Nie ma prawdziwej miłości, jeżeli brakuje podstaw, czyli akceptacji innych. Drugi człowiek w całej złożoności jest wpisany w nasze życie. Nikt nie jest samotną monadą. Nawet pustelnicy potrzebują (od czasu do czasu) relacji i kontaktu z drugim człowiekiem.
Dojrzałe relacje muszą bazować na akceptacji. Wiliam McFarland, bohater powieści W pogoni za świetlikami Charles’a Martina, daje młodemu Chase taką radę: Jedyny potwór, którego mógłbyś się obawiać, to ten, który co rano patrzy na ciebie w lustrze. Oswajasz go, zaprzyjaźniasz się z nim, a wtedy z wszystkim innym możesz sobie poradzić. Właściwe relacje zaczynają się od akceptacji i miłości siebie. Jeżeli pokochamy siebie, „zaprzyjaźnimy się z sobą”, zaakceptujemy siebie w prawdzie, będziemy w stanie pokonywać wszystkie lęki i nawiązywać zdrowe relacje z innymi.
Pełna akceptacja siebie pozwala dostrzec drugiego człowieka w jego pełni i pięknie. Człowiek nie jest jedynie „homo eroticus”, ale przede wszystkim „homo divinus”. Bóg zawarł w nim wszystkie atrybuty swego piękna: dobroć, życzliwość, miłość, miłosierdzie, mądrość… Stąd piękno człowieka nie zawiera się tylko w sferze fizycznej, zmysłowej, erotycznej. Takie spojrzenie jest zubożające i degradujące. Piękno człowieka to przede wszystkim jego głębia duchowa, której wyrazem jest miłość wyrażająca się w wymianie i dojrzałych relacjach.
Nie ma prawdziwej miłości, jeżeli brakuje podstaw, czyli akceptacji innych. Drugi człowiek w całej złożoności jest wpisany w nasze życie. Nikt nie jest samotną monadą. Nawet pustelnicy potrzebują (od czasu do czasu) relacji i kontaktu z drugim człowiekiem. Życie w izolacji wcześniej czy później prowadzi do zaburzeń emocjonalnych.
Świadomość relacyjności naszego życia powinna rodzić wdzięczność. Nie jestem sam. Drugi człowiek jest dla mnie towarzyszem i „pomocą”. Już Adam w Raju, chociaż był najbliżej Boga odczuwał potrzebę wspólnoty. Dlatego Bóg dał mu kobietę, by nie czuł się samotny i mógł kochać (Rdz 2, 21-24). Kobieta nigdy nie miała być asystentką ani „pomocnicą” mężczyzny. Zamysłem Boga było stworzyć „silę” lub „moc” dla mężczyzny, która by mu „odpowiadała” pod każdym względem, a nawet była mu „równa” (W. Kaiser). Życie we wspólnocie jest wielkim darem i zadaniem. Darem, gdyż pozwala człowiekowi rozwijać się we wszystkich wymiarach (duchowym, emocjonalnym, wspólnotowym, społecznym transcendentnym) i dojrzale zaspokajać własne potrzeby, a zwłaszcza największą z nich, potrzebę miłości. Zadaniem, gdyż człowiek musi uczyć się pokonywać siebie, swoje słabości, własny egoizm, zmysłowość i uczyć się głębokich dojrzałych relacji, opartych na szacunku, tolerancji i akceptacji inności.
W czasie kursu języka niemieckiego w Monachium pani profesor, prowadząca zajęcia, pokazała zdjęcie starszych ok. siedemdziesiąt letnich ludzi obejmujących się i całujących w parku. Zapytała, co o nich sądzimy. W pierwszym odruchu oceniłem ich negatywnie. Stwierdziłem, że w tym wieku chyba już nie wypada obnosić się publicznie ze swoją miłością. Podobne zdanie miała większość uczestników kursu. Później mieliśmy ocenić podobne zdjęcie; tym razem byli to młodzi ludzie. Tym razem zostali potraktowani przez wszystkich znacznie łagodniej. Podsumowując, profesor słusznie zwróciła uwagę na brak tolerancji i wybiórczość w akceptacji pewnych postaw.
