Starożytny Efez to miasto Apostołów. Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie powstały tu pod wpływem działalności apostolskiej św. Pawła. W Efezie działali również: św. Jan, św. Piotr wraz ze św. Markiem, św. Łukasz oraz św. Filip, zanim osiadł w odległym o 150 kilometrów Hierapolis.
Uświadamiam sobie ten wielki zaszczyt, jaki spotkał Kościół efeski, zatrzymując się przy grobie Jana Apostoła. Znajduje się on na wzgórzu Ayasoluk, w Selçuk nieopodal Efezu, skąd roztacza się przepiękny widok na okalające to przeurocze miejsce wzgórza.
Według tradycji Apostoł mieszkał w Efezie po powrocie z wygnania na wyspie Patmos. Gdy w 64 roku poniósł śmierć św. Paweł, stanął na czele Kościoła efeskiego. Pierwszy kościół pod wezwaniem Jana Apostoła został zbudowany kilka lat po jego śmierci, w miejscu, gdzie pierwotnie znajdował się jego grób i gdzie według tradycji Apostoł spędził ostatnie lata swego życia. Kolejny zbudowano w IV wieku.
W VI wieku cesarz Justynian zbudował wspaniałą bazylikę, drugą pod względem wielkości po Hagia Sophia w Konstantynopolu. Nowa świątynia miała 157 metrów długości i 78 metrów szerokości. Wieńczyło ją sześć kopuł wysokich na 35 metrów. Bazylika, którą zbudowano głównie z marmuru z efeskiego stadionu, zajęła całe wzgórze Ayasoluk. Od VI wieku była ważnym miejscem pielgrzymek, jednak po zajęciu Efezu przez Seldżuków, a następnie Mongołów oraz w wyniku licznych trzęsień ziemi uległa zniszczeniu i zapomnieniu. Makieta, przed którą stoję, w jakimś stopniu oddaje blask i majestat oraz potęgę tego miejsca.
Z pozostałości bazyliki w dobrym stanie jest baptysterium, starsze od kościoła. Na lewo od bazyliki znajduje się kaplica z freskami z XI wieku. Zachowały się także kolumny ozdobione podobiznami cesarza Justyniana i jego żony Teodory oraz mały skarbiec, w którym przechowywano relikwie.
Zatrzymuję się przy grobie św. Jana. Znajduje się on w centrum bazyliki pod marmurową płytą okoloną czterema kolumnami. Jakże skromny to widok wobec grobowców Piotra czy Pawła! Siedzę przez chwilę na marmurowej płycie grobowej. Dziwne uczucia wywołuje we mnie myśl, że znajduję się nad grobem piewcy miłości Boga i ucznia, którego Jezus szczególnie kochał. Mimowolnie przychodzą na myśl najpiękniejsze słowa Jana o miłości.
Na wzgórzu Ayasoluk powracam również do Apokalipsy. Pierwszy list w niej zawarty skierowany jest właśnie do wspólnoty efeskiej. Kościół efeski jest niezmordowany. Wiele wycierpiał, pozostając niezłomnie przy Jezusie. Nie poddał się wpływom nikolaitów, sekty dążącej do zatarcia różnic między chrześcijaństwem a pogaństwem. Nie tolerował zła, trzymał się mocno depozytu wiary, rozeznając i odrzucając fałszywych apostołów. Wytrwałość, czujność i nadzieja w ucisku pozwoliły mu być wiernym w chwilach prób i prześladowań.
Jednak po komplementach przychodzi czas na naganę efeskiej wspólnoty. Po okresie pierwotnej gorliwości wśród chrześcijan nastąpiło ostudzenie miłości i entuzjazmu, osłabnięcie zapału, stłumienie go przez przyzwyczajenie, codzienność, rutynę. Apostoł wzywa do nawrócenia. Gdy zabraknie pierwotnego entuzjazmu, zapału i gorliwości, pojawia się letniość, obojętność i duchowa oziębłość.