Po cudownym rozmnożeniu chleba Jezus polecił uczniom, by przeprawili się łodzią na drugą stronę Jeziora Galilejskiego, w stronę Betsaidy, sam zaś udał się na modlitwę. W czasach biblijnych pobożni Żydzi poświęcali zwykle dwie godziny dziennie na modlitwę. Jezus modlił się poza czasem nauczania i uzdrawiania. Ewangeliści podkreślają, że były to często nocne rozmowy z Ojcem. Podobnie jak Mojżesz czy Eliasz wybierał On samotność gór, z dala od zgiełku galilejskich miast.
Podczas gdy Jezus modlił się, uczniowie zmagali się z przeciwnymi wiatrami, sztormem i przeciwnymi falami, własnym zmęczeniem i lękami. Któż nie potrafi wyobrazić sobie podobnej sytuacji? Ciemna noc, mała łódź na wielkim jeziorze, nadciąga burza, powstają fale, zalewają łódź, mężczyźni wiosłują, rozpaczliwie zmagając się z wiatrem, krzyczą ze strachu… W takiej sytuacji nawet odważni ludzie okazują się słabi. Przypominamy sobie te chwile, kiedy to i nam, w podobny sposób, usuwał się grunt pod nogami. Wtedy wszystko zaczyna się chwiać. Mimo największej mobilizacji sił, nie możemy ruszyć z miejsca. Wydaje się, że cały świat się sprzysiągł przeciwko nam. Opanowuje nas chaos, a dusze przenika przeraźliwa trwoga. Ten strach nie jest jakimś lękiem przed czymś bliżej nieokreślonym, ale egzystencjalnym strachem przed ostatecznym unicestwieniem. Nie ma przed nim ucieczki, nie można go zepchnąć na bok, dlatego pojawia się krzyk i zwątpienie (S. Kiechle). Sytuacja uczniów przeprawiających się na drugą stronę jeziora pośród ciemności nocy, wzburzonych fal i przeciwnego wiatru obrazuje ludzkie życie, codzienne zmagania, trudy i walki.
Podczas zmagań uczniów Jezus w ciszy modli się i, co podkreśla ewangelista Marek, z góry przygląda się ich wiosłowaniu (por. Mk 6, 48). Jest jakby na innym poziomie, nie tylko fizycznym, ale również duchowym. Uczniowie zapewne przeżywają wewnętrzną walkę. Dlaczego w takiej sytuacji zostawił ich na pastwę losu? Czy nie obchodzi Go to, że giną? Co jest dla Niego ważniejsze: własne duchowe umocnienie czy ratowanie swoich przyjaciół z niebezpieczeństwa zagrażającego ich życiu? (S. Kiechle).
Apostołowie zapewne sądzili, że Jezus dogoni ich piechotą, idąc wzdłuż brzegu. Tymczasem On przyszedł do nich, krocząc po jeziorze (Mt 14, 25). Obraz Jezusa chodzącego po wodzie jest symbolem Jego boskiej mocy, której podlegają wszystkie żywioły. W Starym Testamencie jedynie Bóg mógł chodzić po powierzchni wody (C. Keener). Psalmista wychwala Boga: Twoja droga wiodła przez wody, Twoja ścieżka przez wody rozległe i nie znać było Twych śladów (Ps 77, 20; por. Wj 14, 21nn). Jezus miał poczucie humoru: gdy był już bardzo blisko, okazało się, że „chciał ich minąć” (Mk)! (F. Fernández-Carvajal).
Widząc postać chodzącą po wodzie nad ranem, uczniowie uznali ją za zjawę. Wiara w duchy i bezcielesne zjawy była wówczas na porządku dziennym. Mimo to wywołała lęk i przerażenie. Zahartowani i twardzi mężczyźni, rybacy (wśród nich doświadczony Piotr) wpadli w panikę, zaczęli krzyczeć. Dopadł ich tak silny lęk, że nie byli w stanie rozpoznać swojego Mistrza. Lecz problem nie jest tylko w ich panicznym lęku. Nie poznają Jezusa, ponieważ jak to po ludzku możliwe, aby mogli powiązać Jego osobę z chodzącym po wodzie? […] Nie są w stanie przeczuć Jego boskości (K. Wons).
