Bardzo łatwo jest pisać o nienawiści. O radości dużo trudniej.

Długo szukałem jakiejś jej definicji, czy też obrazu, który mógłby ją lekko opisać. Tyle jednak razy, ile próbowałem, tyle razy mi się wymykała, jakby się urywała. Czyżby zatem radość była trochę jak pajęczyna?

Wiotka i niedostrzegalna – człowiek w nią wpada – kiedy ktoś go zaprasza aby wszedł przez drzwi jego nieużywanego serca. Może wtedy przerazić – człowiek zacznie się z niej nerwowo wycierać, jakby ktoś go przyłapał w niewypastowanych butach. I nagle okazuje się, że znów ją zgubił, bo skupił się jedynie na sobie samym – obrócił się na pięcie i wyszedł z serca drugiego.

Radość jest jak pajęczyna – pomiędzy nami. Człowiek w nią wpada i dlatego też może czuć się nieswojo – bo ktoś jakby go pojmał, uzależnił od siebie. Ale co to za niewola? Łańcuchy z pajęczyny?

Wiem kiedy ją tracę – wtedy staram się na gwałt związać nas silnymi więzami innych uczuć. I chociaż myślę, że dalej jestem dla Ciebie, bo jestem do Ciebie przywiązany – staję się jednak niewolnikiem, a nie Twoim gościem.

Co daje radość?

A co daje nam powietrze? Nasze płuca go pragną, i są w stanie zmusić nas do wszystkiego, aby zdobyć jego haust. Tak i z radością. Nasze serce jej pragnie i jest w stanie sprawić, że wyzwolimy w sobie największe pokłady biernej czułości w oczekiwaniu na drugie serce. I tylko dzięki temu, człowiek staje się bardziej sobą – dzięki Tobie.