Spotkanie II.

Najważniejsza przestrzeń to ta w ramionach ukochanej osoby

Miejscem objawienia się Zmartwychwstałego Pana Jezusa — jest miejsce, w którym gromadzi się wspólnota uczniów. Nie da się spotkać Pana w izolacji. Jezus sam przychodzi do uczniów, oni nigdzie nie muszą iść ani nic robić. Ewangelista Łukasz wskazuje dzisiaj cielesność zmartwychwstania: Pan Jezus staje pośrodku, nie jako duch, ale z ciałem, każe się dotknąć, pokazuje Swoje poranione ręce i nogi, co więcej na oczach uczniów spożywa posiłek. Wszystko po to, żeby po raz kolejny podkreślić, że nasze zbawienie dokonuje się w naszym ciele, tym ciele, które zostało nam dane tylko jedno i to ono sprawiło, że poznaliśmy Boga. Innymi słowy, dobrze jest mieć ciało, bo Bóg stał się ciałem.

My chyba trochę za mało myślimy o zmartwychwstaniu, nie tyle nawet o zmartwychwstaniu Chrystusa, co o naszym własnym. Bo to jest powołanie każdego z nas. Chrześcijaństwo mówi o tym, że nasze ciało stanie się nieśmiertelne, a Pan Jezus nie zbawił jakiejś tylko części naszego istnienia — ale wszystko, również ciało. Czasem myślimy że chrześcijaństwo jest przeciwko ciału, a tymczasem nic bardziej mylnego. Bez ciała, takiego jakie ono jest, niedoskonałe, podatne na choroby i zmęczenie, nie ma zmartwychwstania. Tylko to jest prawdziwe, co jest ciałem. Miłość wyrażana tylko słowami, bez stania się czymś konkretnym, jest niczym, tylko słowami. Nie da się świętować Wielkanocy bez myślenia o Tajemnicy Wcielenia, bez myślenia o tym, że Bóg stał się człowiekiem, ze wszystkimi tego konsekwencjami. To jedna z wielu nowości, które przynosi chrześcijaństwo: że nie tylko wierzymy w życie wieczne — wiele innych religii ma to jako punkt wspólny — ale że to życie wieczne będzie miało cielesny charakter.

Pierwszą poważną herezją, jaką człowiek wymyślił była gnoza, czyli głoszenie, że zbawienie polega na uwolnieniu duszy od ciała. To było zredukowanie chrześcijaństwa do abstrakcji i zaprzeczeniu tego, że Bóg stał się jednym z nas i dzielił z nami wszystko. Bo to, czego Chrystus nie przyjął na Siebie, nie mogłoby zostać przez Niego odkupione. I chociaż herezja ta została potępiona przez Chrześcijaństwo już w czasach starożytnych, to można czasem odnieść wrażenie, że ma się bardzo dobrze we współczesnym Kościele.

Tak naprawdę bardzo poważnym teologicznym błędem, powielanym niestety również przez wielu księży, jest modlitwa za dusze zmarłych. Uwaga, uspokajam: mamy obowiązek modlić się za naszych bliskich zmarłych, ale nie oddzielajmy rzeczywistości duchowej i cielesnej, bo one od momentu kiedy Bóg stał się człowiekiem są ze sobą doskonale połączone. Dlatego nie módlmy się za dusze zmarłych, a za zmarłych, którzy również są, tak jak my, jednością duchowo-cielesną. Chrystus po to stał się człowiekiem, Bóg po to stał się ciałem, żebyśmy właśnie uwolnić nas od tego dualizmu, od myślenia, że to są jakieś dwie konkurujące ze sobą rzeczywistości. Chrystus zmartwychwstaje w ciele i dowodem tego jest ta dzisiejsza scena.

Co ciekawe Pan Jezus po zmartwychwstaniu ani razu nie ukazuje się w Świątyni czy w synagodze. Nie idzie też do Piłata albo faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Raczej idzie do swoich przyjaciół i kilkakrotnie spożywa z nimi posiłek. Przychodzi do tych, z którymi łączyła Go jakaś więź. Chrześcijaństwo to jest wezwanie do relacji, do spotkania, z Bogiem i z drugim człowiekiem. A oni Go po tym rozpoznają — bo przypominają sobie wspólne chwile spędzone przy stole. Odziedziczyliśmy chyba niestety pewną podejrzliwość wobec ciała. Boimy się tego, co zmysłowe, boimy się przyjemności, boimy się wręcz tego, żeby nam coś smakowało.

Niedzielna msza święta bez niedzielnego obiadu jest niepełna, jest tylko spełnieniem jakiegoś rytuału. Dopiero kiedy siadamy do wspólnego stołu, ona staje się ciałem. Czemu tak celebrujemy wigilię Bożego Narodzenia, śniadanie wielkanocne, czemu przy ważnych uroczystościach rodzinnych spotykamy się przy stole? Bo o to chodzi w Eucharystii, o to, że spotykamy się z Panem Bogiem i sobą nawzajem przy jednym stole. Miłość jest prawdziwa tylko wtedy kiedy jest ciałem. Pytanie o zmartwychwstanie to pytanie o to, jak żyję tym, co konkretne. Na ile jestem w tym, co robię w tej chwili. Czy jestem tu i teraz, czy myślami uciekam gdzie indziej. To pytanie o to, czy jestem obecny przy moich bliskich, czy współczuję z nimi, to pytanie o to, czy jestem wrażliwy na to, co ktoś do mnie mówi. Ale to też pytanie o to, jak ścielę łóżko, jak zmywam naczynia, jak przykładam się do codziennych, monotonnych obowiązków. Zmartwychwstanie razem z nami tylko to, co zrobiliśmy z miłości, a nie da się kochać bez ciała.

Uczucia towarzyszące miłości czujemy w naszych ciałach. Zakochanie, zazdrość, niepokój o drugą osobę, tęsknotę. Temu wszystkiemu towarzyszą fizyczne odczucia. Zmartwychwstanie — również nasze zmartwychwstanie, bo to jest to, w co my tak naprawdę wierzymy, zmartwychwstanie ciała jest częścią naszego wyznania wiary, — nie polega na uwolnieniu się od ciała, naznaczonego bólem i cierpieniem. Ten ból zostaje przemieniony, przechodzi również przez grób. Zmartwychwstały Jezus przychodzi i pokazuje nam swoje rany — widzialny znak tego, jak wielka była Jego miłość. Chrystus nie wstydzi się Swoich ran, pokazuje je światu, mówiąc nam w ten sposób, że prawdziwa miłość wiąże się z bólem. Nie da się kochać i nie cierpieć. Zgodzić się na miłość, to zgodzić się na to, że będzie się ona wiązała z cierpieniem.

I tak już na zakończenie: Czy niebo jest miejscem? Uczyli nas, że jest stanem. Ale jakby tak na serio pomyśleć o tym, co oznacza zmartwychwstanie, to niebo musi być miejscem, to musi być jakaś przestrzeń. Żyjemy w czasach, które przekonują nas, że potrzebujemy coraz więcej przestrzeni. Że nasze domy mają być coraz większe, tak samo nasze samochody, biura, co tam jeszcze. A tymczasem jedyna przestrzeń, jaka naprawdę się liczy to jest przestrzeń w ramionach ukochanej osoby. To jest najważniejsza przestrzeń. Potrzebujemy ciała, żeby Bóg Ojciec mógł nas wziąć w objęcia i powiedzieć: witaj w domu.

Tekst i obraz: o. Przemysław Wysogląd SJ