Jezus natychmiast wyciszył ich strach, dodał im odwagi: «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» (Mt 14, 27). Słowa Ja jestem odwołują do imienia Boga. W taki sposób przedstawił się Bóg Jahwe Mojżeszowi (zob. Wj 3, 14) i Izajaszowi: Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą; nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem. Umacniam cię, jeszcze i wspomagam, podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą (Iz 41, 10); Ja jestem Tym, który mówi: Otom Ja! (Iz 52, 6). Również Jezus w taki sposób przedstawia siebie (por. J 8, 58-59; J 13, 19). Ponadto używając tego określenia, wskazuje na różne aspekty samoobjawienia (np. J 6, 35; 8, 12; 10, 7.11; 11, 25; 14, 6; 15, 1). Akcent zostaje w nich położony nie na zaimek osobowy „Ja”, lecz na metaforę tego, kim dla innych jest Jezus: jest On źródłem życia wiecznego (życiem, zmartwychwstaniem); sposobem na znalezienie życia (drogą, bramą); prowadzi innych do życia (pasterzem); objawia innym prawdę (prawdą); podtrzymuje ich życie (chlebem, winem). Wszystkie powyższe określenia odnoszą się do Boga (R. Ascough).
Gdy Piotr widzi moc Jezusa chodzącego po wodzie, prosi: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» (Mt 14, 28). Piotr jest również śmiały. Chce czynić rzeczy niemożliwe dla człowieka, właściwe Bogu. Pragnie uczestniczyć w mocy Boga. Wcześniej miał już udział w mocy Jezusa: uzdrawiał, głosił Ewangelię, wypędzał złe duchy. Teraz pragnie pogłębić to doświadczenie.
Jezus zna serce Piotra; mówi więc do niego: «Przyjdź!» (Mt 14, 29). Piotr faktycznie idzie po jeziorze, przełamując fale. Spojrzenie na Mistrza wzbudza w nim ogromne zaufanie. Ryzykuje i opuszcza łódź, która dawała mu trochę bezpieczeństwa – chociaż na wzburzonym jeziorze wydawała się być taka krucha. Ze wzrokiem utkwionym w Jezusa wychodzi Piotr na wodę. Ona go unosi! Jego głębokie zaufanie sprawia, że cud staje się możliwy. Nie należy rozumieć tego opowiadania w kontekście historycznym czy przyrodniczym, lecz psychologicznym i duchowym: Kiedy ludzie obdarzają się wzajemnym zaufaniem, niemożliwe staje się możliwe. Jeśli mamy wzrok utkwiony mocno w Jezusa, a w Nim w Boga Ojca, to nawet wzburzona woda przeniesie nas bezpiecznie ponad przepaściami naszej egzystencji (S. Kiechle).
Piotr chodził po jeziorze, dopóki nie poddał się strachowi. Jego lęk świadczy o braku znajomości siebie, o powracającej pysze i ukrytej tchórzliwości. Świadczy również o braku znajomości Jezusa. Piotr przestał ufać Jezusowi. Zapomniał, że jest Jego Zbawicielem, że jest obok i czuwa, by go ratować. Zamiast ufnie spoglądać na Niego, przygląda się problemom, niepokojom swojego wnętrza, a także zewnętrznym niebezpieczeństwom, falom, ogarnia go strach i tonie. Kardynał Martini zauważa: jest takie poznanie siebie, które wciąga w topiel. Jest nim świadomość gwałtownych i konfliktowych sił, które kotłują się w nas. Atakuje człowieka i zdaje się rozciągać na wszelkie jego działania wewnętrzna przewrotność, ciemność, zdrożność. Jest to typowe samopoznanie w pustce; choć zawiera się w nim część prawdy, to brakuje jakże istotnego odniesienia do Chrystusa.
Gdy Piotr zaczął tonąć, zwrócił się do Jezusa z wołaniem, które było rozpaczliwą prośbą: «Panie, ratuj mnie!» (Mt 14, 30). Piotr odważył się wyjść na jezioro, lecz był zbyt pyszałkowaty i przecenił siebie i swoją odwagę. Pełen trwogi musi się przyznać do swojej porażki. Jezus musi wyciągać go z wody jak dziecko. Ta scena jest naprawdę wzruszająca i nie wiadomo, czy się z niej śmiać czy płakać (S. Kiechle). W każdym bądź razie Piotr czyni jedną ważną rzecz, gdy tonie, przestaje liczyć na siebie i woła o ratunek. Prosi o pomoc Jezusa. Z lekcji Piotra nie zawsze wyciągamy wnioski. Zamiast zwracać się o wsparcie i pomoc Boga, zamykamy się w sobie, gorzkniejemy, bądź pielęgnujemy w sobie urazy, by je analizować (lub wypominać innym) przy pierwszej nadarzającej się okazji. Stajemy się wówczas „bombą zegarową”. Wystarczy mały sygnał, aby wybuchnąć.
