Przypowieść o talentach jest jednym z najbardziej znanych opowiadań Jezusa, wykorzystywanym na różne sposoby w liturgii i duszpasterstwie. Z pewnością wiele już razy zachęcano nas do zastanowienia się nad naszymi zdolnościami otrzymanymi od Boga, naszymi talentami, które musimy rozwijać, aby się Bogu podobać. Przypowieść można interpretować wielorako, ale najchętniej wykorzystuje się moralizowanie, bo najłatwiej wskazać słuchaczowi, co ma robić, a czego unikać. Bliższe przyjrzenie się przypowieści otwiera jednak nowe perspektywy, wskazuje na relację między Bogiem i człowiekiem, mówi, kim jest Bóg i kim jest człowiek.
Przeczytaj przypowieść o talentach – (Mt 25, 14-30)
Pewien człowiek, mając udać się w podróż, przywołuje sługi i powierza im swój majątek. W czasach Jezusa podróże trwały zwykle dosyć długo z racji marnych możliwości komunikacyjnych. Bogaty właściciel, być może kupiec, troszcząc się o swój majątek, decyduje się przekazać go w ręce swoich sług, aby nim zarządzali. Był to zwyczaj często stosowany w Palestynie. Wskazywał na zażyłość, jaka występowała między panem a jego sługami, a w zasadzie zarządcami jego majątku. Ów majętny człowiek nie chce pozostawić swego kapitału w bierności, a tym bardziej swoich sług. Co prawda sam mógł złożyć talenty w banku lub bezpiecznie je zainwestować, ale jego zamysłem było sprawdzenie zdolności, przedsiębiorczości i ducha inicjatywy swoich podwładnych. Skoro słudzy chcieli być sumiennymi współpracownikami pana, musieli wykazać się pilnością i gorliwością w zarządzaniu jego majątkiem.
Pan powierzył sługom cały swój majątek, czyli osiem talentów. Talent u Greków nie był monetą, lecz miarą wagi. Uczeni różnie ją przeliczają — od 27 do 60 kg. Najczęściej jednak spotyka się 34, 2 kg. Jeżeli były to talenty złota, dawało to olbrzymie sumy, jeżeli zaś srebra, sumy były nieco niższe, ale również znaczne. W Palestynie z jednym talentem srebra można było w owych czasach zakładać przedsiębiorstwo. Talent liczył 60 min, zaś jedna mina to około 100 denarów. Jeden talent więc to równowartość sześciu tysięcy denarów, czyli zapłaty za tyle samo dni roboczych. Daje to równowartość zapłaty za dwadzieścia lat pracy. Każdego słuchacza wysokość sum powierzonych sługom musiała zaintrygować i skłonić do zastanowienia nad tym, o jak wielkich dobrach mówi przypowieść.
Pan rozdziela osiem talentów pomiędzy swoje sługi. Jednemu daje pięć, drugiemu dwa, a trzeciemu jeden talent. Każdy otrzymuje według swoich zdolności, co oznacza, że pan zna bardzo dobrze swoje sługi, zna ich możliwości. Nie rozdaje im zdolności, bo te już uprzednio posiadają, ale majątek do zarządzania. Trzeba zwrócić uwagę, że to pan decyduje o tym, komu ile dać. Słudzy nie mają nic do powiedzenia. Nie mogą zgłaszać swoich referencji, przedstawiać siebie jako lepszych lub gorszych pracowników. Ocena zdolności należy do pana. Jeśli talenty zostały rozdane wedle zdolności, to nie dlatego, aby niektórych postawić w lepszej sytuacji, ale po to, aby wszyscy mieli możliwość uzyskania maksymalnego zysku (O. da Spinetoli).
Przypowieść posługuje się dwoma czasownikami, które określają relację pana i sługi. Nie do końca wydaje się jasne, czy pan powierzył im talenty czy im je po prostu dał. Wydaje się, że jedno i drugie. Powierzyć oznacza polecić komuś jakąś rzecz z intencją odzyskania jej po pewnym czasie. Pan powierzył sługom swój cały majątek, co oznacza, że nadal jest on właścicielem majątku. Natomiast słowo dać oznacza, że rzecz nie podlega zwrotowi, zmienia właściciela, staje się darem. Pan, który powierza sługom talenty, jest ciągle ich właścicielem, ale zarazem daje im talenty, aby z pełną odpowiedzialnością nimi zarządzali. Dopiero zakończenie przypowieści wyjaśnia, na czym polega zamysł pana. Pełne ufności i wolności zarządzanie dobrami wyzwala inicjatywę i sprawia, że powoli stają się one naszą własnością, są nam dawane lub inaczej oddawane z nawiązką przez pana, który zaprasza nas do swojej radości.
