Przechadzając się po włoskich miejscowościach, nie sposób nie zauważyć, jak ważne miejsce zajmują w nich restauracje. Restauracja (ristorante, osteria, trattoria, bar, locanda, pizzeria — to jej różne odmiany) nigdy nie jest dla Włocha, tylko miejscem zaspokajania głodu fizycznego. Jest to miejsce znacznie ważniejsze.

„Ristorare” – znaczy „pokrzepiać”. Restauracja to miejsce, gdzie się doznaje pokrzepienia także duchowo, moralnie, intelektualnie, kulturowo, sportowo; tu buduje się wspólnotę rodziną, przyjacielską, koleżeńską i towarzyską; tu się zakochuje lub rozstaje; zakłada partię; wymienia informacje, o tym, gdzie można jeszcze lepiej się pokrzepić; tu zdobywa się nowe przepisy kulinarne i wskazówki, o tym, gdzie można zdobyć piękną garderobę, no i oczywiście, tak jak u nas, ponarzekać i poplotkować (co jest sprzeczne z duchem „ristorante”). Gdy Pan Jezus mówi „Przyjdźcie do mnie wszyscy, a ja was pokrzepię”, we włoskim tłumaczeniu pojawia się słowo ristoro — pokrzepię. „Ristorante” ma prawie biblijne, by nie powiedzieć kultyczne znaczenie, w tym jeszcze katolickim kraju, gdzie restauracje pękają w szwach, a kościoły pustoszeją (niestety).

Nie wszyscy przyjezdni rozumieją istotę „ristorante” (sposób życia), doprowadzając rdzennych Włochów do szału (sic!). Na jednej z restauracji zauważyłem napis po angielsku (szczyt frustracji): „We are against war and turist menue” – „Jesteśmy przeciw wojnie i turystycznemu jadłospisowi”, gdzie ostatni człon zdania oznacza: zjeść byle co, byle szybko.

Jesteśmy przeciw wojnie…

Większość restauratorów jest jednak zdania, że należy dać upust swojej frustracji w sposób bardziej poetycki. Oto kilka przykładów.

„Jeśli jesteś na diecie, tracisz tonę czasu; wejdź, usiądź u nas, zjedz coś, a zaraz poczujesz się lepiej”. – głosi napis na trattoria (restauracja prowadzona przez rodzinę, polecam, jeśli jeszcze nadarzy się okazja natrafić na taką typową, ponieważ jest to gatunek ginący). Napis na tablicy ogłoszeń na ścianie innej obwieszcza zdecydowanie: „Człowiek nie żyje samą miłością, potrzeba jeszcze carbonary” (rodzaj spaghetti). Czasem właściciele sięgają po powiedzenia z najmniej spodziewanych stron świata, jak choćby to: „Jedzenie jest jednym z czterech celów życia. Jakie są pozostałe trzy…tego jeszcze nikt nie odkrył” (powiedzenie chińskie).

Nie żyje się samą miłością…

Celebrowanie wspólnoty przy stole, jest jedną z piękniejszych włoskich tradycji (dla wyznawców fastfodów jest to, jak objawienie). My Polacy też mamy wiele może nawet piękniejszych zwyczajów celebrowania wspólnoty, budowania więzi i odpoczynku przy stole, o których, chwaląc obce, nie zapominajmy.

Rodziny zakonne także mają swoje piękne tradycje w tym zakresie. Na przykład u jezuitów, z pokolenia na pokolenie przekazywana jest lista spotkań przy stole, w czasie których należy podawać wino (oczywiście najlepsze). Zaczyna się od Wielkanocy i Bożego Narodzenia, staranie wyliczając konkretne sytuacje, nie zapominając o imieninach przełożonego, dochodzi się do ostatniego punktu, którego, żaden kopista w historii zakonu nie pominął, a brzmi on następująco: „I przy każdej innej godziwej okazji!”. Widać tu zdecydowanie włoskie wpływy, z domieszką hiszpańskich i dużą dozą caritas discreta.

Przeciskając się przez tłum przechodniów i mijając dyskutujących z ożywieniem Włochów (nie ma znaczenia, ile mają lat) słyszały się to samo: niewiele o miłości, mniej o polityce, więcej o sporcie, a najwięcej o tym, co się jadło, gdzie i z kim! Mamma mia!

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 19. 8. 2022