fot. Z  o. Aloysiusa Pierisa SJ

fot. Z o. Aloysiusa Pierisa SJ

Początkowo miałem jechać na trzecią probację do Meksyku. Daleko, lecz w gruncie rzeczy prawie jak w domu: niby nowy język, ale hiszpański, kiedy zna się dobrze włoski, nie stanowi specjalnego problemu; instruktor trzeciej probacji to mój dawny rektor z Gesù. Mieliśmy też mieć na roku dwóch Meksykanów. Po tych przygotowaniach okazało się, że się nie ma miejsca.

Niespodziewanie w nieznane

Zanim o. Prowincjał przekazał mi informację o definitywnym miejscu mojej trzeciej probacji, upewnił się, że miejscem może być Sri Lanka. Treść jego komunikatu dochodziła do mnie powoli. Dzięki świetnemu nauczycielowi geografii w szkole podstawowej wiedziałem dobrze, że jest to wyspa na południe od subkontynentu indyjskiego. Pamiętałem też dobrze informacje, zwłaszcza z lat osiemdziesiątych na temat Tamilskich Tygrysów i wojny domowej rozrywającej tę stosunkowo niewielką wyspę. Miałem też świadomość, że jest to najbliższa Indiom ostoja buddyzmu. No, i w trakcie mojego pobytu w Gesù mieszkało tam także dwóch Lankijczyków: Syngalez i Tamil.

Informacja o zmianie miejsca probacji z Meksyku na Sri Lankę przyjąłem w pierwszym momencie nadzwyczaj spokojnie. Jedynie hiszpańskiego zrobiło mi się szkoda, bo nie łudziłem się, że uda mi się w czasie sześciu miesięcy trzeciej probacji opanować syngaleski czy tamilski.

Zatem zacząłem spokojnie, jeśli nie liczyć dwóch już dużo wcześniej zaplanowanych wyjazdów do Monachium i Budapesztu, przygotowywać się do wyjazdu pod koniec sierpnia. Dopiero na kilka dni przed dniem odlotu z Warszawy, skąd z przystankiem w Dubaju miałem dolecieć się na drugi dzień do Colombo, zacząłem odczuwać niepokój. Zaczęło do mnie dochodzić, że przecież lecę do Azji, że to może być zupełnie inne miejsce niż jakiekolwiek z tych, w których dotąd w ramach naszego Starego Kontynentu byłem. Zacząłem odczuwać strach przed nieznanym.

Nowa ziemia

fot. Dom Tulana stworzony w Colombo przez O. Aloysiusa Pierisa SJ

fot. Dom Tulana stworzony w Colombo przez O. Aloysiusa Pierisa SJ

Podróż minęła bez przeszkód. Flagowe emirackie linie lotnicze zapewniały przez cały czas, łącznie z terenem całego lotniska w Dubaju, klimatyzację, która sprawiła, że wilgotne ciepło stolicy Sri Lanki zrobiło na mnie z miejsca wrażenie. Na lotnisku czekał na mnie, ubrany w białą sutannę z czarnym pasem, sam instruktor – o. Baylon Perera SJ. Stamtąd pojechaliśmy trzykołowcem do domu, gdzie znajduje się siedziba kurii prowincji. Miałem okazję zjeść pierwszy lankijski obiad, w towarzystwie prowincjała i jego domowników, zgodnie z miejscowym obyczajem, bez pomocy sztućców.

Z Colombo pojechaliśmy jeszcze tego samego dnia, po odebraniu z lotniska kolejnych jezuitów przybywających na probację, do naszego domu trzeciej probacji – do Kandy. W nadmorskim Colombo było ponad 30 stopni i spora wilgotność, natomiast w oddalonym o jakieś 120 km Kandy, a właściwie na jego przedmieściu o melodyjnej nazwie Lewella, przywitał nas deszcz i temperatura ok. 26 stopni. Typowa dla Sri Lanki różnorodność klimatyczna. Kandy znajduje się w górzystej części wyspy, położone na wysokości ok. 600 metrów n.p.m. Tylko kilka godzin spędzonych w Colombo pozwoliło mi docenić walory klimatyczne położenia domu miejscowej trzeciej probacji.

Mało kto o niej słyszał, bo istnieje ona od 2005 roku i jest połączoną probacji dwóch asystencji: Azji Południowej i Azji Wschodniej i Oceanii. Obecność jednego europejskiego „rodzynka” nie jest jednak nadzwyczajna, ponieważ wcześniej byli tutaj już dwaj Węgrzy oraz Portugalczyk itd.

Nie taki diabeł straszy, jak go malują

Jestem tutaj już ponad trzy tygodnie i póki co stwierdzam, ku mojej sporej uldze, że lęk przed nieznanym ustąpił miejsca odczuciu dużej normalności. Nie powiem swojskości, ponieważ często nie bardzo wiem, co jem (chociaż zwykle bardzo mi to smakuje), w miejscowej roślinności nie rozpoznaję prawie żadnych znajomych gatunków, a gorącą kąpiel mogę wziąć jedynie polewając się wodą z wiaderka (z zimną nie ma żadnych problemów). Dzieje się tak chyba głównie dlatego, że jestem tutaj wśród Naszych. Nawet jeśli są to sami Azjaci – probaniści w tym roku to: czterech Hindusów, Banglijczyk, trzech Koreańczyków, Wietnamczyk i Lankijczyk – to nasza jezuicka subkultura łączy nas bardziej niż dzielą różnice wynikające z przynależności do różnych kultur i cywilizacji.

Program probacji jest bogaty. Chociaż nie jest przesadnie intensywny, to jednak sporo się dzieje. Wrzesień jest czasem przygotowania do wielkich rekolekcji, które będą trwały przez cały październik. Zdążyliśmy się już podzielić historią naszego życia na kanwie Autobiografii Ignacego, przejść krótki kurs komunikacji bez przemocy, zostać wprowadzeni w buddyjski, chrześcijański i polityczny kontekst Sri Lanki oraz przyjrzeć się regułom o rozeznawaniu z Ćwiczeń. W pierwszy weekend byliśmy w Colombo, gdzie spotkaliśmy się z o. Aloysiusem Pierisem SJ, który jest czołowym przedstawicielem azjatyckiej teologii wyzwolenia i znawcą buddyzmu (doktorat na państwowym uniwersytecie na Sri Lance). W drugi weekend pojechaliśmy na wschodnie wybrzeże, żeby wziąć udział w święceniach prezbiteratu naszego tamilskiego współbrata – Lawrence’a (Thiruvaruta Selvama Fernando Lawrence’a SJ).

Mógłbym jeszcze wiele pisać, na przykład o tym jak przebiegała uroczystość święceń w tamilskiej oprawie, ale wystarczy tej przydługiej pierwszej relacji. Razem z moimi współprobanistami polecam się waszym modlitwom na czas wielkich rekolekcji.

o. Baran Marcin SJ/ RED. kk