Zakończył się Rok Ignacjański i co dalej? Ojciec Arturo Sosa SJ mówi o misji jezuitów w obliczu napięć i konfliktów.
Od 2016 roku Towarzystwem Jezusowym kieruje o. Arturo Sosa SJ, politolog z Ameryki Łacińskiej. Rozmawia z nim we włoskim miesięczniku Aggiornamenti Sociali, jego młodszy współbrat, redaktor naczelny czasopisma, o. Giuseppe Riggio SJ. Ojciec generał nie proponuje łatwych rozwiązań, lecz zachęca, by zaangażowanie społeczne zakorzenić głęboko w duchowości. Dzięki temu, według ojca Sosy, unikniemy zagubienia i nie będziemy przerażeni w stawianiu czoła złożonym zmianom, jakich doświadczamy w dzisiejszym świecie.
Ojciec generał podkreślił w rozmowie, że docenia hojne i kreatywne zaangażowanie apostolskie swoich współbraci i świeckich współpracowników Towarzystwa Jezusowego. To, co go niepokoi i skłania do szczególnej troski w kierowaniu zakonem, to konieczność trwania w żywej relacji z Chrystusem i jej pogłębiania. „W Towarzystwie Jezusowym było i będzie zawsze obecne napięcie między popadaniem w aktywizm, dążeniem do bycia skutecznymi i osiągania mierzalnych celów, a świadczeniem własnym życiem o głębokiej relacji z Panem. Powiązanie życia z misją jest podstawowe: jeśli życie nie jest zakorzenione w Chrystusie, to nie warto angażować się w misję. Jeśli nie ma osobistego i permanentnego doświadczenia rozwijania się w spotkaniu z Panem, nie ma wolności” – mówił generał.
Jeśli życie nie jest zakorzenione w Chrystusie, to nie warto angażować się w misję
Pytany o Rok Ignacjański przypomniał, że nie został on ogłoszony, by promować Towarzystwo, jego działalność, czy też postać Ignacego Loyoli, ale by „zobaczyć wszystko na nowo w Chrystusie”, jak mówi hasło roku jubileuszowego. „Intencją było odświeżenie naszego patrzenia na rzeczywistość, aby intensywnie ożywić nasze doświadczenie spotkania z Panem, tak jak czynił to wielokrotnie w swoim życiu Ignacy a po nim, jego towarzysze”. Uważa, że jezuici i ich współpracownicy wzięli na poważnie to wezwanie i wydaje się, że zdali w tym czasie egzamin z pogłębiania relacji z Chrystusem, w dużej mierze korzystając z ćwiczeń duchowych. Zachęca ich, by nie kończyli tego duchowego procesu umacniania relacji z Panem wraz z zakończeniem Roku Ignacjańskiego.
„Chodzi o to, by ziarna, które zostały wrzucone w ziemię, zaczęły kiełkować, stając się dojrzałym drzewem. Ten proces wymaga uwagi i troski do momentu, gdy ziemia dostarczy niezbędnego pokarmu, korzenie się wzmocnią, a szkodniki i naturalne wydarzenia nie zniszczą go, zanim przyniesie owoce” – zaakcentował w rozmowie generał i podkreślił, że kroki podjęte w roku jubileuszowym muszą być kontynuowane.
Kroki podjęte w roku jubileuszowym muszą być kontynuowane
Zapytany o to, jak realizować misję, jaka została nam powierzona i wyartykułowana ostatnio w formie czterech preferencji apostolskich, gdy jesteśmy nieustannie konfrontowani z szybko następującymi po sobie zmianami, odpowiedział:
„To prawda, że jesteśmy świadkami nagłych zmian w wielu obszarach, ale moim zdaniem zmianą, która przebiega najszybciej, jest utrata świadomości przynależności do społeczeństwa obywatelskiego, a co za tym idzie nasilanie się postaw personalistycznych i arbitralnych”. Jako niezbędne atrybuty osoby, chcącej sprostać nowym wyzwaniom, oprócz żywej relacji z Chrystusem, która jest podstawą, wymienił głębię intelektualną. Ona chroni nas przed pokusami taniego konsumpcjonizmu, bezrefleksyjnego karmienia się tekstami, ideami i gotowymi rozwiązaniami, które bardzo szybko kończą w śmietniku. Wartościowa myśl potrzebuje czasu, by dojrzeć. Musi wejść w dialog i konfrontację, dać się zweryfikować na podstawie doświadczenia innych, pozwolić się skrytykować i sama być krytyczną. Ojciec Sosa przyznaje, że tego rodzaju myślenia brakuje często również pośród jezuitów.
