Lecz oni milczeli. Mk 3, 1-6
I znów mamy szabat. Kiedy czytamy Stary Testament to wiele razy powtarza się tam wezwanie Boga do przestrzegania szabatu. Nie dziwię się. Szabat upodabnia do Boga. Bóg, który odpoczął, Bóg który uwolnił. Człowiek ma być w tym podobny do Niego.
Szabat jest najlepszym dniem, żeby uzdrowić człowieka z uschłą ręką. Większość ludzi tej właśnie ręki używa do pracy jako ręki głównej. Tą ręką obejmujemy w geście czułości, kładziemy na ramię przekazując wsparcie, wyciągamy ją, żeby przyjąć i żeby dać. Kiedy jest uschła, to jakby relacje były uschłe. Jezus pragnie tylko jednego – uwolnić tego człowieka ku relacjom, ku działaniu, w stronę prawdziwej komunikacji, czyli wyrażania siebie.
Szabat jest najlepszym dniem, żeby go uzdrowić, bo ten człowiek nie może na razie przestrzegać szabatu. Przykazanie szabatu mówi bowiem, że „sześć dni będziesz pracował, a siódmego dnia odpoczniesz”. Szabat dotyczy całego tygodnia, a nie tylko jednego dnia. Po sześciu podobnych do siebie dniach jest dzień siódmy, który się odróżnia. Ten chory człowiek z powodu kalectwa nie może pracować, a więc każdy dzień jest dla niego jak „szabat”. Ale on nie może wtedy poczuć różnicy.
Jezus pyta ich o życie i śmierć. Czy szabat to dobry dzień na uwolnienie życia, na przekazanie dobra i miłości, czy przeciwnie? Ludzie milczą i jest to wymowne milczenie. Jak ściana, o którą można się rozbić. Bierna agresja, na twarzy której odciska się twarde serce, zaciekłe, zapiekłe… milczenie, które rani, które zabija.
Bo paradoksem tej sceny jest, że ludzie nie pozwalają w szabat Bogu ocalić życia, ale sami dają sobie prawo, by w szabat naradzać się nad śmiercią Boga.
A Bóg chce, bym stanął na środku (bo jestem w centrum Jego troski) i wyciągnął rękę – bym Mu pokazał to, co uschło, co obumarło, co nie ma już komunikacji. On, który jest Miłością = totalną i nieprzerwaną Komunikacją, może ją uzdrowić. Może mnie uwolnić. Uczyń to Panie, niezależnie od niszczącego mnie milczenia wokół mnie…