Dziś przeżywamy święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Towarzystwa Jezusowego. Zachęcamy do przeczytania artykułu o. Jacka Bolewskiego SJ na temat ignacjańskiej wizji Matki Bożej.

Jak uczeń umiłowany Jezusa, tak i my jesteśmy wezwani, by wziąć Maryję do siebie… Wzięli to sobie do serca towarzysze Jezusa – najpierw Ignacy, następnie w ślad za nim inni jezuici. Gdy jeszcze prawda Niepokalanego Poczęcia budziła w Kościele kontrowersje, zanim ogłoszony został dogmat, wszyscy teologowie jezuiccy nie tylko bronili gorliwie Maryjnej tajemnicy, lecz i zagłębiali się w nią – w jedności z misterium wcielonego Boga. Najkrótszą, zarazem najpiękniejszą formułę zgłębianej prawdy przedstawił – już po zdefiniowaniu dogmatu w 1854 roku – wielki poeta, najbardziej obecnie ceniony spośród niemałej grupy jezuitów oddanych sztuce. Gerard Manley Hopkins (1844-1889) w swym genialnym poemacie Katastrofa statku „Deutschland” wspomina w słowach skierowanych do Chrystusa: „Święto Niepokalanej, niewiasty tak poczętej, / Jak poczęła też Ciebie, w początku tajemnicy””[1]. Rzeczywiście, mówiąc o „niepokalanym poczęciu Maryi” wyznajemy nie tylko, że Ona została poczęta (z obojga rodziców) w sposób niepokalany, czyli wolny od grzechu pierworodnego. Wolne od tego grzechu było także poczęcie przez Nią Syna. Jednak oczywiście należy rozróżniać. Dlatego w drugim przypadku teologowie mówią o „aktywnym” poczęciu Maryi w odróżnieniu od pierwszego, w którym Ona została („biernie”) poczęta. Jedność obu wymiarów tajemnicy stanowi jej sedno: „Bierne” niepokalane poczęcie Maryi przygotowało Ją do „czynnego”, które było ponadto dziewicze.

Tajemnica Niepokalanej obejmuje nie tylko Jej poczęcie. Całe życie Maryi było święte i niepokalane, w pełni wcielając plan Ojca, który w swoim Synu „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i niepokalani przed Jego obliczem” (Ef 1, 4). I dzięki temu, że w Maryi widzimy tak czyste spełnienie powołania, które jest wspólne nam wszystkim, Ona właśnie – nasza Matka – pomaga nam oczyszczać się w drodze do celu, pełni dziecięctwa Bożego w królestwie Ojca. Drogę wskazuje przede wszystkim Jezus, ale zgodnie z Jego testamentem okazuje się, że możemy liczyć naprawdę – na towarzyszenie Maryi. Przekonał się o tym Ignacy w swej życiowej pielgrzymce, prowadzącej do Towarzystwa Jezusowego. Także pozyskani przez niego towarzysze Jezusa – czy to w szerszym sensie jako chrześcijanie uformowani przez Ćwiczenia, czy jako jezuici – mogą doświadczyć opieki Matki, by świadczyć jak Ona: „Wielbi dusza moja Pana […] bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”…

Matka drogi świętego Ignacego Najważniejsze świadectwo naszego Świętego znajdujemy w jego Opowieści pielgrzyma. Widzimy tu, że kluczowe doświadczenia życiowej drogi wiązały się z Maryją. W pewnym sensie pod Jej znakiem stoi początek samej Opowieści. Właśnie „w wigilię święta Matki Bożej Śnieżnej”, związanego z powstaniem rzymskiej bazyliki Maryjnej (Santa Maria Maggiore) i obchodzonego 5 sierpnia, Ignacy zgodził się wreszcie spełnić prośbę współbraci, „by opowiedział wszystko, co działo się w jego duszy aż do tej pory”, czyli do 1553 roku”[2]. W opowieści, rozpoczętej opisem zranienia i stopniowej przemiany w okresie rekonwalescencji, wspomina pierwsze pobożne myśli. Krążyły one wokół Jezusa i świętych, ale mieszały się ze „świeckimi” marzeniami, nie tylko o powrocie do dawnego pana, lecz o czynach, jakich pragnął „dokonać w służbie pewnej damy”, która „nie była zwyczajną szlachcianką, ani hrabianką, ani księżniczką, ale należała do nieporównanie wyższego stanu”[3]. Dopiero gdy już Ignacy nauczył się rozróżniać oba rodzaje myśli dzięki rozeznaniu duchów, od których pochodziły, wtedy miejsce damy, nawiedzającej go w myślach, zajęła Maryja. To właśnie Jej nawiedzenie po raz pierwszy go przemieniło.