Krytykuje nostalgię za przeszłością przypominając, że wcale nie była ona taka chwalebna, jak się ją przedstawia. „Nie prawda, że Kościół był lepszy 50 lat temu, bo czemu w takim razie służyłby Sobór Watykański II? Czy dlatego podjęto się tego rodzaju reformy w Kościele, bo wszystko dobrze funkcjonowało?” Widzi potrzebę krytycznego spojrzenia na własną historię.
Nie prawda, że Kościół był lepszy 50 lat temu
Ćwiczenia duchowe nie zostały pomyślane jako propozycja, która miałaby trafić pod strzechy. Są zawsze ofertą dla mniejszości. „Nie powinniśmy martwić się liczbami, lecz jakością tego, co robimy i jak towarzyszymy innym. Nie ma innej drogi do rozwoju niż osobiste towarzyszenie: to jest jedna z piękniejszych tradycji Towarzystwa, od samych jego początków”. Ojciec Sosa tłumaczy, że jezuici nie mają jakiejś mapy drogowej, która wyznaczałaby punkty, do których zmierzają. Gdybyśmy ją stworzyli, oznaczałoby to, że chcemy przejąć kontrolę nad sytuacją, że już z góry wiemy, jaką drogą chcemy podążać. Wtedy sami byśmy się oszukiwali: „naszym wyzwaniem jest pozwolić się prowadzić, bo w innym wypadku, po co rozeznajemy? Jeśli znamy mapę, po co nam rozeznawanie? Potrzebujemy środka lokomocji dostosowanego do terenu, umiejętności kalkulowania czasu, ale musimy zrozumieć, że nie oznacza to kontrolowania sytuacji. Wręcz przeciwnie, musimy zrezygnować z trzymania wszystkiego pod kontrolą i uczyć się jak dać się prowadzić. Nie przychodzi to łatwo jezuicie, który zainwestował 25 lat i 4 doktoraty w swoją formację, ale takie jest nasze powołanie. Nie przygotowujemy się intelektualnie i ogólnie po ludzku, do tego, by mieć kontrolę, ale przeciwnie, do tego, by dać się lepiej prowadzić i robić dobrze to, ku czemu jesteśmy prowadzeni. Potrzeba tu oczywiście ogromnego wysiłku w rozeznawaniu, na poziomie osobistym i wspólnotowym, ale jest to wysiłek niezbędny, bo nie w naszych rękach leży kontrola”.
Musimy zrezygnować z trzymania wszystkiego pod kontrolą i uczyć się jak dać się prowadzić
Zapytany o napięcia i konflikty w Kościele, odpowiada, że „unikanie konfliktów jest zamykaniem Ewangelii”, gdyż ona nie ukrywa konfliktów. Słowa i postawy Jezusa były źródłem radości, ale także prowokowały konflikty. Rozczarował niejedną osobę. Jego śmierć na krzyżu była zgorszeniem. „Dlatego nie da się myśleć o pokojowym Kościele, ulegając iluzji, że można się w nim ukryć przed napięciami i konfliktami. Na przykład podjęcie rozeznania oznacza skonfrontowanie się z konfliktem: to nie jest metoda podejmowania decyzji, lecz podążaniem za Duchem dobrym i odrzucaniem tego złego, mając na uwadze konflikt między dobrem a złem obecny w historii i wobec którego musimy zająć stanowisko”.
