Bóg jest zawsze inny aniżeli nasze o Nim wyobrażenia. Doświadczył tego na przykład wódz wojsk Aramu, który się wybrał z wyjątkową misją do Izraela. Miał tam spotkać proroka Elizeusza, by ten uzdrowił go ze śmiertelnego zagrożenia trądu, czyli żeby dokonał cudu, bo na trąd nie było wówczas żadnego innego sposobu uleczenia. Wiózł ze sobą wielkie dary, godne spodziewanego cudu, a więc interwencji Boga i godne jego dworskiego stanowiska u króla Aramu.
W trakcie zbliżania się do miejsca spotkania, jego podniosły nastrój ustępować zaczął miejsca rozdrażnieniu, a potem nawet zdenerwowaniu. Nie widział żadnych gońców królewskich, żadnego śladu powitań, żadnych przewodników i na dodatek, obok zmęczenia podróżą, nużył go banalny widok biednych wiosek i ludzi bez twarzy, jak to odnotował sobie w duszy, bo z obojętnością patrzących na jego pielgrzymi orszak.
Gdy przybył do domu cudotwórcy, znalazł go zamknięty na cztery spusty, przy czym sam dom nie wyróżniał się niczym szczególnym, ot dom taki jak inne, z tynkiem z błota i trocin odpadającym wielkimi płatami z jego ścian. Było już skwarne południe i wszędzie była kompletna cisza, wypełniona ich bezradnym kręceniem się w kółko, szukając jakiegoś rozwiązania ich problem, bo przez długie minuty nikt domu nie otwierał, by wreszcie pojawił się sługa z niedbale zawiniętą chustą na głowie. Sam Elizeusz, wbrew oczekiwaniom Naamana, nie wyszedł, żeby się z nim przywitać. Sługa potraktował go bez żadnej dworskiej kurtuazji, ale i bez zaproszenia na prosty choćby posiłek. Powiedział tylko kilka słów pozdrowienia i wyjaśnił, że polecenie proroka jest proste: Naaman ma się udać na brzeg rzeki Jordan i w niej siedem razy ma się zanurzyć. To wszystko.
Naaman poczuł się dotknięty do żywego i musiał się powstrzymywać z całej siły, aby nie wybuchnąć gniewem, ale nie mógł tego przecież uczynić w obcym kraju, nieuzbrojony i może najważniejsze — nie mógł tego uczynić, bo po prostu, brakowało mu siły. Po raz pierwszy w życiu czuł się pokonany. Ogarnęło go uczucie głębokiego zawodu i rezygnacji. Prysła cała jego nadzieja. Śmierć znów pokazała mu swoją odrażającą twarz, drwiąc z niego i jego nieudanej wyprawy po cud. Rozkazał zatem swoim ludziom, aby natychmiast zawracać wozy i opuszczać to straszne miejsce jego największej życiowej porażki.
Przedtem jednak zdążył któryś z jego sług zdobyć się na odwagę, by go poprosić, chociaż to wydawało się takie beznadziejne, aby wykonać polecenie proroka Elizeusza. Ów sługa posłużył się bardzo prostym argumentem: gdyby coś trudnego zażądał od ciebie cudotwórca, czyż byś tego nie wykonał? O ileż bardziej zatem warto wykonać to, co takie łatwe.
Naaman uległ jego prośbie, tym bardziej że tego samego zdania byli również inni członkowie jego wyprawy. Wydawało się to uwłaczające powadze jego stanowiska i tak banalne, że aż niedorzeczne. W głębi duszy obawiał się nie tylko upokorzenia, ale również śmieszności. Miał się siedem razy obmyć w rzece, tak jak gdyby nie robił tego codziennie u siebie i to w asyście lekarzy, którzy starali się na jego chore ciało nakładać balsamy.
Kiedy zanurzał się po raz siódmy i stanął wyprostowany, nagle poczuł zmianę nie tylko na całym ciele, ale poczuł, ze zmieniło się coś w jego duszy. Otworzyła się w nim jakaś nowa przestrzeń i rozwarła tajemnicza brama. Pojawiło się światło. Ujrzał w nowy sposób swój kraj i swój dom i z radości chciał skakać teraz jak małe dziecko. Poczuł nagły przypływ mocy w sercu i napełniony został wdzięcznością do Boga. Pojawiły się łzy w jego oczach. Płakali z nim i śmiali się jego dworzanie.
Śmierć, która trzymała go w swych mocarnych kleszczach, została pokonana. Został cudownie uleczony. Bóg się nad nim zmiłował, czekając na niego u końca drogi, która wydawała się jemu zbyt siermiężna i pospolita, aby mogła być prawdziwa, wymagająca od człowieka jego pokroju i jego stanowiska zbyt wiele cierpliwości i pokory, aby mógł się na nią zgodzić i uczynić to, co mu prorok przepisał. Bóg jednak pomógł mu pokonać te przeszkody i został uzdrowiony — jego ciało i jego dusza.
Czy nie tak właśnie działają sakramenty Kościoła? Czy nie o tym mówi nam dzisiaj cudzoziemiec Naaman?
Photo attribution to Moody publishers through freebibleimages.org