Uczestniczymy w Wielkim Przyjęciu i często o tym nie wiemy. Siedzimy, stoimy, patrzymy, jemy, mówimy coś, coś słyszymy i znów powtarzamy jakąś serię zajęć i gestów, nie wiedząc po co to wszystko, chociaż nieustannie przecież czynimy jakieś kalkulacje, coś obliczamy, coś planujemy, weryfikujemy słuszność naszych przewidywań i dlatego budujemy plany B i C i nowe strategie wymyślamy czasem, sądząc, że w ten sposób zdobędziemy więcej i zajdziemy dalej, wyprzedzając innych.

Nie zdajemy sobie sprawy, że uczestniczymy w zabawie, a raczej poważnych zawodach, takich na śmierć i życie, przedzierając się przez chaos, który zaprogramował i nieustannie nim kręci ktoś inny i sprytnie nas w tej zabawie, czy raczej walce na śmierć i życie rozgrywa. A nam się wydaje, że to my tworzymy, że jesteśmy wolni, bo stoimy, siadamy, patrzymy i sporządzamy strategiczne plany, a potem je zmieniamy na B lub C, cały czas jednak trzymając schowane głęboko w sercu pragnienie szczęścia, które nie chcemy, aby ktokolwiek widział, aby nas nie wyśmiał za nie i boleśnie nie zranił.

Szymon zaprosił do siebie Jezusa, ale to nie znaczy, że Go rzeczywiście przyjął w swoim domu. Nie uczynił tego, bo sam siebie uwięził w klatce obaw i ostrożności. Wiedząc, że życie jest pełne raf podwodnych i trzeba umieć po nim żeglować, tak aby nie rozbić o nie swojego okrętu, bał się okazać życzliwość zaproszonemu, aby go wpływowi goście źle nie wzięli za Jego zwolennika. Dystans na jaki go trzymał świadczył o tym, że przyjęcie w jego domu jest „koszerne” i polega tylko na badaniu przeciwnika, aby Go złapać na jakimś nieodpowiednim słowie lub geście, by móc to kiedyś przeciwko Niemu wykorzystać.

„Kobieta znana w mieście ze złego prowadzenia” , czyli taka która była znana powszechnie, ale nie wolno jej było zapraszać na oficjalne przyjęcia i o której nie można było mówić w publicznych rozmowach, jedynie prywatnie, robiąc przy tym pikantne aluzje, albo czyniąc związane z nią sprośne pomówienia; ta kobieta właśnie nie odstępowała Mistrza.

Trzymała się w prawdzie tylnego kręgu obecnych, nie biorących bezpośredniego udziału w uczcie, ale fakt że płacząc całowała Jego stopy, wycierała je własnymi włosami i namaszczała olejkiem był wystarczająco wymowny, aby wysunąć pod Jego adresem pewne oskarżenia, z tym najważniejszym na czele, że nie jest On prawdziwym prorokiem, bo inaczej „wiedziałby kim jest ta która się Jego dotyka” i wtedy zareagowałby inaczej, nie narażając się na tak wielką kompromitację.

Szymon czuł w sercu dumę, że był taki przytomny i nie pozwolił sobie na spoufalenie z Jezusem i szykował się do tego, aby zamanifestować swoje zdziwienie, że tutaj, teraz, w jego domu, dochodzi do tak dwuznacznej sceny. Chciał to ubrać w odpowiednie słowa, tak aby wieść o tym co mówił i jak zareagował rozniosła się szeroko i przysporzyła mu sławy, gdy niespodziewanie uprzedził go swoim wystąpieniem Jezus.

Uczynił to z godnością i mocą prawdziwego patriarchy i męża Bożego. Zelektryzowało wszystkich Jego pytanie: ”Czy widzisz tę kobietę, Szymonie ?” Ten żachnął się, mocno poirytowany, bo przecież o tej kobiecie publicznie się nie mówi i nie chciał do tego też dopuścić w swoim domu. Temu miała być poświęcona jego interwencja. Chciał publicznie zaprotestować przeciwko obrazie dobrych obyczajów, ale zbytnio się do tego przygotowywał, bo w rezultacie głos zabrał ten który miał doznać publicznej nagany.

Szymon ze złością spojrzał na kobietę, udając że wcześniej jej nie widział, a przecież to jej obecność dała mu podstawę do tego aby odsądzić od czci i wiary „fałszywego proroka”, który nie wiedział, że hołdy które odbierał pochodziły od prostytutki. Jezus widział tę złość i wiedział, że Szymon, tak jak i inni, nie zdaje sobie sprawy z tego o co istotnie chodzi i od czego naprawdę wszystko zależy. Nie wiedział, że przyjęcie w jego domu to mały epizod tego o co rzeczywistości chodzi – o Wielkie Przyjęcie, o mesjańską ucztę na cześć Zbawiciela, jedynego który ratuje człowieka, całą ludzkość, jedyny który uwalnia od grzechu i chroni przed śmiercią wieczną.

Jęknęli wszyscy z wrażenia, gdy Jezus wskazując na tę właśnie kobietę, która była autorka skandalu, powiedział: jesteś błogosławiona, bo zrozumiałaś prawdę i prawda ta wyzwoliła cię od twojego grzechu. Idź w pokoju, bo umiałaś przyjąć Wcielone Miłosierdzie Boga. Potem powiedział do wszystkich, że każdy jest dłużnikiem Boga , większym lub mniejszym, to nie ma zasadniczego znaczenia, ponieważ wszyscy potrzebujemy Bożego zbawienia i wszyscy jesteśmy tym zbawieniem obdarowani – na tym polega właśnie Dobra Nowina. Trzeba tylko pokonać strach i wstyd, żeby mimo wszystkich przeciwności i oporów przyjść do Jezusa i Bogu za Jego nieskończone miłosierdzie podziękować.

Foto: Ted / flickr.com