Warto przypomnieć opis Ignacego w całości, pamiętając, że mówi o sobie – w trzeciej osobie: „Pewnej nocy, gdy nie spał, ujrzał obraz naszej Pani ze świętym Dzieciątkiem Jezus. Widzenie to napełniło go na dłuższy czas nadzwyczajną pociechą i tak wielkim wstrętem do całego życia przeszłego, a szczególnie do grzechów cielesnych, iż zdawało mu się, że wymazane zostały z jego duszy wszystkie te obrazy i wyobrażenia, które aż do tej pory były w niej wyryte. I tak od tamtej chwili aż do sierpnia 1553 roku, kiedy te rzeczy są notowane, nigdy nie dał najmniejszego przyzwolenia na pokusy cielesne. Z tego też skutku można wnosić, że widzenie to było od Boga, choć on sam nie śmiał o tym zadecydować i nie twierdził nic ponad to, co wyżej powiedziano. Brat jego, a także i wszyscy domownicy zauważyli po jego zewnętrznym sposobie życia zmianę, jaka dokonała się we wnętrzu jego duszy” (OP 10).

To pierwsze tajemnicze doświadczenie było zatem prawdziwie całościowe: przemiana w duszy wyraziła się także cieleśnie, jakże silnie… Przeżycie czystości na całe życie złączyło go z Niepokalaną. Dalsze kroki przyszłego świętego świadczą o tym, że świadomie szuka „naszej Pani”. Gdy wspomina swe notatki z lektury Żywota Chrystusa, dodaje: „Słowa Chrystusa pisał atramentem czerwonym, słowa zaś Naszej Pani niebieskim” (OP 11). Opuściwszy rodzinny dom, odbył najpierw „całonocne czuwanie przed ołtarzem Matki Boskiej w Arancuz”. Odebrał następnie zaległe pieniądze od swego księcia, zwracając ich część „osobom, wobec których był zobowiązany, część zaś przeznaczył na odnowienie i ozdobienie pewnego obrazu Matki Boskiej, który był mocno zniszczony” (OP 13). Nie dziwimy się przeto, że gdy na kolejnym etapie drogi dołączył do niego „pewien Maur jadący na mule”, Pielgrzym zaczął z nim „mówić o Najśw. Pannie”. Zadziwia jednak obrót sprawy. Najpierw Ignacy był gotów, aby w odpowiedzi na racjonalistyczne argumenty przeciwko dziewictwu Maryi zadać Maurowi „kilka ciosów sztyletem”. Ale „Pan nasz” uchronił obu przez to, że posłużył się… mulicą, która poniosła Pielgrzyma w inną stronę (OP 15). Jeszcze raz – podobnie jak w przypadku biblijnej oślicy Balaama (por. Lb 22, 22nn) – zwierzę okazało się mądrzejsze od człowieka! Tak oto trzymając się „głównej drogi” Pielgrzym dotarł w końcu do Montserratu, słynnego sanktuarium Maryjnego. Tutaj odbył trzydniową spowiedź, poprosił spowiednika o zatrzymanie przy klasztorze „jego mulicy, miecz zaś i sztylet zawiesił w kościele przed ołtarzem Najśw. Panny”. Zmienił ubranie, zakładając przygotowany strój pielgrzymi. „Następnie uklęknął przed ołtarzem Matki Boskiej z kosturem w ręce i spędził tam noc całą – już to klęcząc, już to stojąc. Z brzaskiem dnia wyruszył stamtąd”. A był to poranek uroczystości Zwiastowania Pańskiego”[4].