Oceniamy często w sposób zewnętrzny i utylitarny. Nasze sympatie i antypatie, nastroje, emocje, potrzeby projektujemy na innych, nie wgłębiając się ani wręcz nie interesując ich sercem, wnętrzem, kim naprawdę są i jaką głębię kryją w sobie. W konsekwencji wiele tracimy. Nie wchodzimy w relacje i nie ubogacamy się wewnętrznie. Podobnie jest w sferze erotycznej. Gdy drugi człowiek służy jedynie jako środek w rozładowaniu napięcia, tracimy całe bogactwo emocjonalne i duchowe związane z jego osobą i pięknem ducha. „Technizujemy” relacje i faktycznie zatracamy sens miłości.
Znany austriacki poeta Reiner Maria Rilke wspomina swoje spotkanie z paryską żebraczką. Codziennie przechodził obok nieruchomo stojącej kobiety, której wrzucano miedziaki do kapelusza. Pewnego dnia poeta obdarował ją różą. W tym momencie serce kobiety „rozkwitło”. Po raz pierwszy zobaczył ją uśmiechniętą. Przez osiem dni nie widział jej, by żebrała. Jak wyznał później swojej przyjaciółce, żyła jego miłością. Rilke pierwszy dostrzegł w tej wydawałoby się „martwej” kobiecie uczucia i serce, głęboką, choć skrywaną potrzebę miłości.
Właściwego przewartościowania wymagają także relacje z Bogiem. Pojęcie czystości odnosiło się przecież w pierwszym rzędzie do Niego. Bóg jest Trójcą Osób, jest wiec „relacyjny”. W Trójcy Świętej dokonuje się nieustanny „dialog”, który jest „obiegiem miłości”. Miłość Boga nie zatrzymuje się jednak w Nim. Przelewa się w sposób niewyobrażalny na każdego człowieka. Każdym Jego „dotyk” mówi: Tyś jest mój syn umiłowany, w tobie mam upodobanie (por. Łk 3, 22). Król Dawid modlił się, by mógł oglądać oblicze Boga:
Usłysz, Panie, głos mój – wołam:
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie!
O Tobie mówi moje serce: Szukaj Jego oblicza!
Szukam, o Panie, Twojego oblicza;
swego oblicza nie zakrywaj przede mną (Ps 27, 7-9).
Szukać oblicza Boga oznacza poszukiwać tysięcy różnych znaków miłości Boga, rozsianych w naszym życiu, w historii innych ludzi i w świecie. Człowiek i świat jest zwierciadłem oblicza Boga. Bóg jest wszędzie i Jego miłość rozciąga się na wszystkie stworzenia i dary.
Jeżeli Bóg daje Siebie do końca, odpowiedzią człowieka powinna być miłość. Akceptacja i wiara to dopiero minimum progowe. Bóg nie może być na końcu kolejki ludzkich wartości czy „miłostek”. Bóg zawsze jest pierwszy i tylko On jest Panem życia. Dlatego nie chce, byśmy Go kochali jedynie miłością sentymentalną, uczuciową, dewocyjną. On pragnie, byśmy Go kochali miłością totalną, całkowitą: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22, 37).
Miłość Boga powinna być i obejmować duchowość, umysł, uczucia, zmysłowość, całą osobę i życie. Prawdziwa miłość oddaje wszystko. Nie zatrzymuje niczego dla siebie. Jezus nie boi się stawiać radykalnych, a nawet wydawałoby się niemożliwych wymagań. W Ewangelii wszystko jest czyste, bez zniekształceń, radykalne, boskie. „W połowie” jest określeniem nieewangelicznym. W relacji do Boga wszystko powinno być całe: całe serce, dusza, umysł. Najpiękniej wyraża to modlitwa św. Ignacego kończąca Ćwiczenia duchowne: Zabierz Panie, i przyjmij całą moją wolność, pamięć moją, mój rozum i całą moją wolę, wszystko, co mam i co posiadam. Ty mi to Panie dałeś, Tobie to zwracam. Wszystko jest Twoje. Rozporządzaj tym według Twojej woli. Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, a to mi wystarczy (nr 234).