Eugeniusz Bogusz SJ

Odosobnienie jest gwarantem duchowej przemiany, uczy bycia sobą, a zdolność do przeżywania samotności jest wyrazem duchowej dojrzałości. Dojrzałość ta ze swojej strony pozwala uczynić z Ćwiczeń plan, wedle którego człowiek stopniowo wprowadzany jest w „wewnętrzne poznanie” Miłości, która dla chrześcijanina jest najbardziej wskazanym darem.

Aktualność Ćwiczeń duchowych można zgłębiać na różne sposoby, w zależności od tego, jaka semantyka będzie stała za tym pojęciem. W tej krótkiej pracy chciałbym odnieść się do tego, co osobiście uznaję w ĆD za najbardziej aktualne. To nie studium supozycji, lecz dzielenie się moimi spostrzeżeniami i przemyśleniami. Od lat obserwuję pełne obłożenie jezuickich domów rekolekcyjnych i muszę się zgodzić z wybitnym o. Joachimem Badenim OP, że szkoła ignacjańska przypuszczalnie jest najważniejszą szkołą w Kościele Katolickim. Warto więc pochylić się nad problematyką obecnego wymiaru ĆD.

Właściwie całość podjętego zagadnienia można by zamknąć w jednym zdaniu: Jeżeli rekolekcje ignacjańskie przybliżają ludzi do Boga – tak, są one aktualne. Sama „aktualność” kojarzy mi się z czymś ponadczasowym, fundamentalnym i wiążącym jak prawa fizyki. Są rzeczy aktualne, czyli modne w konkretnej chwili, są też aktualne niezależnie od tej chwili – uniwersalne. Tu nasuwa się na myśl pewien tekst z Biblii: […] nic więc nowego nie ma pod słońcem (Koh 1, 9b). Rzeczy fundamentalne, czy nawet rudymentarne, zawsze wracają do łask i w tym kontekście należy oceniać dzieło św. Ignacego. ĆD nie były przecież w XVI w. nowością w wymiarze ogólnej judeochrześcijańskiej eksperiencji. Sam Chrystus odbył swoiste rekolekcje podczas czterdziestodniowego postu: w ciszy, modlitwie, pokucie, strapieniu i pocieszeniu, rozeznawaniu duchów oraz w podejmowaniu „wyboru”. W gruncie rzeczy nawrócony Bask strawestował słynną sentencję Zbawiciela: „Gdy ty się modlisz, wejdź do swego mieszkania, zamknij za sobą drzwi i módl się do Ojca, który jest w ukryciu. A twój Ojciec, który widzi także to, co ukryte, nagrodzi ciebie” (Mt 6, 6). Nikt nie wymyślił bardziej ponadczasowego imperatywu dotyczącego duchowego wzrostu, za nim poszedł i św. Ignacy w swej książeczce. W niej każde słowo wypływa z jego głębokich modlitewnych doświadczeń, to nie jest kolejna nudna scholastyczna elukubracja czy epigońska „chwilówka”, lecz dzieło tętniące życiem. Pasuje przy tej okazji rosyjskie  słowo выстраданная, czyli „wymordęgowana” – która jest wynikiem niesfałszowanych osobistych przeżyć, oparta poniekąd na właściwej (filoz.) empirii. Zatem śmiało Ćwiczenia można uznać za podręcznik chrześcijańskiego życia, który opiera się na rzeczach zasadniczych i zawsze aktualnych. Im chciałbym poświęcić nieco uwagi.

Pustynia

Ojciec Adam Żak SJ zauważył kiedyś, że za sukcesem ĆD w Polsce stoi „stan spragnienia” społecznego – pewna „pustynia”, która wskazuje na potrzebę czegoś ważnego po okresie totalitaryzmu. Osobiście rozszerzyłbym to na każdy okres historyczny i każdą przestrzeń geopolityczną. Człowiek jest przede wszystkim duchem (posiadającym duszę i żyjącym w ciele), który niezależnie od okresu historycznego zawsze szukał i będzie szukać doznań pozamaterialnych. Taki duch tak długo pozostaje w „pustyni”, aż znajdzie przynajmniej „oazę” (substytuty religii) lub dotrze do „Ziemi Obiecanej” (Prawda). Około 500 lat temu jedną z dróg wychodzenia z owej „duchowej posuchy” zaproponował uparty Pielgrzym z Loyoli.

