„W Aniochii wielka liczba ludzi uwierzyła i nawróciła się do Pana. Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę [wiernych] dla Pana. Udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. A kiedy [go] znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami. W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon, zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł. Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem. Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk, wyprawili ich” (Dz 11,21b-26;13,1-3)

*

Dziś w Kościele wspominaliśmy świętego Barnabę. To dla mnie wyjątkowa postać, bo spędziłem z nim rekolekcje, które odprawialiśmy przed złożeniem wieczystych ślubów zakonnych. Stąd modląc się dzisiaj, naturalnie patrzyłem na czytanie o nim, przez pryzmat mojego jezuickiego życia. Nasunęło mi się kilka konkretnych wniosków (czy może raczej przypomnień): iść wszędzie tam, gdzie jest potrzeba; widzieć tam działanie Pana Boga i pozwolić sobie na ucieszenie się nim; mówić o Panu Jezusie. Proste. Bo w sumie wszystko co Boże, jest proste…

***

Trochę sentymentalny, ale a propos naszych ślubów.