Wśród nowych studentów, którzy w tym roku rozpoczęli studia filozoficzne na Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie, jest dwóch jezuitów – Marcin Marchewka SJ i Mateusz Cisewski SJ.

Studia filozoficzne są nieodłącznym etapem formacji, który następuje po dwuletnim nowicjacie i złożeniu ślubów zakonnych, i trwają trzy lata.

Początki…

Marcin Marchewka SJ

Wychowywałem się w Warszawie. Odkąd pamiętam, zawsze miałem świadomość, że Kościół i wiara są kierunkiem, do którego powinienem dążyć. Nigdy nie odszedłem od wiary, jednak u mnie jej wzrastanie było długie i trudne, następowało etapami i doprowadziło mnie tu, gdzie teraz jestem – do Towarzystwa Jezusowego.

Mateusz Cisewski SJ

Pochodzę z niewielkiej miejscowości położonej na pomorzu, znajdującej się w Borach Tucholskich – z Czerska. Moi rodzice prowadzą sklep rybny, młodszy brat został policjantem i od niedawna dumnym tatą. Wraz ze swoją żoną wychowują małego Marka.

Już jako dziecko bawiłem się w księdza udając, że odprawiam Mszę Świętą. Dobrze to pamiętam. Później jednak na dłuższy czas odstawiłem myśl o kapłaństwie na bok.

 

Pasje…

Mateusz

Od 2 roku życia, gdy jeszcze nie potrafiłem dobrze chodzić, ojciec uczył mnie grać w piłkę nożną stawiając mnie na bramce. Gdy trochę podrosłem zapisałem się do klubu piłkarskiego Borowiak Czersk. Początkowo myślałem, że zostanę zawodowym bramkarzem. Będąc w szkole średniej, chojnickim Liceum Ogólnokształcącym im. Filomatów Chojnickich w Chojnicach, które w 1622 r. zostało założone jako kolegium jezuickie, złapałem kontuzję i więcej uwagi niż dotychczas poświęciłem nauce. Dokładniej – musiałem zrezygnować ze sportu i (jak to powiedział lekarz) „zabrać się za książki”. Jeszcze przed napisaniem egzaminu maturalnego zastanawiałem się przez jakiś czas, czy „nie zostać księdzem”. Wtedy jednak nie zdecydowałem się na ten krok. Choć interesowałem się kulturą, w szczególności poezją i teatrem, mój wybór studiów padł na studia prawnicze na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Podczas studiów interesowałem się działalnością społeczną. Mocno zaangażowałem się w prace samorządu studenckiego, dzięki czemu poznałem wiele niesamowitych osób i zobaczyłem piękne miejsca. Na ostatnim roku studiów pracowałem w kancelarii adwokackiej. Chciałem zostać adwokatem – mógłbym w ten sposób pomagać innym.

Marcin

Przed wstąpieniem bardzo ważne miejsce w moim życiu zajmowała muzyka. W Warszawie chodziłem do szkoły muzycznej II stopnia, tam skończyłem studia z kompozycji na UMFC, a w Bydgoszczy z gry na altówce na AMFN. Grałem też przez kilka lat w orkiestrze kameralnej w Łomży. W czasie studiów zaczynałem, jeszcze nieświadomie i dopiero ucząc się tego, dostrzegać obecność i działanie Boga w moim życiu oraz otaczającej mnie rzeczywistości. Jego obecność była dyskretna, ale wyraźnie zauważalna i – co szczególnie nie dawało mi spokoju – zaskakująca i nie dająca się zagłuszyć. Byłem przekonany, że będę muzykiem – nauczycielem, altowiolistą czy kompozytorem, ale w pewnym momencie Bóg znowu mnie zaskoczył. Po niedługim i subtelnym przygotowaniu z Jego strony, okazało się, że jednak byłoby dla mnie dobrze, gdybym został jezuitą.

 

Powołanie…

Marcin

Jezuitów poznałem w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na Starym Mieście w Warszawie, chociaż kiedy zacząłem tam przychodzić, to nawet nie wiedziałem, że są tam zakonnicy. Przed pandemią mieszkałem jakiś czas w ,,Dziekance” przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, stamtąd miałem blisko do Sanktuarium, gdzie często przychodziłem. Myśl o powołaniu pojawiła się podczas Mszy Świętej w tym Sanktuarium 22 kwietnia, czyli w Święto NMP Matki Towarzystwa Jezusowego, było to krótko po rozpoczęciu pandemii w 2020 roku. W czasie dwuletnich przygotowań do wstąpienia po przerwie wróciłem na obie uczelnie, żeby napisać dwie prace magisterskie i zakończyć studia.

Mateusz

W czasie studiów myślałem, że założę rodzinę. Ostatecznie Pan miał dla mnie inne plany, a wszystko uczynił przez Matkę Bożą…

 

Rzeczy ważne i najważniejsze…

Marcin

Do Nowicjatu przyjechałem z Bydgoszczy – w tym mieście, oprócz przyjazdów na studia, spędzałem przez kilka lat wakacje i było to dla mnie ważne miejsce dojrzewania mojego powołania. Istotna była również Łomża – czas, który tam spędziłem, dojeżdżając i będąc dłużej, także był dla mnie bardzo ważny w przygotowaniu do zakonu. W moim życiu wiele spraw okazało się realizowaniem przez Boga dalszej perspektywy mojego wstąpienia do zakonu, nawet, jeżeli tej perspektywy jeszcze nie znałem. Czułem jednak, że są rzeczy, z których po prostu nie mogę zrezygnować.

Mateusz

Przed wstąpieniem do zakonu prowadziłem bardzo aktywny tryb życia. Uczyłem się gry na kilku instrumentach, brałem udział w różnych spotkaniach i pracach komisji. Ciągle byłem w biegu i choć wciąż robiłem coś dla innych, poza wąskim gronem przyjaciół, nie nawiązywałem z nimi relacji. Dopiero rok przed wstąpieniem zacząłem doceniać czas z rodziną i bliskimi – to, jak ważna jest każda ze wspólnych chwil z tymi, których się kocha i  którzy cię kochają. Dostrzec ich obecność, to jak wiele wnoszą do twojego życia – ich mocne i słabsze strony, które dodają prawdziwie żywych barw codzienności, rozświetlając ją swoim uśmiechem lub kryształkami łez, gdy przyjdzie gorszy czas. Niemniej – jak wiele dobra kryje się w codziennym spotkaniu.

Zauważyłem to dopiero, gdy przyszło mi się zatrzymać. Docenić codzienność. Dostrzec piękno przyrody – szczególnie tej, która otaczała mój dom. Poznać sąsiadów, z którymi całe życie mieszkałem na jednym osiedlu, tak naprawdę wcale ich nie znając. Dopiero wspólne rozmowy przy „płocie” lub przy winie pozwoliły nam się poznać. Do tamtej pory martwiłem się tym, że jestem dużo młodszy i nie miałem odwagi, żeby z nimi porozmawiać. Zawsze znajdowałem jakąś wymówkę, żeby pójść dalej zamiast się zatrzymać i choć chwilę pobyć razem. Dziś to dostrzegam. Jak się okazuje wcale nie trzeba dużo – wystarczy tylko chwilę porozmawiać, żeby się poznać i sobą nacieszyć.