Dzisiaj mówi się o wielopłaszczyznowym kryzysie w Kościele Katolickim. W mojej opinii, Kościół będzie niejako zmuszony (jak za Lutra) do reformy, co przyczyni się do rozkwitu mistyczno-charyzmatycznego wymiaru eklezjalnego organizmu. Duchowość ignacjańska mieści się w tej najbardziej życiodajnej formacji katolicyzmu, ona realnie prowadzi do Boga i przyciąga ludzi do Kościoła. Wiadomo, że apostazja sensu stricto nie jest obecnie zbyt częsta, wielu katolików po prostu czuje rozczarowanie Kościołem jako instytucją, jest znużona  abstrakcyjnym, infantylnym i „martwym klerykalnym językiem”, rytualizmem oraz brakiem Bożego ożywienia w realnym życiu. Praktyki religijne w takim „martwym” środowisku najczęściej są właśnie „pustynią”. Głębokie pragnienie zaspokojenia duchowego głodu zawsze będzie jednak kierować ku rzeczom niebiańskim, a takich nie brakuje w absolutnie praktycznym „programie treningowym” św. Ignacego.

Cisza

Dzisiaj cisza i milczenie stają się chyba najbardziej wskazanymi elementami ĆD. W moim odczuciu, patrząc epokowo, akcenty w ich odprawianiu przesunęły się z treści na warunki, ze szczególną rolą wyciszenia (miłośnicy nonteistycznych prądów poszli tu chyba nawet za daleko, np. o. Robert Kennedy SJ). Pierwotnie Ćwiczenia skierowane były w większości do ludzi nieumiejących czytać, dlatego tak ważnymi narzędziami metodycznymi były prosta treść i wyobraźnia. Natomiast obecnie żyjemy w erze przesytu treści (najważniejszych polskich przekładów Biblii jest aż 17!). Współczesny student ma zdecydowanie większą wiedzę od średniowiecznych teologów, którzy częstokroć mieli dostęp do zaledwie kilku książek drukowanych. Dzisiaj „cała” wiedza świata jest dostępna w małym smartfonie. Wiemy też, że niektórzy rekolektanci są bardziej kompetentni od swych duszpasterzy.

W takich warunkach zapewnienie ciszy staje się pierwszoplanową koniecznością podczas Ćwiczeń. Jest ona niezbędna nie w celu konceptualizacji czy przyswojenia wiedzy, tylko dla wyłączenia wyświetlanego w mózgu współczesnego człowieka przeładowanego obrazkami i myślami „filmu”. Bez ciszy i milczenia nie da się ujawnić zarówno dobrych, jak i złych zamysłów serca, nad którymi z taką przenikliwością zatrzymywał się św. Ignacy. Dzisiaj musimy „temperować” wyobraźnię i limitować informacje, żeby osiągnąć właściwe efekty rekolekcyjne.

Spotkanie z Nim

Jak to pięknie ujął o. Léo Scherer SJ: Książeczka Ćwiczeń […] odsyła do owej milczącej historii rozgrywającej się między odprawiającym rekolekcje a Bogiem […]. Ta historia niekoniecznie musi być milcząca, ale najważniejsze, że ona w ogóle zostaje zainicjowana, w niej się zaczyna prawdziwa communio cum Deo. Rzecz jasna, że źródłem duchowości chrześcijańskiej nie są rekolekcje ignacjańskie, lecz Ewangelia. Tak naprawdę właśnie Dobra Nowina – uniwersum przesłania objawionego Boga na ziemi – dodaje swoistego impetu i witalności Ćwiczeniom. Nic tak nie przemienia człowieka jak obecność Stwórcy i obcowanie z Jego Słowem, które jak miecz obosieczny przenika do „rozdzielenia ducha i duszy”. Pismo Święte jest chyba
najłatwiejszym narzędziem do „zapoznania” się z Bogiem, lecz astronom, który w najlepszy z teoretycznych sposobów poznał Marsa, najgłębszą radość może skosztować wyłącznie lądując na owej planecie, przeżywając to sercem, intelektem, emocjami, wolą, wyobraźnią, uczuciami i nawet ciałem. Tak, Bóg jest zawsze i wszędzie tam, gdzie my, ale najgłębszą rozkosz oferuje wtedy, gdy swoją personalną uwagę skupia na nas!