Gdy wystraszony i tonący Piotr woła o ratunek, Jezus bierze go jak małe dziecko w swoje ręce. Oto moment, który najlepiej wyraża prawdę o Piotrze i jego relacji z Jezusem. Bez więzi z Nim, jest jak bezbronne dziecko. Choć jest dorosłym mężczyzną i doświadczonym rybakiem, życie bez Jezusa staje się dla niego jak chodzenie po wodzie – niemożliwe (K. Wons).
Jezus strofuje swego krnąbrnego ucznia: «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?» (Mt 14, 31). Czy Jezus pyta z wyrzutem, czy z troską, a może z lekkim i ironicznym uśmiechem? Może Jezus sam się zastanawia, jak słabi są ci, których wybrał na swoich uczniów? (S. Kiechle). Piotra, którego wcześniej nazwał skałą i wybrał na przewodnika swej małej trzódki, nazywa człowiekiem małej wiary. Jest on bowiem człowiekiem, który potrafi nagle zaufać i równie nagle zwątpić. A przecież jego wiara ma być fundamentem Kościoła i wzorem dla pozostałych uczniów. Jego wiara musi wzrastać, bo Jezus wyznaczy go jako „skałę” swojego Kościoła głównie dlatego, by jej służył. Chrystus rzuca mu w ten sposób pierwsze wyzwania i jednocześnie napomina, że wiara ma być zawsze pokorna, skromna, a nie prowokacyjna! (S. Cipriani).
Przygoda Piotra z chodzeniem po morzu kończy się w łodzi. Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył (Mt 14, 32). Bezpieczeństwa nie zapewnia niewielka łódka, ale obecność Jezusa. To On przezwycięża chaos natury, ale przezwycięża również lęk uczniów. Zwycięża strach swoim spokojem i pokojem, który przekazuje apostołom i samej naturze. Uczy w ten sposób uczniów przezwyciężać strach odwagą wiary. Scena ta ma również głębokie znaczenie symboliczne. Obraz łodzi jest alegorią Kościoła, zaś uczniowie stają się symbolami współczesnych chrześcijan. W świetle tej alegorii możemy zgłębiać szczegóły historii o chodzeniu Pana po wodzie i pytać o burze, które mogą pojawić się w Kościele, gdy ten zapomina o umieszczeniu Jezusa w swoim centrum. Ponowne skupienie na Nim uwagi (zabranie Go do łodzi) pomaga Kościołowi uśmierzyć lęki i uspokoić nawałnice, które mu zagrażają (R. Ascough).
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Ile czasu dziennie poświęcam na modlitwę?
- Z czym się zmagam na co dzień?
- Jaki rodzaj strachu towarzyszy mojemu życiu? Jak reaguję pod wpływem strachu?
- Jak odbieram świat duchowy? Co sądzę o duchach i zjawach?
- Czy nie oskarżam Boga o brak zainteresowania problemami moimi i świata?
- Jakie są moje ulubione imiona Boga (Jezusa)?
- Jak oceniam moją emocjonalność?
- Czy nie reaguję instynktownie i gwałtownie?
- W jakich sytuacjach okazuję się tchórzliwy?
- Czy umiem zachwycać się Panem?
- Czy potrafię zaufać nagle i spontanicznie?
- Czy jestem w stanie opuścić moją łódkę (na przykład idealny obraz siebie, nadmierne przywiązanie do rzeczy materialnych, swoje krótkotrwałe osiągnięcia, plany na przyszłość)?
- Czy mam odwagę „kroczyć po falach” (kryzysy egzystencjalne, psychiczne, duchowe)?
- Czy w chwilach kryzysu mam wzrok utkwiony w Jezusie; czy stać mnie na prostą, ufną wiarę?
- Czy czuję się czasem jak małe dziecko w ramionach Boga?
- Czy mogę przypomnieć sobie momenty, w których Bóg prowadził mnie za rękę?
- Jakie są moje wątpliwości w wierze? Jak sobie z nimi radzę? Dlaczego wątpię?
- Jakie są (według mnie) główne zagrożenia Kościoła dziś?