Wystarczy, że zabraknie prądu w gniazdku albo „padnie” internet, a nowoczesny człowiek staje się bezradny jak dziecko. Nic dziwnego, że coraz częściej powraca temat samowystarczalności – życia prostszego, spokojniejszego, bardziej zakorzenionego.

Najczęściej myślimy o samowystarczalności w wymiarze materialnym:
– niezależność w podstawowych potrzebach – pożywienie, energia, dach nad głową;
– własny ogród, warsztat, gospodarstwo;
– umiejętności, które pozwalają żyć bez ciągłych wizyt w supermarkecie.

Ale to dopiero początek. Samowystarczalność ma bowiem wiele wymiarów:
• Duchowa – zakorzenienie w Bogu, modlitwa, sakramenty; zdolność trwania w wierze mimo burz.
• Emocjonalna – panowanie nad sobą, cierpliwość i wdzięczność, zamiast ulegania nastrojom czy szukania aprobaty.
• Intelektualna – samodzielne myślenie, rozeznawanie dobra i zła, odporność na manipulacje.
• Moralna – wierność zasadom nawet wtedy, gdy „wszyscy robią inaczej”.
• Wspólnotowa – parafia, klasztor czy rodzina, które potrafią przetrwać razem, a nie liczyć wyłącznie na zewnętrzne instytucje.
• Kulturowa – zakorzenienie w tradycji, liturgii i własnym języku, odporność na chwilowe mody.
• Czasowa – mądre gospodarowanie czasem, zamiast życia w wiecznej gonitwie.

Samowystarczalny człowiek w relacjach nie wchodzi jako „głodny emocjonalny”, ale jako ktoś dojrzały – zdolny do dawania. Nie wikła innych w swoje braki, ale dzieli się tym, co zdobył: spokojem, cierpliwością, odwagą. Nie manipuluje, nie żąda nieustannej aprobaty. Dzięki temu jego obecność buduje wspólnotę zamiast uzależnienia.

Samowystarczalność nie oznacza więc samotności ani zamknięcia w sobie. Jej prawdziwa moc polega na tym, że uwalnia od lęku i otwiera na miłość. To, co wygląda na „wystarczenie sobie samemu”, w rzeczywistości daje wolność, by być darem dla innych.

Nie rodzimy się z taką dojrzałością – uczymy się jej. Jezus przygotowywał swoich uczniów jak dobry pedagog. Mieli oni być nauczycielami i przewodnikami, pamiętając, że źródłem życia i zbawienia jest On sam. To Duch Święty miał prowadzić ich krok po kroku. Takich chrześcijan wciąż potrzebuje Kościół: ludzi zakorzenionych w Chrystusie, zdolnych stać się „ojcami” – jak ten z przypowieści o synu marnotrawnym.

Ojciec z Ewangelii miał wszystko i potrafił dzielić się wszystkim. Wychodził naprzeciw potrzeb jednego i cierpliwie znosił narzekania drugiego. Nie myślał o sobie – myślał o nich. Samowystarczalność dojrzewa wtedy, gdy uczymy się właśnie takiej postawy.

Dlatego potrzeba czujności: aby nie ulec pokusie fałszywej samowystarczalności – złudzeniu, że jestem jak Bóg i nikogo nie potrzebuję.
Warto dziś zapytać: czy moja samowystarczalność stawia mur, czy daje wolność, bym mógł być darem dla innych?

o. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 02.10.2025

Zdjęcie: H. Droździel SJ