Wyjście do żywego Boga z własnej inicjatywy jest najwyborniejszą wartością ĆD. Zresztą sam ich twórca spotkanie z Nim uznaje za główny ich cel. Jeżeli wchodzi się w nie wielkodusznie – nie pozostaje się zawiedzionym. Wielu wiernych traktuje jednak modlitwę jako obowiązek zlecony przez duchownych, konieczną daninę lub jako spotkanie Władcy z niewolnikiem. Dlatego w naszych czasach w celu przywrócenia wiary w Boga tak wskazane są właśnie ĆD i to nie tylko w wypadku neofitów, lecz i „sfaryzeizowanych” lub „spoganizowanych” rzesz chrześcijan.

Spotkanie ze sobą

W rozmowach na temat ĆD często wspomina się o dialogu niedyrektywnym. Sporo o tym pisał o. Franz Jalics SJ, więc nie zgłębiając tematu, chciałbym tylko podkreślić, że celem relacji odprawiającego z dającym rekolekcje nie jest sam dialog, lecz umożliwienie rekolektantowi spotkania z samym sobą. W pierwszej uwadze ĆD autor podaje, że całość rekolekcji ma prowadzić do uporządkowania swojego życia. W Ćwiczeniach chodzi m.in. o przemianę, nawrócenie, przewartościowanie światopoglądu, a to się nie dokona bez udziału całego człowieka z duchem, intelektem i ciałem. Rekolekcjonista nie może narzucać odprawiającemu kierunku duchowej przemiany, to wola ostatniego jest za to odpowiedzialna. Wejście w siebie prowadzi do spotkania z Bogiem. Nie ma też podejmowania życiowych decyzji – „wyboru” – bez kontaktu z własnym „ja”. To jest szczególnie ważne, albowiem współczesny człowiek przeładowany „obrazami doczesności” częstokroć ma problemy z wchodzeniem do swojego wnętrza, by zobaczyć swą „wielkość i nędzę”. A wiemy przecież, że powołanie chrześcijanina polega na urzeczywistnieniu tego, do czego Bóg go wewnętrznie nakłania.

Wgląd w siebie pomaga człowiekowi osiągnąć największą cnotę – umiejętność stawania w prawdzie, ona z kolei uczy patrzenia na siebie oczami Boga. Jesteśmy podobni do Stwórcy – to najważniejsza prawda o nas; człowiek nie jest w pierwszym rzędzie grzesznikiem, lecz, mówiąc językiem Księgi Rodzaju, kimś „bardzo dobrym”. Winniśmy codziennie badać i eksplorować swoje „dobro”, duchową głębię i rozwijać nawet rozumowy nawyk autorefleksji. Tego właśnie uczą rekolektanta ĆD – (sporego) wysiłku duchowego i intelektualnego.

Nagroda

Jesteśmy dziećmi Boga i częstokroć przychodzimy do Niego interesownie, nie powinniśmy tego wypierać w sobie, przecież i w tym zakresie zachowujemy podobieństwo do Niego. Czy istnieje przyjaźń bez dawania i przyjmowania? Tu się znowu kłania wspomniana wyżejkwestia wyciszenia. Im bardziej dusza nasza jest samotna i odosobniona, tym bardziej staje się sposobna do tego, by się przybliżyć do Stwórcy i Pana swego i dosięgnąć Go. A im bardziej tak Go dosięga, tym bardziej usposabia się do przyjmowania łask i darów od Jego Boskiej i najwyższej Dobroci – pisze św. Ignacy [ĆD, 20b]. Innymi słowy, im więcej pozwalamy sobie być ze sobą sam na sam, tym łatwiej nam zbliżyć się do Boga, a On zawsze przychodzi z darami. „Ojciec, który widzi także to, co ukryte, nagrodzi ciebie”…

Odosobnienie jest gwarantem duchowej przemiany, uczy bycia sobą, a zdolność do przeżywania samotności jest wyrazem duchowej dojrzałości. Dojrzałość ta ze swojej strony pozwala uczynić z Ćwiczeń plan, wedle którego człowiek stopniowo wprowadzany jest w „wewnętrzne poznanie” Miłości, która dla chrześcijanina jest najbardziej wskazanym darem.