Pod znakiem poczęcia Pana z Maryi Dziewicy zaczęła się droga Pielgrzyma. Już pierwszy etap okazał się niespodzianką. W drodze do Barcelony, skąd Ignacy zamierzał odpłynąć do Ziemi Świętej, chciał się zatrzymać „przez kilka dni” w Manrezie, by „zanotować kilka rzeczy w swojej książce” (OP 18). Pobyt przedłużył się do roku, pełnego łaski… Także tutaj towarzyszyła mu Matka „łaski pełna”. Wizja Trójcy Świętej, którą Pielgrzym wymienia na pierwszym miejscu, zaczęła się tak: „Pewnego dnia, gdy odmawiał oficjum o Matce Boskiej […], jego umysł zaczął się wznosić i ujrzał Przenajśw. Trójcę jakby pod postacią trzech klawiszy […] doznając w tym radości i pociechy. I już na całe życie pozostało mu to wrażenie, tak iż doznawał wielkiej pobożności, ilekroć modlił się do Trójcy Św.” (OP 28). Owe „trzy klawisze” znaczą, dodajmy, nie tyle wizję trzech przedmiotów, ile raczej akord, harmonijne współbrzmienie trzech tonów w jednym dźwięku. Wizja ma zatem akustyczny, nie optyczny charakter – i rzeczywiście przybliża tajemnicę trójjedności… Także widzenie człowieczeństwa Syna Bożego jako „białego ciała” łączyło się z Maryją: Pielgrzym oglądał Ją „w podobnym kształcie, nie rozróżniając części ciała” (OP 29).

Z dalszej drogi Pielgrzym wspomina w swej Opowieści zwłaszcza wizje związane z Chrystusem, którego towarzystwo wspierało go w trudnościach”[5]. Kolejny ślad Maryi pojawia się we wzmiance o spotkaniu w Barcelonie, gdzie Ignacy powróciwszy z Ziemi Świętej podjął naukę. W obliczu pokus, odciągających od studium, umówił się ze swym nauczycielem w kościele Matki Boskiej Morza (de la Mar). Zobowiązał się tu, że nie będzie opuszczał wykładów. „A ponieważ uczynił tę obietnicę z wielką mocą, nigdy już więcej nie odczuwał tych pokus” (OP 55). Ukryta bliskość Maryi w początku studiów owocowała zatem podobnie jak wcześniejsza wizja, której efekt okazał się trwały. Wprawdzie Studentowi nie brakowało innych trudności, jednak one także wskazywały drogę… Maryja towarzyszy dalej nie mniej dyskretnie. Właśnie pod Jej znakiem – w uroczystość Wniebowzięcia 1534 roku – Ignacy i jego towarzysze złożyli śluby w Paryżu na Montmartre co do swych losów. Uderza to, że wspominając w Opowieści treść owej decyzji (OP 85), Pielgrzym nie łączy jej bezpośrednio ze ślubami i z Maryją. Towarzysze nie myśleli jeszcze wtedy o tworzeniu wspólnoty zakonnej, ale właśnie tutaj kryje się jej początek, a śluby, ponawiane każdego roku pod znakiem Maryi (15 VIII), wiązały towarzyszów nie tylko z Bogiem, ale także wzajemnie. Stopniowo, w związku z niemożnością wspólnej pielgrzymki do Ziemi Świętej, droga prowadziła do Towarzystwa Jezusowego. Na tym ostatnim etapie najważniejsze było dla Pielgrzyma przeżycie, że sam Bóg uczynił z niego towarzysza Jezusa. Gdy mianowicie prosił „Matkę Najświętszą, aby go chciała przyłączyć do swego Syna”, doświadczył w końcu w La Storta „z tak wielką jasnością, że Bóg Ojciec przyłączył go do swego Syna Jezusa Chrystusa, iż nie odważyłby się nigdy wątpić o tym, że Bóg Ojciec przyłączył go do swego Syna” (OP 96).

