Bezradność apostołów

Po zejściu z góry Tabor Jezus wraz z trzema apostołami dołączył do pozostałych, którzy w tym czasie przebywali na dole, w dolinie. Widok, jaki zastali, był zdumiewający. Uczniowie byli pochłonięci dyskusją, a właściwie sprzeczką z uczonymi w Piśmie. Dyskusji przyglądał się zgromadzony tłum. „Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go” (Mk 9,15). Ewangelista opisując ten podziw używa greckiego słowa thambos. „Thambos jest terminem oznaczającym zdumienie splecione z lękiem, uczucie ogarniające każdego, kto jest świadkiem jakiejś manifestacji bóstwa” (I. Gargano). Tego samego słowa używa Marek, opisując zdumienie kobiet na widok anioła, który ogłasza im zmartwychwstanie Jezusa (Mk 16,5). Tłum witający Jezusa mógł dostrzec coś z niezwykłego blasku chwały, który towarzyszył Jezusowi w trakcie przemienienia. Thambos mógł być wywołany właśnie przez tego rodzaju aureolę otaczającą Jezusa, kiedy szedł im naprzeciw” (I. Gargano). W podobny sposób promieniował Mojżesz, gdy schodził z Synaju po spotkaniu z Bogiem (por. Wj 34,29).

Jezus, być może zaskoczony całym zgiełkiem, zapytał uczniów: „O czym rozprawiacie z nimi?” (Mk 9,16). Wówczas z tłumu wynurzył się mężczyzna, który zrelacjonował Jezusowi przebieg wydarzenia. Jest ojcem dziecka chorego na epilepsję. „W starożytności panowało przekonanie, że epilepsja nasilała się lub łagodniała w zależności od faz księżyca. Stąd wiązano ją z problemami lunatycznymi (łac. Luna – księżyc). Ewangeliści zaznaczają, że w tym konkretnym przypadku choroba była wywołana przez demona. (…) Demon mógł wywołać każdą chorobę” (F. Fernández-Carvajal). Sposób działania demona był wstrząsający: chłopiec trząsł się, tarzał po ziemi, z ust leciała mu piana, drętwiał. Taki widok budził przerażenie. W opisanej sytuacji „demon zyskuje pewną władzę nad czynnościami wykonywanymi przez człowieka oraz możliwościami psychicznymi i fizycznymi opętanego, ograniczając jednocześnie lub zupełnie odbierając mu władzę nad jego działaniami. Ludzkie ciało przeradza się w narzędzie demona, doświadczając w ten sposób najokrutniejszej formy niewolnictwa” (F. Fernández-Carvajal).

Choroba syna, jedynaka, jak zaznacza Łukasz (Łk 9, 38) była wielką tragedią ojca. „Ponieważ z powodu choroby nie mógł się ożenić, ojciec stanął przed perspektywą przerwania ciągłości rodu. Ponadto zagrożona została pozycja całej rodziny. Teraz oni obaj doświadczali ostracyzmu ze strony otoczenia. W naszej kulturze jesteśmy zwykle postrzegani przez pryzmat tego, co robimy, przez zawód, który wykonujemy i przez nasze zainteresowania. W starożytności znacznie większą uwagę zwracano na powiązania rodzinne. Witając się z kimś, pytano o jego pochodzenie, klan oraz miejsce zamieszkania. Choroba dziecka zagrażała więc poczuciu wartości ojca, który zastanawiał się nad tym, w jaki sposób zostanie zapamiętany przez następne pokolenia. Nic dziwnego, że jego wiara została wystawiona na ciężką próbę” (R. Ascough).

Ojciec jednak nie stracił całkowicie nadziei. Gdy nie znalazł Jezusa, poprosił Jego uczniów, by uzdrowili syna. Ci podjęli się tego zadania. Pełnili przecież posługę uzdrawiania i egzorcyzmowania. Mieli powody, by sądzić, że uzdrowią również cierpiącego chłopca. Prawdopodobnie (jak Jezus) nakładali na chorego ręce, modlili się nad nim. Ich trud i wysiłek był nadto spotęgowany zobowiązaniem: reprezentując Jezusa, czuli się zobowiązani uzdrowić chłopca. W przeciwnym razie ich porażka skompromitowałaby nauczanie Mistrza. Ale im bardziej byli przejęci są swoją rolą, tym mocniej oddalili się od istoty uzdrowienia – żywej wiary.