Autentyczność

Papież Pius XII trafnie podkreślił warunek sine qua non do tego, by Ćwiczenia spełniały zadania postawione przez założyciela Towarzystwa Jezusowego, jest to zachowanie ich autentyczności. Jest to największe wyzwanie dla współczesnych jezuitów. Niestety, część duchowieństwa nie dostrzega uniwersalności i integralności ĆD i próbuje nadać im „nowatorski”, „postępowy” czy jakiś tam jeszcze charakter. Warto pamiętać, że te „unowocześnienia” to nie reklamowy rebranding, lecz odbieranie Ćwiczeniom autentyczności. Rekolekcje nie mogą nazywać się ignacjańskie, kiedy połowa zasad ich odprawiania jest zaszczepiona np. z tybetańskich szkół medytacyjnych. Mimo że obecnie różne „eklektyczne” szkoły medytacji cieszą się powodzeniem, jestem przeciwnikiem synkretyzmu w sferze religijnej. Wierzę w czysty prozelityzm i całkowitą konwersję, wierzę, bo mamy ogrom pięknych przykładów nawróceń na chrześcijaństwo. Słowo Boże nie potrzebuje aktualizacji, by przemieniać ludzi, ono nie przestaje działać dziś ze skutecznością nadaną mu przez Boga przy stworzeniu świata.

Owszem, przez niespełna 500 lat ĆD były poddawane przeróżnym interpretacjom (co dopuszczał sam św. Ignacy poprzez tzw. adaptację), ale działo się to w „hermetycznym” kościelnym środowisku. Takie „odświeżenia” nie tylko im nie zaszkodziły, lecz odsłoniły nowe warstwy, które przez stulecia zawsze miały ludziom wiele do przekazania. ĆD to przecież szkoła modlitwy, a nie dzieło literackie, to droga do tego, co w chrześcijańskiej duchowości jest podstawą: kontemplacja, zachwyt i patrzenie na rzeczywistość.

* * *
Z wiekiem staję się coraz większym minimalistą, także w sferze duchowej. Może dlatego, że cała złożoność świata w Bożej obecności gdzieś rozmywa się i znika; wielkość chrześcijańskiej duchowości sprowadza się wtedy do jednej prostej sentencji: kochaj Boga całym sobą, a bliźniego jak siebie samego. Ot i cała filozofia. Ciekawą myśl wyraził niegdyś rabin Nachman z Bracławia: Wiedz, że służyć Bogu można w dowolny sposób. Lecz im słabsza wiara, tym częściej ludzie zwracają się ku bardziej złożonym i trudnym sposobom służenia. Subtelne westchnienie płynące z głębi serca znaczy więcej niż tomy teologii i pobożne praktyki religijne. Dlatego chciałoby się powiedzieć, że najbardziej aktualnym punktem Ćwiczeń jest Kontemplacja dla uzyskania Miłości – prawdziwa droga zawierzenia Bogu wszystkiego i „znajdowania Boga we wszystkich rzeczach”. Chrześcijanin, który rzeczywiście kroczy ścieżką ukazaną w tej małej książeczce, jest zwyczajnie zatopiony w Bogu, który jest źródłem wszelkiego życia. Jak pisał o. James Martin SJ, to zatopienie sprawia przynajmniej tyle, że wszystko, co nastąpi później, będzie się wydawało łatwiejsze…

 

Eugeniusz Bogusz SJ – jezuita, ur. w 1983 r. w Grodnie (Białoruś), scholastyk, dr nauk humanistycznych, specjalista w zakresie historii ruchów ewangelikalnych, manager z dużym doświadczeniem biznesowym.