„Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 3-5).

W czasie pielgrzymki do Turcji towarzyszą mi gromady dzieci. Są niemal na każdym kroku. W mentalności biblijnej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak aby ukazały się liczne ziarna symbolizujące dzieci, których życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami. W zachodniej kulturze dziecko bywa dziś często rozpieszczane i uwielbiane. Gdy przyglądam się dzieciom tureckim, nie odnoszę takiego wrażenia: zaniedbane, opuszczone, biedne i proszące o pomoc.

Z drugiej jednak strony, są spontaniczne, otwarte, radosne i… sprytne. Po zwiedzeniu dolnego miasta Derinkuyu spacerowałem po górnym, położonym na wysokości 1355 metrów n.p.m. Mając chwile wolnego czasu, postanowiłem nawiedzić kościół mieszczący się na centralnym placu. Był jednak zamknięty. W pobliżu bawiła się gromadka dzieci, które zaoferowały mi pomoc. Kilkuletni „przewodnicy” zaprowadzili mnie przed kościół, a następnie pokazali, że mogę go obejrzeć… przez dziurkę od klucza. Gdy to zrobiłem, zadowoleni ustawili się w szeregu i każdy z nich czekał na słuszną zapłatę. Po kolei z poważnymi minami wypowiadali magiczne słowa: „One dollar”.

Podziwiałem spryt tych kilkunastu chłopców, ale za chwilę okazało się, że dziewczynki nie były gorsze. Widząc możliwość łatwego zarobku, jedna z nich podeszła i podjęła ze mną rozmowę w języku angielskim. Zaproponowała mi oczywiście zwiedzanie innego kościoła. Gdy odmówiłem z braku czasu, stwierdziła stanowczo: „Jesteś Turkiem”. Zaprzeczyłem, ona jednak nie dała zbić się z tropu i nadal twierdziła, że nim jestem. Gdy w końcu upewniła się, że jestem Polakiem, musiałem zapłacić dolara… za rozmowę!

Czy Jezusowi, gdy stawiał za wzór dziecko, chodziło tylko o czystość, niewinność i prostotę? Może bardziej o spontaniczność, otwartość, ciekawość, pomysłowość, bycie sobą… Wszak w innym miejscu zachęcał, by być chytrym jak wąż i nieskazitelnym jak gołąb (por. Mt 10, 16).