W codziennym życiu posługujemy się powiedzeniem: kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. Czasami mamy pretensje do Boga, który pozbawia nas różnych rzeczy, zabiera nam jedyny talent, jaki mamy. Zostawia nas z niczym. Tymczasem Bóg pragnie nam dać więcej, niż nam się wydaje. Jeśli jesteśmy dobrymi zarządcami, możemy się spodziewać nadzwyczajnej hojności. Zakończenie przypowieści pokazuje, że dwaj słudzy pomnożyli majątek pana, który stał się odtąd ich majątkiem: dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Trzeba uwierzyć, że powierzone dobra stają się naszymi, jeśli umiejętnie nimi zarządzamy. Wydaje się, że różnice postaw sług z przypowieści dotyczą tego właśnie punktu. Dwaj pierwsi słusznie uznali, że otrzymany dar należy teraz do nich. Na tym polega istota daru. Dlatego wykorzystali go, wzięli się do roboty, nie bali się zaryzykować. Postąpili słusznie. Trzeci sługa niczego natomiast nie zrozumiał. Ów głupiec nie pojął, że kawałek złota należy do niego, przynajmniej w czasie nieobecności pana. Nie potrafi uwierzyć w miłość, hojność pana. Talent okazał się dla niego czymś… kłopotliwym, czymś, co trzeba oddać w stanie nienaruszonym (A. Pronzato).
Pracować dla Boga
Czas między wyjazdem pana, a jego powrotem przeznaczony jest na pracę sług. Oni są zarządcami, ich inicjatywie Pan pozostawia sposób wykorzystania talentów. Nie wydaje przed wyjazdem dyspozycji, jak mają postępować, nie określa działań, które mają podjąć. Wie, ile może wymagać od człowieka. Dlatego od żadnego ze swoich sług nie żąda więcej, niż byłby w stanie uczynić. Dla żadnego ze sług opiekowanie się talentami nie przekracza własnych możliwości. Z drugiej strony jest docenieniem. Pan pragnie, by słudzy posługiwali się w pełni swoimi zdolnościami. Daje im wolność w sposobie wykorzystania talentów.
Dwaj pierwsi słudzy zaangażowali się w pomnożenie majątku pana, podczas gdy trzeci nie zyskał nic. W zasadzie wszyscy trzej wzięli się ostro do roboty. Każdy podjął jakieś działanie, ale owoce pracy były odmienne. Pierwszy i drugi sługa zyskał drugie tyle, co otrzymał. Obaj wykazali się inicjatywą, obaj puścili talenty w obrót: ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Pan pochwala takie zachowanie, docenia obrotność i poświęcenie sług. Obaj słyszą słowa pochwały: Dobrze, sługo dobry i wierny. Trzeci sługa także wykonał ciężką pracę, może nawet cięższą niż pozostali. Rozkopał ziemię i ukrył w niej prawie 35 kg złota. Później ze strachem obserwował zapewne miejsce, w którym ukrył talent, aby nie padł łupem złodzieja. Gdy pan powrócił, ponownie musiał wziąć w ręce szpadel i kopać, aby oddać mu jego pieniądze. Taka praca nie przyniosła mu zapewne wielkiej satysfakcji, nie była twórcza ani rozwojowa. Nagrody też nie otrzymuje. Słyszy raczej naganę: Sługo zły i gnuśny. Jego praca okazała się bezużyteczna. On sam nazwany zostaje sługą nieużytecznym.
Przypowieść pokazuje, że można się wiele natrudzić, ale cały wysiłek idzie na marne, jest nieużyteczny. Bóg nie lubi bezużytecznej pracy. Trud włożony w wykonanie jakiegoś zadania powinien być owocny. Nie wystarczy więc dużo się napracować. Naszej pracy trzeba nadać sens i użyteczność. Jezus mówi do swoich Apostołów: Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał (J 15, 16). Trwały owoc, to taki, który służy innym. A. Pronzato pisze: Nie wystarczy zaprezentować owoce pracy. Trzeba zapytać, komu one służą. Jeśli w centrum wszystkiego znajdują się nasze egoistyczne interesy, jeśli nasze działania wykonywane są tylko w perspektywie doczesnej rzeczywistości, to Boże rachunki na pewno nie będą się zgadzać.