Maryja, która wspierała Pielgrzyma w drodze do Towarzystwa Jezusowego, stała się Jego Matką. Doroczne święto Matki Towarzystwa Jezusowego przypada 22 kwietnia – na pamiątkę dnia, w którym Ignacy z towarzyszami złożył śluby zakonne w Rzymie 1541 roku. Było to po zatwierdzeniu zakonu przez papieża Pawła III (27 IX 1540) i po wyborze Ignacego na pierwszego przełożonego generalnego (19 IV 1541). Dzień uroczystej profesji przypadał na piątek oktawy Wielkiej Nocy. Towarzysze zebrali się w bazylice Świętego Pawła za Murami, gdzie podczas Mszy św. odprawionej przez Ignacego – przed Komunią św. – oddali siebie Bogu – w Towarzystwie Jezusowym. Nad ołtarzem umieszczona była bizantyjska mozaika, przedstawiająca Maryję z Dzieciątkiem; obraz ten stał się dla towarzyszy Jezusa wizerunkiem ich Matki. Sam Ignacy już wcześniej upodobał sobie obraz Matki Bożej Przydrożnej albo Drogi (della Strada); znajdował się on w kościele, położonym najbliżej miejsca, które przyszli jezuici zamieszkiwali w Rzymie od początku 1541 roku. Później na miejscu pierwotnego kościółka powstała pierwsza i najsłynniejsza świątynia zakonu: kościół Najświętszego Imienia Jezusa (del Gesj). Tutaj obraz pozostaje po dziś dzień u końca lewej nawy. Doroczne wspomnienie Matki Bożej Drogi jest obchodzone przez jezuitów 24 maja. Maryja prawdziwie wskazuje Drogę, samego Jezusa – nie tylko Pielgrzymowi-Ignacemu, ale wszystkim otwierającym się na doświadczenie Ćwiczeń duchowych.

W świetle Ćwiczeń Dyskretne, lecz istotne towarzystwo Maryi w Ćwiczeniach duchowych uczy tego, czego wcześniej nauczył się sam Ignacy. Jest Ona szczególnie pomocna w początku, kiedy działanie Boga pozostaje mało uchwytne, trudne do pojęcia, dlatego wymaga przyjęcia z wiarą – jakby widząc Niewidzialnego… Pierwszy tydzień ignacjańskich Ćwiczeń od razu wprowadza w samo sedno trudności, które mają swe źródło w grzechu. Stąd „Ćwiczenie pierwsze” wiąże się z rozważaniem „o pierwszym, drugim i trzecim grzechu” (ĆD 45). Właściwe tło, zarazem uwieńczenie rozważania, stanowi „Rozmowa końcowa”, prowadzona z Ukrzyżowanym, w cieniu krzyża (ĆD 53). Początkowo święty Ignacy nie wspomina tu Maryi, choć uprzednio, we „Wprowadzeniu 1.” do tego ćwiczenia, wskazał ogólnie, że należy sobie wyobrazić „miejsce materialne” związane z rozważaniem, a więc „np. świątynię lub górę, na której znajduje się Jezus Chrystus lub Pani nasza Maryja, zależnie od tego, co chcę kontemplować” (ĆD 47). A zatem, możemy dodać, skoro w pierwszym rozważaniu należy stanąć ostatecznie pod krzyżem, i wyobrażać „sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu” (OP 53), nic nie stoi na przeszkodzie, by w cieniu krzyża dojrzeć i Maryję, zgodnie ze świadectwem ostatniego ewangelisty. Więcej, Ignacy jakby wyprowadza Ją z ukrycia w „Ćwiczeniu trzecim”, które stanowi „Powtórzenie” dwóch wcześniejszych.

Tu warto się zatrzymać. Ignacy zaleca stosowanie „powtórzeń” jako rekapitulacji wcześniejszych ćwiczeń, a zwłaszcza punktów, „w których odczułem większe pocieszenie lub strapienie, albo też w ogóle miałem jakieś większe przeżycie duchowe” (ĆD 62). Liczy się nie tylko dostrzeżenie poruszeń, ale rozeznanie ich duchowego sensu w perspektywie drogi do Boga. Znamienne jest, że właśnie teraz Ignacy włącza wyraźnie Maryję do modlitwy zalecanej rekolektantowi. W centrum pozostaje nadal Jezus, Bóg-Człowiek. O ile jednak oba pierwsze ćwiczenia przedstawiają centralną Postać samotnie, w osamotnieniu krzyża, o tyle teraz Ukrzyżowany jawi się w towarzystwie: swej ludzkiej Matki z jednej strony, z drugiej strony – Boskiego Ojca. W ten sposób modlitwa prowadzi głębiej, odsłaniając centralną tajemnicę Jezusa w osobowej wspólnocie – zarówno z nami, przez Maryję, jak i z Ojcem, przez objawienie Syna. Ćwiczenie kończy się trzystopniową, rozbudowaną prośbą: najpierw do „Pani naszej, aby mi wyjednała u Syna swego łaskę” odwrócenia się od grzechów, następnie „do Syna, aby mi to samo wyjednał u Ojca”, wreszcie „do Ojca, aby On sam, Pan odwieczny, udzielił mi tego samego” (ĆD 63). Te trzy rozmowy kończą także wiele kolejnych ćwiczeń, odnosząc się do różnych łask, o które mamy prosić. Modlitwa zaczyna się z Maryją, zwracając się dalej – z Nią – do Syna i do Ojca. Wspomnijmy tylko jedną prośbę, może najbardziej zbliżoną do tej, której owocem w życiu naszego Świętego była wizja w La Storta. Każdy z odprawiających ćwiczenia ma zwracać się „do Pani naszej” tak oto: „żeby mi uzyskała u Syna i Pana swego łaskę, aby mię przyjął pod swój sztandar” (ĆD 147).