Sytuację uczniów pogarszał fakt obecności świadków. Wokół nich zgromadził się tłum, uczeni w Piśmie, żądni sensacji gapie. Jezus w całym swoim życiu nigdy nie czynił cudu na pokaz. Na uporczywe naleganie Żydów odpowiedział wprost: „Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu” (Mk 8,12). Niepokój uczniów budziły także wspomnienia. Kiedy Jezus rozesłał ich, by głosili dobrą nowinę, „wyrzucali wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mk 6,13). Teraz w podobnej sytuacji doświadczają niemocy i stoją w obliczu kompromitacji. Stąd ich zawód, dezorientacja i przygnębienie. Władza otrzymana od Jezusa nie zadziałała. „Demon nic nie robił sobie z ich wysiłków, a tłum dobrze się bawił, widząc ich bezradność” (F. Fernández-Carvajal).

Próba uzdrowienia oparta na czysto ludzkich wysiłkach będzie zawsze skazana na niepowodzenie, nawet, gdy człowiek stosuje gesty, słowa i modlitwy Jezusa, jak czyni to wielu współczesnych uzdrawiaczy. Uzdrowienie jest zawsze skutkiem działającej łaski i mocy Boga. To sam Bóg uzdrawia, chociaż czyni to dzięki  wierze,  zaufaniu i modlitwie człowieka.

Pytania do refleksji:

  • Co wywołuje twój podziw, thambos?
  • Przez jaki pryzmat oceniasz siebie i innych?
  • Co sądzisz o sytuacji uczniów? A co jest powodem twojej bezradności i zagubienia?
  • Czy byłeś kiedyś świadkiem opętania? Jak wspominasz towarzyszące ci wówczas przeżycia?
  • Czy nie próbowałeś uzdrawiać siebie lub innych z czysto ludzkich motywacji, aby zadowolić siebie, dowartościować, udoskonalić albo zyskać aprobatę innych?

 

Plemię niewierne

Gdy ojciec epileptyka zrelacjonował nieudaną próbę uleczenia chłopca, Jezus zareagował gniewem: „O plemię niewierne, jak długo mam być z wami? Jak długo mam was znosić?” (Mk 9,19). Te gorzkie słowa, będące wyrzutem, zawierające gniew, zdumienie i naganę, skierował Jezus zarówno do ojca dziecka, jak i do uczniów, tłumu i uczonych w Piśmie. Uczniowie, którzy spędzili kilka lat z Jezusem wciąż nie różnią się od pozbawionego wiary tłumu. „Choć ta wymówka jest skierowana przede wszystkim do uczniów, odnosi się też ona ogólnie do ludzi współczesnych Jezusowi oraz do całej ludzkości, często upartej i niedowierzającej w obliczu Bożego miłosierdzia” (M. Healy). Jezus stawia pod znakiem zapytania swoją misję między ludźmi, stwierdza, że człowiek nie jest godny Jego działalności.

Powodem wybuchu Jezusa było niedowiarstwo, brak wiary uczniów i słuchaczy. „Całe życie Jezusa wypełnione jest podobnymi sytuacjami, w których musi mierzyć się z niedowiarstwem. Niedowiarstwem człowieka, który nie ufa Jezusowi, nie umie zdać się na Niego i Jego miłość. Zasadniczą winą (…) jest zawsze niezdolność powierzenia siebie Jezusowej tajemnicy; jest zatwardziałość, która nie pozwala przekroczyć progu wiary i zaufania do Pana” (C.M. Martini).

Po wyciszeniu emocji gniewu, Jezus reaguje inaczej, ze spokojem i z zimną krwią. Każe przyprowadzić chłopca do siebie. Na widok Jezusa demon jeszcze bardziej się uaktywnia, rzuca chłopca na ziemię i sprawia, że zaczyna się tarzać z pianą na ustach. „Lecz to puste pogróżki, być może będące próbą osłabienia kruchej wiary obserwatorów” (M. Healy). Gdy Syn Boży zbliża się do chorych miejsc, zły duch potęguje swoje działanie. Chce przekonać, że Jego interwencja jedynie pogorszy duchową sytuację. Wielu, bojąc się chwilowego bólu zamyka się w swoich urazach i ranach, przyjmuje postawy lękowe i obronne. W ten sposób utrwala jedynie swoje zranienia. Odcina się od źródła uzdrowienia.