Bóg nie lubi także pracy wykonywanej tylko z obowiązku czy ze strachu, ze spuszczoną głową i smutną miną. W Jego zamyśle człowiek, jako obraz Boga, powinien stawać się twórcą, a właściwie stwórcą. Zadaniem człowieka jest praca wykonywana na wzór Boga Stwórcy. Dlatego też słudzy otrzymują od pana wolność, nie mają sprecyzowanych wytycznych, mogą wykazać się własną inwencją, wykorzystać zdolności. Jako chrześcijanie mamy poznać logikę rozumowania Boga i podjąć pracę, która będzie spełnieniem Jego zamysłów.
W księdze Apokalipsy czytamy: Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze Mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca (Ap 22, 12). Bóg pragnie, by nasza praca była radosna, by przynosiła owoce, by nas cieszyła. Człowiek, który radośnie i wiernie pracuje dla Boga, może być pewien nagrody, która przewyższy jego oczekiwania. Apostoł Narodów zachęca: bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostanie daremny w Panu (1 Kor 15, 58).
Bój się Boga!
Największy dramat trzeciego sługi z przypowieści o talentach polega na tym, że boi się pana. Właściwie to boi się wyobrażenia pana, fałszywego obrazu, który nosi w swoim sercu. Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Słowa te świadczą, że sługa nigdy nie poznał dobrze swojego pana. Ma go za człowieka twardego, surowego, karzącego. Takie wyobrażenie paraliżuje jego poczynania, zabija kreatywność. Co więcej, prowadzi nawet do niespójności w działaniu. Niespójność tę wykazuje mu wyraźnie jego pan: Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Skoro słudze wydawało się, że zna dobrze swego pana, powinien był oddać jego majątek bankierom. Wtedy jego działanie byłoby spójne z jego wyobrażeniem pana. Skoro bał się pana, powinien zaufać przynajmniej bankierom.
Nasze zachowanie w relacji do Boga przypomina często postawę trzeciego sługi. Obraz Boga, jaki nosimy w sercu, jest często wyobrażeniem, które blokuje naszą relację do Niego. Strach, lęk, obawa prowadzą do traktowania Boga, jako surowego sędziego, który potrafi solidnie ukarać, który jest twardy, nieludzki. Wobec takiego Boga trzeba być przede wszystkim w porządku. Nie wolno Mu podpaść. Relacja z Nim to ciężka służba, nużący obowiązek, powinność. Człowiek bojący się Boga widzi wszystko w posępnej optyce powinności. Pojawia się owa postać człowieka zakompleksionego, udręczonego, zahamowanego, bladego, skrupulatnego, niezdolnego do podjęcia ryzyka, do pójścia za porywem swojej fantazji. Taki człowiek wszystko (słowo, Ducha, wiarę, prawdę) przemienia w martwy depozyt, który administruje z gorliwością grabarza, ze sztywną powagą uczestnika uroczystości pogrzebowej (A. Pronzato).
Fałszywy obraz Boga przeszkadza w nawiązaniu prawdziwej relacji. Być może zbyt często straszono nas bozią, przedstawiano Boga jako Wielkiego Brata, który wszystko widzi i ma pod kontrolą, który czyha na nasze potknięcie i z radością zapełni nami czeluście piekielne. Zbyt często słyszeliśmy, że Bóg jest surowym Sędzią, a za rzadko, że jest Miłością i pragnie z nami nawiązać relację przyjacielską. Przypowieść wyraźnie pokazuje, że Bóg nie jest twardy i nie chce zbierać, gdzie nie posiał. Bóg pragnie obdarować każdego ponad miarę. Pragnie zatrzeć różnicę między panem a sługą, zaprasza wszystkich do swojej radości, do ucztowania przy jednym stole.
Przypowieść wzywa do odrzucenia lęku przed Bogiem. Święty Jan Apostoł pisze w swoim Liście: W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4, 18). Lęk przed Bogiem różni się zupełnie od bojaźni Bożej, która jest początkiem mądrości (Ps 111, 10). Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat słowami: Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Jest to wezwanie, by otwierać się na Bożą miłość, która objawiła się najpełniej w Jezusie Chrystusie, by otwierać się na przyjaźń, jaką Jezus chce nas obdarować. Papież Benedykt XVI mówi, że kto wpuszcza Chrystusa, nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim. Nie! Tylko w tej przyjaźni otwierają się na oścież drzwi życia. Tylko w tej przyjaźni rzeczywiście otwierają się wielkie możliwości człowieka. Tylko w tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne i co wyzwala (…). Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Tak! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, a znajdziecie prawdziwe życie.
Bóg nie jest twardy. Nie trzeba się Go lękać. Bóg jest miłością i pragnie, by nasza relacja do Niego opierała się na zaufaniu i miłości. Prowadzi to do niewyobrażalnej nagrody, którą jest wiekuisty udział w Jego życiu: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce ludzkie nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).