tym widzeniu Jakub poczuł w sobie nową siłę, chociaż w kamiennym krajobrazie który go otaczał nic się nie zmieniło. To w nim dokonała się przemiana – jego dusza w mistyczny sposób spotkała się z Bogiem. Czuł Jego obecność. Jego dusza zawołała: „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem”. I zdjęty trwogą rzekł: „O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba!”
W tej samej chwili, złożył też uroczyste ślubowanie: „Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga”.
Chodzi o kamień stanowiący pamiątkę jego proroczego snu, kamień obok którego stała drabina sięgająca nieba, po której wchodzili i schodzili aniołowie Boży, kamień który oznaczał „bramę niebios i dom Boży”, który zapowiadał i symbolizował spełnienie się Bożego błogosławieństwa – zbawienia człowieka i zbawienia świata – w Jezusie Chrystusie i Kościele Bożym.
Kamień jest symbolem Krzyża, a naszą życiową obietnicą – jej spełnieniem – są dwa DOMY.
Ilustracja: Sen Jakuba, Józef de Ribera