Jezus patrzy na całe wydarzenie z dystansem. „Widzi sam obraz, samo zdarzenie, ale widzi też jego tło. Widzi chorego, ale także jego ojca, Apostołów, tłum; i wszystko postrzega w obrębie swojej misji. Jezus panuje nad całą sytuacją. Nie jest pochłonięty wyłącznie przypadkiem chłopca, który tarza się przed nim” (C.M. Martini). Patrząc w takiej perspektywie zauważa, że tak naprawdę chory jest ojciec dziecka. On pierwszy potrzebuje uzdrowienia. Apostołowie zaczęli od niewłaściwej perspektywy. Nauczyciel pokazuje im, że ograniczenie się do jednego aspektu i kurczowe trzymanie się go (w tym przypadku jest to egzorcyzm) sprawia, że „urasta on wówczas do niewyobrażalnych rozmiarów i hipnotyzuje nas” (C.M. Martini).

Jezus rozpoczyna dialog z cierpiącym ojcem dziecka w sposób czuły, serdeczny, współczujący. Pyta o symptomy choroby: „Od jak dawna to mu się zdarza?” (Mk 9,21). Wprawdzie nie potrzebuje znajomości objawów ani przebiegu choroby, zadaje jednak pytanie, by ojciec mógł wypowiedzieć swój ból, swoje cierpienie, by się uspokoił. Tak się też dzieje. Cierpiący czuje się zrozumiany i zaakceptowany. Odpowiada: „Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić” (Mk 9,21-22). Ojciec wypowiadając te słowa zaczyna rozumieć, „że chłopiec jest niewinny zła, które opanowało jego ciało. Owe napady wydają się dowodem na to, że zło dąży do zniszczenia tego chłopca, gdyż jest on popychany ku czynom samobójczym” (M. Healy). „Serce ojca topnieje” (C.M. Martini). Wypowiada słowa, które są symptomem jego choroby: „Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam” (Mk 9,22). W ten sposób prosi nie tylko o uzdrowienie dziecka, ale również siebie i całej rodziny. W przepiękny sposób identyfikuje się z synem i jego chorobą, podobnie jak czyniła to Syrofenicjanka. Ponieważ był świadkiem niemocy uczniów wobec złego ducha, dlatego w jego słowa wkradła się nuta zwątpienia i niewiary. Wciąż zadawał sobie pytanie, dlaczego Bóg dozwolił, aby tak wielkie nieszczęście dotknęło jego rodzinę.

Jezus koryguje jego słowa: „Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy” (Mk 9,23). Jezus uzdrawia wiarę ojca. Wzywa go do pełnego zaufania. „Nigdy nie ma wątpliwości co do tego, «czy Jezus coś może»! Jego moc nie ma granic; jedyną przeszkodą może być ta bariera, którą jest niedowiarstwo” (M. Healy). Wszystko jest możliwe dla wierzącego i ufającego Bogu. Każde wewnętrzne uzdrowienie, niezależnie od tego, czego dotyczy, rozpoczyna się od uzdrowienia wiary, od odbudowania zaufania do Boga, do człowieka i do siebie samego. To jest podstawa i fundament. Cud uzdrowienia nie zależy od samej mocy Bożej, ale również od wiary człowieka. W Nazarecie Jezus zdziałał niewiele cudów z powodu niedowiarstwa mieszkańców. Gdy człowiek nie wierzy, Bóg jest niejako bezsilny wobec niego. Szanując jego wolność i wybór, nie działa w sercu człowieka, który tego nie chce, który Go odrzuca.

Ojciec dziecka zrozumiał swoją nieufność, uznał swoją małą wiarę i natychmiast zawołał: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9,24). Okrzyk ten jest przepiękny w swojej prostocie. Jest pokornym aktem wiary i zarazem uznania, że pragnie przyjąć pomoc, potrzebuje dalszego umocnienia wiary. Jest wyznaniem, że Jezus może uzdrowić dogłębnie jego wiarę i uleczyć syna.