Prowadzący rozmowę, o. Riggio, nawiązał do metody „rozmowy duchowej” rozpowszechnionej ostatnio wśród jezuitów, stosowanej także w obecnej drodze synodalnej, i zapytał ojca generała, w jakim stopniu może być ona pomocna w radzeniu sobie w sytuacjach konfliktowych.
Rozmowa duchowa uczy słuchania, mówienia od serca i gotowości modyfikowania własnych zapatrywań
„Według mnie rozmowa duchowa może być wartościową pomocą, ucząc przynajmniej trzech ważnych rzeczy. Pierwszą z nich jest słuchanie, które nie jest łatwe. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale rozmowa duchowa jest niemożliwa do przeprowadzenia bez wprawiania się w hojnej postawie zasłuchania. Druga to mówienie od serca: gdy każdy wypowiada się, zaczynając od doświadczenia Ducha, dzieli się czymś, co ma dla niego znaczenie. Nie łatwo jest wyrazić w słowach to, co odczuwało się w sercu i w tym przychodzi nam z pomocą duchowość ignacjańska, która zwraca dużą uwagę na afektywność, na odczuwanie Pana i z Panem. Wreszcie rozmowa duchowa sprzyja zmianie własnych zapatrywań będącej owocem wolności osiągniętej w duchowym doświadczeniu słuchania, bo słuchając innych, ich historii, słuchamy Ducha. Zmiana własnych zapatrywań nie jest łatwa, ale bardzo ważna. Jest ona fundamentem każdej polityki. Jeśli polityka polega na podejmowaniu decyzji, by czynić z rzeczywistości dobro wspólne bez uciekania się do użycia siły, wymaga od nas negocjowania. W negocjacjach nie da się dojść do porozumienia, jeśli wszyscy uczestnicy negocjacji, indywidualni czy grupowi, nie zmodyfikują swoich stanowisk. W tym wypadku rozmowa duchowa jest swego rodzaju szkołą” – tłumaczył ojciec generał.
Mówiąc o wojnie w Ukrainie, wyraził swoje zdziwienie, że była ona dla wielu zaskoczeniem. Już wcześniej wskazywały na taki scenariusz pewne znaki, takie jak osłabienie demokracji, umacnianie się silnych osobowości u władzy. Aby przewidzieć tę wojnę, wystarczyło myśleć krytycznie. Zapytany o podejście papieża Franciszka do konfliktów na świecie, podkreślił jego umiejętność zachowania pluralizmu pomiędzy najbliższymi współpracownikami i rozumienia złożoności różnych sytuacji. Papieża postrzega jako lidera dostrzegającego złożoność procesu dziejących się przemian.
„Jednym z kluczowych punktów nauczania Franciszka jest koncentrowanie się na dynamice procesów przebiegających w różnych rytmach, nie takich samych dla każdego. W tak złożonej rzeczywistości, jaką jest Kościół, wiele procesów przebiega równolegle, w różnym tempie i nie tylko w jednym kierunku. Wydaje mi się, że pontyfikat Franciszka otworzył w tym sensie wiele okien na otaczającą nas rzeczywistość”. Żyjemy nie tyle w epoce zmian, ile podczas zmiany epoki i dlatego „musimy dać się prowadzić Duchowi. To jest wielkie wyzwanie i dlatego dobrze jest zakorzenić się w doświadczeniu duchowym. Gdy mówi się o Kościele w Europie, ma się zawsze na myśli laicyzację Europy”. Generał jezuitów widzi w tym przede wszystkim okazję i jest przekonany, że powinniśmy starać się zrozumieć nową rzeczywistość i dostrzec w niej przede wszystkim zalety. „Trzeba zacząć od słuchania, by móc coś więcej powiedzieć i móc towarzyszyć procesom” zachodzącym podczas zmieniających się epok.
Powyższy tekst jest omówieniem wywiadu, który ukazał się w jezuickim miesięczniku Aggiornamenti Sociali (8-9/2022 s. 445-454).
Foto: jesuits.global