Od jakiegoś czasu światowe media przestały się zachwycać papieżem Franciszkiem, a nawet zaczęły go atakować. Wprawdzie w ostatnim czasie zdobył sobie trochę światowego poparcia w związku z pandemią koronawirusa, bo okazał się bardzo solidarny z globalnym trendem polityki prowadzonej w tej dziedzinie, idąc za wskazaniami oficjalnych ekspertów w kwestii walki z Covidem 19, ale ponieważ namnożyło się potem mnóstwo niezależnych ekspertów, a społeczność cywilna w znacznym stopniu została podzielona, zarówno co do prewencji, jak i co do metody walki z epidemią, zyskał też wówczas sporo przeciwników.
Obecnie papież konfrontuje się z wielką falą krytyki w związku ze sposobem co do sprawowania swojej misji w odniesieniu do wojny na Ukrainie. Krytykuje się go za to, że za mało wspiera i za mało się identyfikuje z blokiem państw, które militarnie pomagają Ukrainie bronić jej niepodległości wobec brutalnej napaści Rosji.
Rzecz jednak w tym, że papież wielokrotnie manifestował swój sprzeciw wobec barbarzyństwa wszelkich wojen i skoncentrował się w sposób zupełnie wyjątkowy na potępieniu tej właśnie konkretnej wojny, uważając ją za zagrożenie nie tylko dla pokoju światowego, ale nawet dla trwałej egzystencji ludzkości na tym świecie. Wielokrotnie solidaryzował się też z ofiarami wojny na Ukrainie, wspierając je na różne sposoby duchowo i materialnie, oraz wzywając opinię publiczną całego świata do niesienia im pomocy.
Pomimo to, oskarża się go o brak konsekwencji moralnej i brak moralnej jednoznaczności, ponieważ nigdy w swoich oficjalnych wystąpieniach nie wskazał imiennie na prezydenta Putina, jako winnego tej wojennej zbrodni, nie potraktował go jako mordercy i nie udzielił mu publicznego potępienia, takiego, na jakie zasługuje z uwagi na ukraińską tragedię.
Drugim powodem oskarżeń pod jego adresem jest brak wyraźnego poparcia dla militarnego wysiłku państw broniących Ukrainy i wspierających ją wojskowo. Szczególnie ostro krytykuje się jego wezwania do zaprzestania działań wojskowych i do otwarcia dyplomatycznej drogi zażegnania konfliktu i pojednania, uważając to za przejaw naiwności politycznej i rodzaju ekstrawagancji religijnej, z której nie ma żadnego pożytku.
Mało przekonujące jest dla nich twierdzenie, że do tradycji Watykanu należy wystrzeganie się ofensywnego, wulgarnego języka debaty dyplomatycznej, oraz powstrzymywanie się od wygłaszanie potępieńczych sądów w stosunku do stron politycznego konfliktu. Decydujący jest jednak fakt, że misja papieska ma szczególny charakter, tak samo, jak i sam jak państwo Watykan.
Tymczasem, trzeba pamiętać o tym, że papież, oprócz autorytetu, jaki mu daje polityczny status głowy państwa, posiada moralny autorytet głowy Kościoła Katolickiego i zarówno dla niego samego, jak i dla członków Kościoła na całym świecie jest rzeczą jasną, że powinien kierować się on wiarą, a więc powinien być wierny nauce Chrystusa we wszystkich sytuacjach, w jakich przychodzi mu działać.
Mówiąc zaś krótko, powinien kierować się kryterium ewangelicznej miłości, które w chrześcijaństwie jest zasadnicze i stawia się je ponad pragmatyczne kryterium osiągnięcia jak największych korzyści materialnych i zdobycia jak najszerszego aplauzu społecznego. Od tego zasadniczego kryterium miłości zależy autentyczność chrześcijańska, nigdy i pod żadnym pozorem papieżowi nie wolno go zignorować. Dotyczy to oczywiście również problemu wojny, niezależnie od krytyki i szyderstw, jakie by go spotkały z tej przyczyny.
Niesłuszna krytyka, a nawet prześladowania nie są czymś obcym dla chrześcijańskiego doświadczenia wiary, bo dotykają one misterium krzyża, które jest konstytutywne dla chrześcijańskiej duchowości. Całe życie Chrystusa było przecież paschalne i to samo dotyczy Jego wyznawców, ale nie jako szczególnego powołania do cierpiętnictwa, ale przeciwnie, jako łaskę dostrzeżenia w cierpieniu, które jest doświadczeniem każdego człowieka, zbawczego wymiaru krzyża, a więc wyzwolenia, jakie paradoksalnie, stąd właśnie wypływa, objawiając w ten sposób cud zbawczej miłości Boga.
Lepiej można zrozumieć, na czym polega specyfika misji papieża, jeżeli uświadomimy sobie, że Chrystus nie zabiegał o władzę polityczną i wyraźnie jej unikał. Ludziom olśnionym Jego cudami i chcącym Go porwać i obwołać królem, nie tylko zabronił tego uczynić, ale wytknął im brak rozumienia Jego misji. Wobec Piłata Jezus jasno stwierdził, że chociaż jest królem żydowskim, to jednak nie według schematów mentalnych tego świata, ale według wyższego porządku, odnoszącego się do życia wiecznego.
Dodać wypada, że papież Jan Paweł II, na którego często się dzisiaj powołują dyskutujący o problemie wojny, podnoszą fakt, że uznawał on tzw. wojnę sprawiedliwą i wiążące się z tym prawo do obrony własnej. Powinno się jednak zwrócić uwagę na to, że dzisiaj trzeba zmodyfikować patrzenie na praktyczne zastosowanie tej zasady, wobec olbrzymiej proliferacji arsenałów broni masowego zniszczenia. Zbrojna konfrontacja dzisiaj to nie tylko ryzyko dużych szkód materialnych i pozbawienia życia dużej ilości ludzi, ale ryzyko w ogóle końca życia ludzkiego na Ziemi.
Ilustracja: Biczowanie naszego Pana Jezusa Chrystusa, William-Adolphe Bouguereau, 1880.