Pytania do refleksji:

  • W jakich sytuacjach twojego życia Jezus mógłby wypowiedzieć niecierpliwe słowa: „jak długo mam cię znosić”?
  • W czym wyraża się twoje niedowiarstwo?
  • Czy nie zamykasz się w sobie, bojąc się bólu uzdrowienia?
  • Czy patrzysz na sytuacje twego życia z dystansem?
  • Czy potrafisz rozmawiać z osobami cierpiącymi? W jaki sposób to czynisz?
  • Jaka jest historia twojego zagubienia, odrzucenia, braku miłości?
  • Które słowa są bliższe twemu stanowi ducha: „Wierzę” czy „Zaradź memu niedowiarstwu!”?

 

Egzorcyzm

W czasie rozmowy Jezusa z ojcem epileptyka, zbiegało się coraz więcej ludzi, żądnych sensacji. Zapowiadało się niezłe widowisko. Jezus nie chciał dostarczać więcej sensacji, zwłaszcza że wszystko odbywało się kosztem dziecka. Ponadto uzdrowił już wiarę jego ojca. Wprawdzie była jeszcze słaba, brakowało mu cierpliwości i pełnej ufności. Nie dorównywała wierze innych, proszących o cud. Była jednak szczera i to wystarczyło Jezusowi. „Rozkazał surowo duchowi nieczystemu: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i więcej w niego nie wchodź!” (Mk 9,25). Słowa egzorcyzmu sugerują, że demon często nawiedzał chłopca. Ponadto sprawił, że był głuchy i niemy. Jezus przywrócił mu zdolność słyszenia i mówienia. „Właśnie na tym polega zwycięstwo nad złem. Otwarcie na nowo uszu jest bowiem ściśle związane z otwarciem serca, oczu i rozumu – jest to ponowne otwarcie na wszechmoc Boga” (I. Gargano).

Demon nie dał łatwo za wygraną. Demonstrował swą pogardę, krzycząc i rzucając chłopcem. Nic dziwnego, wszak tracił swój teren. „Jezus krok po kroku przejmuje terytorium należące wcześniej do Szatana. Lecz również ten napad furii to tylko czcze pogróżki. Zły duch, bezsilny wobec rozkazu pana, odchodzi zwyciężony” (M. Healy). Nie bez walki. Chłopiec pada, wygląda jakby był martwy. Tak przynajmniej uznają świadkowie, którym wciąż brakuje wiary. Lecz Jezus ujął go za rękę, przywrócił mu zdrowie i tchnienie życia. Ewangelista Marek ponownie posługuje się terminami opisującymi zmartwychwstanie. Pozbawienie władzy demonów jest zawsze zmartwychwstaniem do nowego życia.

Po powrocie do domu (w Kafarnaum) uczniowie pytali o przyczynę swej porażki: dlaczego nie byli w stanie uzdrowić dziecka? „Powiedział im: Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem” (Mk 9,29). Są ludzie, którym można pomóc, sytuacje, które można zmienić, jedynie poprzez modlitwę, to znaczy zdając się całkowicie na Boga, zawierzając do końca Jezusowi. Wzmiankę o poście zawierają tylko nieliczne manuskrypty, „być może ze względu na właściwe starożytnym chrześcijanom przekonanie – mające źródła w żydowskiej pobożności – że modlitwa jest nierozerwalnie związana z samowyrzeczeniem, które wyraża się w poszczeniu” (M. Healy).

W każdym razie słowa Jezus były kolejną lekcją dla wciąż niepojętnych uczniów. „Uczniowie nigdy nie będą mieć kontroli nad rezultatami swych wysiłków (zob. Mk 9,19). Cała ich posługa uzdrawiania i wyzwalania innych będzie przynosić owoce tylko wówczas, gdy będą polegać na Bogu, poprzez modlitwę składając wszystkie potrzeby u stóp Jezusa. To zbawienna lekcja pokory, przygotowująca ich do posługi w Kościele” (M. Healy).

Pytania do refleksji:

  • Czy stosujesz egzorcyzmy? Jakie?
  • Jakie sytuacje mógłbyś nazwać swoim zmartwychwstaniem?
  • Czy doświadczasz mocy modlitwy? Kiedy?
  • W jaki sposób praktykujesz post?
  • Które lekcje Jezusa są dla ciebie szczególnie cenne?

Więcej w książce: „Bóg pełen miłości”, WAM 2022