Droga „pod sztandarem krzyża” jest przejściem, obejmującym w Ćwiczeniach etapy poszczególnych tygodni. Śladami Jezusa przechodzimy przez tajemnice Jego życia, śmierci aż po dopełnienie w świetle Zmartwychwstania. Na tej drodze spotykamy Maryję. Jej obecność u boku Jezusa jest ukazana przez Ignacego zgodnie ze świadectwem Ewangelii, począwszy od tajemnicy Zwiastowania – Wcielenia. Kolejne rozważania nie pomijają żadnego wydarzenia, w którym uczestniczyła Maryja, choć Ignacy tylko krótko je sygnalizuje. Na przykład o Jezusowym testamencie z krzyża wspomina pośród innych tajemnic, „które dokonały się na krzyżu” jako „siedem słów” Ukrzyżowanego: „Modlił się za tych, którzy Go krzyżowali; przebaczył łotrowi i polecił Matkę swą świętemu Janowi, a świętego Jana Matce swojej”[6]. Ale Święty posuwa się dalej i wychodzi w końcu poza świadectwo Ewangelii. Na początku ostatniej serii medytacji wokół misterium Zmartwychwstania proponuje on „pierwszą kontemplację o tym, jak Chrystus, nasz Pan, ukazał się naszej Pani” (ĆD 218nn). Później mówi jeszcze wyraźniej o „Jego pierwszym objawieniu”, dodając: „Pismo Święte wprawdzie o tym nie mówi, trzeba to jednak uznać za pewne, ponieważ powiedziano, że się objawił tak wielu innym. Pismo Święte bowiem zakłada, że mamy rozum, jak jest napisane: «I wy jesteście bez rozumu?»„ (ĆD 299).

Znowu się zatrzymajmy. Może nie przypadkiem Ignacy skraca jakby wydarzenie z udziałem Maryi pod krzyżem, ubogaca natomiast ewangeliczne relacje o Zmartwychwstaniu – jak gdyby wyróżnione miejsce Matki w przeżyciu Przejścia (Paschy) wyjaśniało się dopiero w pełnym świetle w obliczu zmartwychwstałego Syna. W Ćwiczeniach Ignacy podkreśla pierwszeństwo Maryi w Jej relacji do Zmartwychwstałego. Z tym oczywiście trzeba się zgodzić. Ale czy znaczy to, że właśnie Jej jako pierwszej On się ukazał? Owszem, i to możemy przyjąć. Otwarta pozostaje kwestia, jak owo widzenie się dokonało. Zjawienia Jezusa wobec apostołów miały przezwyciężyć ich niewiarę, przekonać ich o prawdziwości Zmartwychwstania. W przypadku jednego z nich – umiłowanego ucznia Jezusa – było jednak inaczej. W swej Ewangelii zaświadczył on, że jego wiara w zmartwychwstanie zrodziła się wcześniej, gdy zajrzał do pustego grobu. To mu wystarczyło, bowiem: „Ujrzał i uwierzył” (J 20, 8). Nie zobaczył w tym momencie zmartwychwstałego Jezusa, a jednak uwierzył w Jego zmartwychwstanie. Tak oto jako pierwszy zasłużył sobie na błogosławieństwo Jezusa dla tych, którzy „nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29)… Jako pierwszy? W swojej Ewangelii poświadcza on w podobny sposób wiarę Maryi, choć nie dopiero na widok pustego grobu, lecz jeszcze wcześniej – u stóp krzyża. Tutaj aż do końca wytrwała Ona w swej wierze, w której widziała więcej niż Ukrzyżowanego. Widziała z umiłowanym uczniem, jak z przebitego Serca Syna wypłynęła krew i woda. Czy już tutaj nie widziała Ona Niewidzialnego – Tego, który mimo swej śmierci żył, jak to poświadczył swoim zmartwychwstaniem? Czy Maryja – póki żyła na ziemi – potrzebowała dodatkowego widzenia Zmartwychwstałego?

