fto. Abode of Chaos/ Foter.com/ (CC BY)

fot. Abode of Chaos/ Foter.com/ (CC BY)

Gdy byłem małym ministrantem w dużej parafii w centrum miasta, zawsze z podziwem patrzyłem na starszych, którzy uczęszczali do parafialnego duszpasterstwa studentów. Było to duszpasterstwo, które dzięki swojej działalności w czasach komunizmu obrosło legendą, która, już za czasów mojej młodości, znacznie przerastała rzeczywistość.

Ci o wiele starsi studenci, na których patrzyłem z respektem, tak naprawdę stanowili tylko małą, średnio żywą grupkę dziewczyn, skupionych wokół wiecznie uśmiechniętego, przystojnego i młodego księdza.

Nie więc dziwnego, że duszpasterstwo się prawie rozsypało, gdy młody ksiądz znalazł inny niż służba w zgromadzeniu zakonnym cel życia. Ten cel życia miał swoje konkretne imię i to imię żeńskie. Potem przyszedł inny ksiądz, mówił fajne kazania, odprawiał msze… jednak duszpasterstwo ciągle kulało.

Zmieniło się to, gdy przyszedł ksiądz, który w salce parafialnej zorganizował grupkę… szkoły tańca. Okazało się, że jest to świetny sposób, by rozwijać m.in. dojrzałe relacje damsko-męskie. Ksiądz okazał się być również hobbystą pielgrzymki do Santiago de Compostela. Od kilku już lat śladami św. Jakuba pielgrzymuje kilkunastoosobowa grupa studentów. Duszpasterstwo zaczęło się rozwijać.

Pamiętam jak kiedyś, bodaj kard. Nycz, mówił o sytuacji kościoła w Polsce, a szczególnie o sytuacji księży. Mówił, że mamy dużo księży świetnie przygotowanych do duszpasterstwa, jednak bardzo niewielu księży przygotowanych do ewangelizacji, księży-misjonarzy. Okazuje się, że w dzisiejszej rzeczywistości, samo duszpasterstwo to za mało. Problem naszej cywilizacji to zmniejszająca się liczba wierzących. Okazuje się więc, że duszpasterze pozostają trochę bezrobotni. Duszpasterstwo, którego celem jest tylko „zaopatrzenie” wiernych w sakramenty, ew. w tradycyjne nabożeństwa, to za mało, by nasze wspólnoty się rozwijały.

Jedną z odpowiedzi na zapotrzebowanie na ewangelizację jest tendencja do podkreślania „normalności” księży. Może dlatego mówi się czasami o księżach-hobbystach, księżach ciekawych, którzy przyciągają ludzi. To, że księża prezentują się jako osoby ciekawe, może być przecież postrzegane jako coś z gruntu dobrego, jako po prostu pewna forma ewangelizacji.

Ksiądz ciekawy, to ksiądz, który „przyciąga”. Jest jednak jeden warunek, który wydaje mi się kluczowy dla każdego dyskursu o ewangelizacji i duszpasterstwie. Czy to bowiem ksiądz-hobbysta, czy ksiądz-muzyk, poeta, pisarz, zawsze kluczowe pozostaje to, by każda działalność wypływała z żywej wiary i była z nią w zgodzie. Może to truizm, ale naprawdę uważam, że jakakolwiek działalność księdza powinna wypływać z wiary i do niej prowadzić, zarówno niego samego jak i tych, do których ksiądz jest posłany. Świadomość tego wymiaru jest o tyle ważna, że stawia wymagania księdzu nie tylko w zakresie pracy duszpastersko-ewangelizacyjne, ale również własnej formacji, ze szczególnym podkreśleniem duchowości, nie zaniedbując przy tym wymiaru emocjonalnego czy intelektualnego.

Wiara księdza jest więc pierwszym i najważniejszym wymiarem jego ewangelizacji jak i działalności duszpasterskiej. Aczkolwiek sama ewangelizacja, to nie tylko wierzący ksiądz – ale o tym może innym razem.

 O. Paweł Kowalski SJ/ RED. (za DEON.pl)