Ostatnie pojawienie się naszej Pani w Ćwiczeniach odsłania więcej, niż myślimy… Spróbujmy przemyśleć: widzenie Zmartwychwstałego przez Maryję dopełnia to, co wyraża końcowa „Kontemplacja dla zyskania miłości”. Pamiętamy, że „Kontemplacja” przedstawia widzenie świata oczami wiary – jako dzieło miłości Boga, który wszystko przenika. Wizja ta jest owocem oczyszczenia, przejścia przez doświadczenie krzyża. Jezus od początku tak widział świat, jak to wskazał umiłowany Jego uczeń. A Maryja? Żyła wiarą, w której trwała i wytrwała dzięki modlitwie – przez rozważanie sensu trudnych, nieoczekiwanych wydarzeń”[7]. Oto dlaczego możemy przyjąć, że stojąc u stóp Ukrzyżowanego widziała więcej niż inni: nie koniec, lecz przejście, najtrudniejsze przejście Jego i Jej życia – do pełni, która jest u Boga. Widziała nowy początek, odsłaniający się z mocą w świetle Zmartwychwstania. Jej spojrzenie pełne wiary było przeniknięte miłością Boga, jak gdyby dana Jej była wizja, którą wyraża „Kontemplacja” – w Jej przypadku nie „dla zyskania miłości”, ale dla poświadczenia, że ją „zyskała” wcześniej, otwierając się bez reszty na tajemnicę wcielonego Boga. Gdy przeto z Jej pomocą szukamy podobnego spojrzenia w naszym życiu, znajdujemy zapewnienie, że miłość istotnie jest silniejsza od zła, grzechu. Zwycięstwo miłości wszystko przenikającej i przezwyciężającej ukazuje nie tylko krzyż, ambiwalentny znak zbawienia, lecz i sprzeciwu. Jaśniejszy jest Maryjny znak nowego początku – Niewiasty depczącej węża. Tak, Ona nie tylko widzi Zmartwychwstałego, trwając u Jego boku. Sama staje się Jego znakiem, ucząc i nas odnajdywania bliskości Boga – we wszystkim.

Przypisy

  1. W oryginale mamy trudną do przetłumaczenia grę słów w charakterystyce Maryi: For so conceived, so to conceive thee is done. W przybliżeniu: „Skoro tak była poczęta (chodzi o niepokalane poczęcie Maryi), tak było Jej dane począć Ciebie” (chodzi o dziewicze poczęcie Jezusa z Maryi). Natomiast polski przekład (por. G. M. Hopkins, Wybór poezji, przeł. S. Barańczak, Kraków 1981, s. 41) brzmi: „Święto kobiety bez zmazy, co poczęła Cię pierwsza / I odtąd Twoje poczęcie wciąż tą samą jest tajemnicą”.
  2. Przedmowa o. Ludwika Gonçalveza da Camara, w: Św. Ignacy Loyola, Pisma Wybrane, przeł. i opr. M. Bednarz SJ, Kraków 1968, t. I, s. 174 (= PW I, 174).
  3. Opowieść Pielgrzyma, n. 6 (= OP 6), PW I, 179. Przypuszcza się dzisiaj, że była to jedna z sióstr samego cesarza Karola V (por. PW I, 236).
  4. OP 16-18. Dokładna data wyruszenia Pielgrzyma w drogę: 25 III 1522.
  5. Por. OP 41. 44. 48. 52.
  6. ĆD 297. Oprócz wymienionych „trzech” słów, Ignacy wspomina jako cztery następne: „powiedział donośnym głosem: «Pragnę» i dano Mu żółć i ocet; powiedział, że jest opuszczony; powiedział: «Dokonało się»; powiedział: «Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mojego»„ (tamże).
  7. Por. Łk 2, 19. 52; więcej w moim: Początek w Bogu. Jedność dziewiczego i niepokalanego poczęcia, Kraków 1998, s. 276-282.